Выбрать главу

— Nie zdawałam sobie sprawy, jaki cudowny jest wasz świat — mówiła dalej Królowa. — Chodzi mi o to, że senki… cóż, nie są tak naprawdę niczym więcej niż chodzącymi gąbkami. A ich świat jest bardzo stary. Właściwie umiera. Tam już nie ma nic twórczego. Z moją małą pomocą twoi ludzie poradzą sobie znacznie lepiej. Ponieważ wy śnicie przez cały czas. A szczególnie ty. Widzisz swój świat, jakby to był rysunek, pośrodku którego znajdujesz się właśnie ty, prawda? Cudownie. Popatrz tylko na siebie. Kim jesteś? Dziewczynką w dość koszmarnej sukience i niezgrabnych butach. Zamarzyło ci się, że możesz napaść na mój świat i zawojować go patelnią. Miałaś marzenie pod tytułem: Dzielna dziewczyna ratuje swego braciszka. Wydawało ci się, że jesteś bohaterką opowieści. A potem go zostawiłaś na pastwę losu. Jak myślisz, czy uderzenie milionów ton wody jest tym samym co spuszczenie na głowę góry żelaza?

Akwila nie potrafiła myśleć. Jej głowę wypełniała gorąca różowa mgła.

Trzecia rozsądna myśl zdołała przekrzyczeć tę mgłę.

— Wyciągnęłam Rolanda — szepnęła Akwila, wciąż patrząc na swoje buty.

— Ale on jest dla ciebie nikim — powiedziała Królowa. — On jest, powiedzmy to sobie wprost, dość głupawym chłopcem o dużej czerwonej twarzy i mózgu wieprza, jak jego ojciec. Zostawiłaś małego braciszka z bandą złodziejaszków, a uratowałaś rozpieszczonego głupka.

Nie było czasu, skrzeczała trzecia myśl. Nie dałabyś rady wrócić po niego, a potem dojść do latarni morskiej. I tak ledwie zdążyłaś. Udało ci się uratować Rolanda. To była jedyna logiczna decyzja. Nie możesz się czuć z tego powodu winna. Co jest lepsze, próbować uratować brata, zachować się odważnie i głupio, i umrzeć, czy uratować chłopaka, zachowując się odważnie i rozsądnie, i przeżyć?

Ale coś wciąż powtarzało, że głupio umrzeć byłoby bardziej… w porządku.

Coś powtarzało: Czy potrafisz powiedzieć mamie: „Wiedziałam, że nie zdążę uratować brata, więc zamiast niego uratowałam kogoś innego?”. Czy będzie zadowolona, że tak to wymyśliłaś? To, że się ma rację, nie zawsze wystarcza.

To Królowa! — darła się trzecia myśl. To jej głos. Ona cię hipnotyzuje. Przestań jej słuchać!

— Zapewne nie twoja wina, że nie masz serca i jesteś taka zimna — mówiła Królowa. — Z pewnością zawinili twoi rodzice. Nigdy nie poświęcali ci dość czasu. A poczęcie Bywarta to było z ich strony prawdziwe okrucieństwo, powinni zachowywać się nieco ostrożniej. No i pozwolili ci za dużo czytać. Z pewnością dla młodego umysłu nie jest najlepiej, jeśli zna takie słowa jak „paradygmat” czy „eschatologiczny”. To może prowadzić do używania własnego brata jako przynęty na potwory. — Królowa westchnęła. — Smutne, że tak się dzieje nieustannie. Cóż, moim zdaniem możesz być dumna, iż udało ci się zostać tylko głęboką introwertyczką niedostosowaną do życia w społeczeństwie.

Okrążała Akwilę.

— Jakie to smutne — mówiła. — Marzyło ci się, że jesteś silna, rozsądna i logiczna… taka osoba, która ma zawsze przy sobie kawałek sznurka. Tyle że to twoje wytłumaczenie na przykry fakt, iż nie jesteś prawdziwie ludzka. Jesteś samym mózgiem, nie masz wcale serca. Nawet nie płakałaś, kiedy umarła babcia Dokuczliwa. Myślisz zbyt dużo, a teraz twoje ukochane myślenie zawiodło. Cóż, chyba najlepiej będzie, jeśli cię po prostu zabiję, co na to powiesz?

Znajdź kamień! — darła się trzecia myśl. Uderz ją!

Akwila świadoma była obecności innych postaci kryjących się w mroku za Królową.

Ludzie z letniego obrazka, ale także kilka senków i jeździec bez głowy, i kobiety-trzmiele.

Mróz ścinał trawę.

— Chyba będzie nam się tu podobało — oświadczyła Królowa.

