Выбрать главу

Gdy wylądował, na nim z kolei wylądowała para majtek należąca do Akwili, takich z długimi nogawkami, w czerwone różyczki.

— Było wspaniale! — oświadczył, wydobywając się spod zwojów materiału. — Już nigdy więcej nie wyląduję na głowie.

— To moje najlepsze majtki — odparła znużonym głosem. — Ukradłeś je ze sznura z suszącą się bielizną?

— Oczywiście. Ładne i czyściutkie. Musiałem odciąć koronkę, bo się w nią plątałem, ale zostawiłem na sznurze, żebyś ją mogła gdzieś przyszyć. — Hamisz uśmiechnął się do Akwili szerokim uśmiechem kogoś, kto pierwszy raz nie wylądował twardo na ziemi.

Westchnęła. Lubiła koronkę. Nie miała zbyt wielu rzeczy, które nie były niezbędne.

— No dobrze, zatrzymaj je sobie — powiedziała.

— W takim razie je zatrzymam — zgodził się Hamisz. — Zaraz, zaraz, co to ja miałem…? Och tak. Będziesz miała gości. Spotkałem je za wioską. Spójrz tam.

Wskazał na dwa kształty większe od myszołowa, tak wysoko, że odcinały się na tarczy słonecznej. Akwila przyglądała się, jak zataczały kręgi, schodząc coraz niżej nad ziemię.

Siedziały na miotłach.

Wiedziałam, że muszę poczekać, pomyślała.

Poczuła świdrowanie w uszach. Odwróciła się i zobaczyła Hamisza biegnącego po trawie. Myszołów go chwycił i już wzbijali się w górę. Zastanowiła się, czy był przestraszony i nie chciał spotkać… ktokolwiek tu nadchodził.

Miotły opadały.

Na jednej, która znajdowała się niżej, siedziały dwie postacie. Gdy wylądowały, Akwila zobaczyła, że jedną z nich jest panna Tyk, przywierająca z całych sił do kogoś mniejszego, kto najwyraźniej sterował. Na wpół zeszła, na wpół spadła z miotły i podbiegła do Akwili.

— Nie uwierzysz, co przeżyłam! — wykrzyknęła. — Prawdziwy koszmar! Leciałyśmy przez burzę. Czy z tobą wszystko w porządku?

— O… tak…

— Co tu się działo?

Jak zacząć odpowiedź na tak postawione pytanie?

— Królowa odeszła — powiedziała Akwila. W tych słowach mieściło się wszystko.

— Co? Królowa odeszła? Och… te panie to pani Ogg…

— Dzień dobry — odezwała się druga pasażerka miotły, poprawiając długą czarną suknię, spod której fałd dochodził dźwięk naciąganego elastiku. — Chciałabym nadmienić, że wiatr tam w górze hula, jak chce! — Była niską, korpulentną damą o twarzy niczym zbyt długo magazynowane jabłko. Kiedy się uśmiechała, każda z jej zmarszczek przesuwała się w inną stronę.

— A to — mówiła dalej panna Tyk — jest pani…

— Panna — poprawiła ją natychmiast dama zsiadająca właśnie z miotły.

— Szalenie przepraszam, panno Weatherwax — poprawiła się natychmiast panna Tyk. — Bardzo, ale to bardzo dobre czarownice — wyszeptała do Akwili. — Miałam mnóstwo szczęścia, że udało mi się je odnaleźć. W górach czarownice są w dużym poważaniu.

Akwila była pod wrażeniem. Ktoś potrafił wywołać na twarzy panny Tyk rumieniec zakłopotania! Ale pannie Weatherwax udawało się to przez samo stanięcie obok. Była wysoka, a raczej — Akwila zdała sobie sprawę — wcale nie była wysoka, tylko trzymała się wysoko, co może łatwo wprowadzić w błąd, jeśli nie zwraca się dostatecznej uwagi, i podobnie jak druga czarownica miała na sobie czarną, niezbyt nową sukienkę. Świdrującymi niebieskimi oczami oglądała Akwilę od stóp do głów.

— Masz dobre buty — oświadczyła.

— Powiedz pannie Weatherwax, co się wydarzyło… — zaczęła panna Tyk.

Czarownica tylko uniosła dłoń i panna Tyk w jednej chwili zamilkła. Teraz Akwila była pod jeszcze większym wrażeniem.

