Выбрать главу

„Moim ojcem jest Tam al’Thor. On mnie znalazł, wychował, kochał. Żałuję, że nie znałem cię, Janduinie, ale Tam jest moim ojcem”.

— „Zrodzony z krwi, ale wychowany przez tych, którzy nie są z krwi”. Dokąd was wysłały Mądre na poszukiwanie mnie? Do siedzib Ziemi Trzech Sfer? Wysłały was na drugą stronę Muru Smoka, tam gdzie się wychowywałem. Zgodnie z proroctwem.

Bael oraz pozostali trzej pokiwali powoli głowami, jednak niechętnie; Couladin też miał na ramionach Smoki, a bez wątpienia woleliby raczej kogoś ze swoich. Twarz Sevanny wyrażała zdecydowanie; nieważne, kto nosi prawdziwe znamiona, nie było najmniejszej wątpliwości, kogo poprze.

Całkowite przekonanie o własnej słuszności, jakim popisywał się Couladin, ani na chwilę nie osłabło; otwarcie wyszczerzył zęby, patrząc na Randa. W ogóle spojrzał na niego po raz pierwszy.

— Ile czasu minęło, odkąd po raz pierwszy ogłoszono Proroctwo Rhuidean? — Wciąż zdawał się uważać, iż powinien krzyczeć. — Kto może orzec, do jakiego stopnia słowa uległy zmianie? Moja matka była Far Dareis Mai, zanim porzuciła włócznię. Jak bardzo zmieniła się reszta? Albo została zmieniona! Powiedziane jest, że kiedyś służyliśmy Aes Sedai. Ja mówię, że one mają zamiar powtórnie nas zniewolić! Ten mieszkaniec bagien został wybrany, ponieważ podobny jest do nas z wyglądu! Nie pochodzi z naszej krwi! Przyszedł z Aes Sedai, które prowadziły go na smyczy! A Mądre powitały je jak rzekome pierwsze siostry! Wszyscy słyszeliście, że Mądre potrafią robić rzeczy przekraczające ludzkie pojęcie. Wędrujące po snach użyły Jedynej Mocy, aby utrzymać mnie z daleka od tego mieszkańca bagien! Użyły Jedynej Mocy, jak to czynią Aes Sedai! Aes Sedai sprowadziły tu tego mieszkańca bagien, aby nas podstępem zniewolić! A wędrujące po snach im w tym pomagały!

— To szaleństwo! — Rhuarc podszedł do Randa i spojrzał na milczących zebranych. — Couladin nigdy nie wszedł do Rhuidean. Słyszałem, jak Mądre odmówiły mu prawa wstępu. Rand al’Thor był tam. Widziałem, jak opuszczał Chaendaer, i widziałem, jak powrócił naznaczony tymi Smokami.

— A dlaczego odmówiły mi prawa wstępu? — warknął Couladin. — Ponieważ Aes Sedai im kazały! Rhuarc nie powiedział wam, że jedna z Aes Sedai wyszła z Chaendaer razem z tym mieszkańcem bagien! W taki właśnie sposób zdobył swoje Smoki! Dzięki czarom Aes Sedai! Pod Chaendaer zginął mój brat Muradin, zamordowany przez tego mieszkańca bagien i Aes Sedai Moiraine, a Mądre na rozkaz Aes Sedai pozwoliły im odejść wolno! Kiedy zapadła noc, wszedłem do Rhuidean. Nie zdradziłem tego nikomu, aż do tej chwili, .ponieważ to jest najwłaściwsze miejsce, w którym Car’a’carn może się ujawnić! Ja jestem Car’a’carn!

Kłamstwa przemieszane z dokładnie dobranymi drobinami prawdy. Ten człowiek cały tchnął przekonaniem o własnej racji, z pewnością miał przygotowaną odpowiedź na każde pytanie.

— Mówisz, że poszedłeś do Rhuidean bez zezwolenia Mądrych? — zapytał ostrym tonem Han, marszcząc czoło. Górujący nad wszystkimi Bael stał ze splecionymi ramionami i wyglądał na równie zdegustowanego, na twarzach Erima i Jherana malowały się podobne odczucia, może odrobinę mniej intensywne. Wodzowie klanów wciąż się wahali. Sevanna pochwyciła rękojeść swego noża i płonącym wzrokiem mierzyła Hana, jakby chciała zatopić ostrze w jego plecach.

Couladin jednak również na to miał odpowiedź.

— Tak, bez niego! Ten Który Przychodzi Ze Świtem przynosi zmiany! Tak mówi proroctwo! Bezużyteczne zwyczaje muszą się zmienić i ja je zmienię! Czy nie przybyłem tutaj o świcie?