Akwila czuła, jak nogi jej lodowacieją. Jej trzecia myśl, głosem zdartym z wysiłku, krzyknęła: Zrób coś!

Powinnam była być lepiej zorganizowana, pomyślała tępo. Nie powinnam polegać na snach. A może… powinnam być bardziej człowiekiem. Czuć… więcej. Ale nie potrafiłam zapłakać. Łzy po prostu nie przychodziły. I jak mam przestać myśleć? I myśleć o myśleniu?

A nawet myśleć, że myślę o myśleniu?

Ujrzała uśmiech w oczach Królowej i pomyślała: Która z tych wszystkich osób jest mną?

Czy w ogóle istnieje jakaś ja?

Chmury rozlewały się nad horyzontem jak plama. Zakrywały gwiazdy. To były atramentowoczarne chmury z lodowego świata, chmury koszmary. Zaczął padać deszcz z kawałkami lodu, które cięły murawę niczym bagnety, zamieniając ją w kredowy muł. Wiatr wył jak piekielna sfora.

Akwila zrobiła krok do przodu. Błoto mlasnęło pod jej butami.

— Wreszcie okażesz odrobinę ducha? — zapytała Królowa, cofając się odrobinę.

Akwila chciała zrobić jeszcze jeden krok, ale coś działo się nie tak. Było jej zbyt zimno, była zbyt zmęczona. Czuła, że jej ja gdzieś znika, gubi się…

— Jaki smutny koniec — stwierdziła Królowa.

Akwila upadła w zamarzające błoto.

Deszcz narastał, siekąc jak igłami, waląc ją w głowę niczym młotkiem. Czuła, że po policzkach płyną jej lodowe łzy. Czuła, że nie może odetchnąć.

Było jej coraz zimniej. Już nic nie widziała, nic nie słyszała… tylko ten dźwięk.

Ten dźwięk mówił jej o zapachu śniegu i o lśnieniu lodu. Był wysoki i cienki.

Nie czuła pod sobą ziemi i nic nie widziała, nawet gwiazd. Chmury zasłoniły wszystko.

Było jej tak zimno, że nie czuła już zimna, nie czuła nic. Przez jej zamarznięty umysł przebiła się myśclass="underline" Czy jest jeszcze w ogóle jakaś ja? Czy też moje myśli tylko śnią o mnie?

Ciemności się pogłębiały. Noc nigdy nie była taka czarna, a zima taka zimna. Było zimniej niż w czasie najcięższych mrozów, kiedy spadło mnóstwo śniegu, a babcia Dokuczliwa wędrowała z trudem od zaspy do zaspy, szukając ciepłych ciał. Jeśli pasterz miał odrobinę rozumu, owce mogły przeżyć śnieg, powtarzała zawsze babcia. Śnieg chroni je od mrozu. Owcy ukrytej w ciepłej jamie pod stertą śniegu niestraszne są podmuchy lodowatego wiatru.

Ale to zimno, które Akwilę teraz atakowało, było takie jak w dni, kiedy śnieg nie pada, wieje mroźny wiatr i na trawie pojawiają się kryształki lodu… Takie mordercze dni zdarzały się wczesną wiosną wraz z pierwszymi narodzinami jagniąt, kiedy zima zawracała, nie chcąc dać za wygraną…

Wszędzie panowała ciemność, gorzka i bezgwiezdna.

Tylko gdzieś w dali lśniła jedna plameczka światła.

Jedna gwiazdka. Niewysoko. Przesuwała się…

W burzowe noce stawała się większa.

Przemieszczała się zygzakiem.

Nastała cisza. Cisza pachnąca owcami, terpentyną i tytoniem.

A potem… Akwila poczuła, że jej ciało przesuwa się, jakby przelatywała przez ziemię, i to bardzo szybko.

Napłynęło łagodne ciepło i, tylko przez chwilę, słyszała szum fal.

I własny głos wewnątrz głowy.

Ta ziemia jest w mojej krwi.

Ziemia pod falami.

Biel.

Akwila spadała poprzez ciemną, ciężką ciemność wokół, jakby to był śnieg, ale delikatny niczym pył.

W jakiś sposób biel układała się też pod nią.

Obok Akwili przeleciało stworzenie przypominające rożek z lodami, miało mnóstwo czułków.

Jestem pod wodą, pomyślała.

Pamiętam…

Miliony lat temu nowy ląd wykształcił się pod oceanem. To nie jest sen. To… pamięć.

Ziemia pod falami. Miliony maleńkich muszelek.

Ta ziemia żyła.

I przez cały czas Akwila czuła ciepły, dający poczucie bezpieczeństwa zapach chaty pasterskiej, jakby była trzymana w niewidocznych rękach.