Panna Weatherwax obrzuciła dziewczynkę spojrzeniem, które objęło całą jej głowę i jakieś pięć mil dookoła. Potem podeszła do kamieni i machnęła dłonią. To był dziwny ruch, spowodował jakby zatrzepotanie powietrza, ale też na chwilę zostawił świecącą linię. Potem usłyszały dźwięk, jakby akord, jakby ileś różnych dźwięków zdarzyło się w jednej chwili.

Zdarzyło i zamknęło w ciszę.

— Tytoń Wesoły Żeglarz? — zapytała wiedźma.

— Owszem — potwierdziła Akwila.

Czarownica jeszcze raz machnęła ręką i znowu towarzyszył temu odgłos, ostry i skomplikowany. Odwróciła się, by spojrzeć na odległy punkt, który był kopcem praludków.

— Fik Mik Figle? Wodza? — dopytywała się.

— No tak. Ale tylko czasowo — przyznała Akwila.

— Hmmm — mruknęła panna Weatherwax.

Machnięcie. Dźwięk.

— Patelnia.

— Tak, ale gdzieś zginęła.

— Hmmm.

Machnięcie. Dźwięk. Jakby czarownica wyciągała całą historię z powietrza.

— Napełnione wiadra?

— I koryto też — potwierdziła Akwila.

Machnięcie. Dźwięk.

— Rozumiem. Specjalny Płyn dla Owiec?

— Tak, tata mówi, że od niego…

Machnięcie. Dźwięk.

— Aha. Kraina śniegu. — Machnięcie. Dźwięk. — Królowa. — Machnięcie. Dźwięk. — Walka. — Machnięcie. Dźwięk. — Na morzu? — Machnięcie, dźwięk, machnięcie, dźwięk…

Panna Weatherwax spoglądała na zmieszane powietrze, gdzie oglądała obrazy widoczne tylko dla niej. Pani Ogg usadowiła się koło Akwili, a jej krótkie nóżki zadyndały w powietrzu, kiedy wygodnie się umościła.

— Próbowałam Wesołego Żeglarza — oświadczyła. — Śmierdzi jak paznokcie u nóg, prawda?

— Rzeczywiście — zgodziła się Akwila z wdzięcznością.

— Aby zostać wodzą Fik Mik Figli, trzeba z jednym z nich wziąć ślub, czyż nie? — dopytywała się pani Ogg niewinnie.

— No tak, ale udało mi się znaleźć sposób, żeby to obejść — odparła Akwila.

I opowiedziała jej. Pani Ogg serdecznie się uśmiała. To był ten rodzaj śmiechu, dzięki któremu czujesz się lepiej.

Powietrze się uspokoiło, panna Weatherwax wpatrywała się w nic przez chwilę, a potem powiedziała:

— I w końcu pokonałaś Królową. Ale wydaje mi się, że miałaś pomoc.

— To prawda — przyznała Akwila.

— Jaką?

— Ja nie wtykam nosa w twoje sprawy — wyrwało się dziewczynce, zanim zdążyła pomyśleć, co chce powiedzieć.

Panna Tyk aż się zatchnęła. W oczach pani Ogg coś błysnęło.

Spoglądała to na Akwilę, to na pannę Weatherwax, jakby była na meczu tenisowym.

— Akwilo, panna Weatherwax jest najsłynniejszą czarownicą ze wszystkich… — zaczęła bardzo poważnie panna Tyk, ale najsłynniejsza czarownica tylko machnęła dłonią.

Koniecznie muszę się nauczyć, jak to się robi, pomyślała Akwila.

I wtedy panna Weatherwax zdjęła spiczasty kapelusz i ukłoniła się Akwili.

— Dobrze powiedziane — oświadczyła, prostując się i spoglądając wprost na dziewczynkę. — Nie miałam prawa o to pytać. To twój kraj i przebywam tutaj za twoim pozwoleniem. Okażę ci szacunek, jeśli i ty okażesz go mnie. — Na chwilę powietrze zlodowaciało, a niebo pociemniało. A potem panna Weatherwax jakby nigdy nic mówiła dalej: — Ale jeśli pewnego dnia będziesz chciała powiedzieć mi coś jeszcze, z chęcią posłucham. Z przyjemnością też dowiedziałabym się czegoś więcej o stworzeniach wyglądających, jakby je ktoś zrobił z ciasta. Nie natknęłam się na nie nigdy wcześniej. I twoja babcia wygląda na osobę, którą bym chętnie poznała. — Znowu się wyprostowała. — A na razie sprawdźmy, czy jest jeszcze coś, czego powinnaś się nauczyć.

— Czy dowiem się czegoś o szkole dla czarownic? — zapytała Akwila.