Wodzowie klanów zdawali się powoli przekonywać do gadaniny tamtego, podobnie jak obserwujący tę scenę Aielowie; nikt nie usiadł, wszyscy patrzyli w całkowitym milczeniu, tysiące czekały. Jeżeli Randowi nie uda się ich przekonać, zapewne nie opuści żywy Alcair Dal. Mat ponownie wskazał nieznacznym gestem siodło Jeade’ena. Rand nie raczył nawet przecząco potrząsnąć głową. Chodziło o coś więcej niż tylko o wydostanie się stąd żywym — potrzebował tych ludzi, potrzebna mu była ich lojalność. Musi mieć ludzi, którzy pójdą za nim, ponieważ w niego wierzą, a nie dlatego, że chcą go wykorzystać albo coś od niego dostać. Musi.

— Rhuidean — powiedział. To słowo wypełniło jakby cały kanion. — Twierdzisz, że poszedłeś do Rhuidean, Couladin? Co tam widziałeś?

— Wszyscy wiedzą, że o Rhuidean nie wolno mówić — — uciął Couladin.

— Możemy odejść na bok — powiedział Erim — i porozmawiać na osobności, wtedy będziesz mógł nam opowiedzieć...

Shaido przerwał mu, jego twarz płonęła gniewem.

— Z nikim nie będę na ten temat rozmawiał. Rhuidean jest świętym miejscem i to, co w nim zobaczyłem, też jest święte! — Ponownie wyrzucił w górę swe napiętnowane Smokami przedramiona. — One czynią mnie świętym!

— Przeszedłem przez las szklanych kolumn przy Avendesorze. — Rand mówił cicho, ale słowa niosły się wszędzie. — Widziałem historię Aielów oczyma moich przodków. Co ty widziałeś, Couladin? Ja nie boję się o tym mówić. A ty?

Shaido zadrżał od wrzącego w nim gniewu, jego twarz przybrała prawie barwę jego płomiennych włosów.

Bael i Erim wymienili niepewne spojrzenia, Jheran i Han również.

— Aby o tym rozmawiać, musimy odejść na bok — mruknął Han.

Couladin zdawał się nie dostrzegać, że stracił swoją przewagę nad tą czwórką, ale Sevanna zrozumiała to w lot.

— Rhuarc opowiedział mu o tych rzeczach — wypluła z siebie. — Żona Rhuarca jest wędrującą po snach, jedną z tych, które pomagają Aes Sedai! Rhuarc mu opowiedział.

— Rhuarc by tego nie zrobił — warknął na nią Han. — Jest wodzem klanu i człowiekiem honoru. Nie mów o tym, na czym się nie znasz, Sevanna.

— Nie boję się! — krzyknął Couladin. — Żaden człowiek nie zarzuci mi braku odwagi! Ja również patrzyłem oczyma moich przodków! Widziałem czasy, gdy przyszliśmy do Ziemi Trzech Sfer! Widziałem naszą chwałę! Chwałę, którą ponownie wam ofiarowuję!

— Widziałem Wiek Legend — oznajmił Rand — i początki podróży Aielów do Ziemi Trzech Sfer.

Rhuarc chwycił go za ramię, ale Rand strząsnął jego dłoń. Ten moment był im przeznaczony od chwili, gdy Aielowie po raz pierwszy zebrali się przed Rhuidean.

— Widziałem Aielów, kiedy jeszcze zwano ich Da’shain Aiel i wędrowali Drogą Liścia.

— Nie! — wzniósł się okrzyk z zewnątrz kanionu i przetoczył wyciem po jego zboczach. — Nie! Nie!

Z tysięcy gardeł. Ostrza włóczni, potrząsanych nad głowami, odbijały promienie słońca. Krzyczeli nawet niektórzy wodzowie szczepów Taardad. Adelin patrzyła na Randa, całkowicie zesztywniała. Mat gwałtownie wskazywał siodło i krzyczał coś do niego, ale jego słowa ginęły we wrzawie.

— Kłamca!

Akustyka kanionu spotęgowała krzyk Couladina; pełen gniewu i triumfu wzbił się ponad wrzaski zgromadzonych. Gwałtownie potrząsając głową, Sevanna ruszyła w jego stronę. Musiała podejrzewać, że jest oszustem, liczyła jednak, że jeśli go uciszy, to wszystko jeszcze jakoś się ułoży. Zgodnie z oczekiwaniami Randa, Couladin odepchnął ją. On wiedział, że Rand był w Rhuidean — sam przypuszczalnie nie wierzył nawet w połowę swej opowieści — ale w to również uwierzyć nie potrafił.

— Własnymi słowami zadał sobie kłam! Zawsze byliśmy wojownikami! Zawsze! Od zarania czasu!

Wycie tłumu narastało, włócznie lśniły w słońcu, ale Bael, Erim, Jheran i Han stali pogrążeni w kamiennym milczeniu. Teraz już wiedzieli. Nieświadomy ich spojrzeń, Couladin wymachiwał naznaczonymi Smokami rękoma w stronę zgromadzonych Aielów i w uniesieniu dalej im schlebiał.