Moiraine ściągnęła brwi, jakby odpowiedź, którą zamierzała udzielić Nynaeve, miała być znacznie ostrzejsza. Elayne drgnęła, nie przyszło jej jednak do głowy nic, co mogłaby powiedzieć, aby zażegnać kłótnię. Rand nadal jej skakał po głowie. Nie miał prawa! A jakie ona miała prawo?
Zamiast niej odezwała się Egwene.
— Co on zrobił, Moiraine?
Spojrzenie Aes Sedai pomknęło w stronę Egwene, tak twarde, że dziewczyna aż się cofnęła i rozłożyła wachlarz, nerwowo trzepocząc nim sobie przed oczyma. Jednakże wzrok Moiraine osiadł na Joyi i Amico, pierwszej obserwującej ją czujnie, drugiej związanej i niepomnej niczego prócz odległej ściany.
Elayne wzdrygnęła się nieznacznie pojąwszy, że Joyia nie jest związana. Pośpiesznie sprawdziła tarczę blokującą jej dostęp do Prawdziwego Źródła. Miała nadzieję, że żadna nie zauważyła jej reakcji, Joyia przerażała ją bowiem niemalże śmiertelnie, natomiast Egwene i Nynaeve bały się tej kobiety nie bardziej niż Moiraine. Czasami trudno było zdobyć się na odwagę, właściwą Dziedziczce Tronu Andoru, często żałowała, że nie panuje nad sobą tak umiejętnie jak jej dwie przyjaciółki.
— Strażniczki — mruknęła jakby do siebie Moiraine. — — Widziałam je jeszcze na korytarzu, ale nigdy mi to nie przyszło do głowy. — Wygładziła suknię, opanowując się z wyraźnym wysiłkiem. Elayne stwierdziła, że chyba nigdy dotąd nie widziała Moiraine podobnie wytrąconej z równowagi jak tej nocy. Z kolei jednak Aes Sedai miała ku temu powód.
„Nie większy niż ja. Czyżby?”
Stwierdziła, że unika wzroku Egwene.
Gdyby to Egwene, Nynaeve albo Elayne były wytrącone z równowagi, Joyia z pewnością powiedziałaby coś, subtelnego i dwuznacznego, obliczonego na dodatkowe ich zdenerwowanie. W każdym razie gdyby były same. Przy Moiraine tylko obserwowała, niespokojna i milcząca.
Moiraine przeszła do drugiego końca stołu, odzyskując spokój. Joyia była od niej wyższa niemal o głowę, ale nawet gdyby miała na sobie jedwabie, to i tak nie byłoby wątpliwości, która panuje nad sytuacją. Joyia niby się nie cofnęła, a jednak jej dłonie miętosiły przez chwilę rąbek spódnic, nim potrafiła nad nimi zapanować.
— Poczyniłam przygotowania — powiedziała cicho Moiraine. — Za cztery dni zostaniecie zabrane statkiem w górę rzeki, do Tar Valon i Wieży. Tam nie będą z wami postępować tak łagodnie jak my. Jeśli nie znalazłyście do tej pory prawdy, to lepiej znajdźcie ją, nim dotrzecie do Południowego Portu, bo inaczej z pewnością traficie na szubienicę w Sądzie Zdrajczyń. Nie będę więcej z wami rozmawiała, chyba że prześlecie wiadomość, iż macie coś nowego do powiedzenia. I nie chcę od was słyszeć ani słowa, ani jednego słowa, jeśli nie wniesie czegoś nowego. Wierzcie mi, to wam zaoszczędzi bólu w Tar Valon. Aviendho, czy zechcesz powiedzieć kapitanowi, by przysłał tu dwóch ludzi?
Elayne zamrugała, gdy Panna Włóczeni wyprostowała się i zniknęła za drzwiami, czasami umiała siedzieć tak nieruchomo, że wydawało się, ii jej tu wcale nie ma.
Twarz Joyi poruszyła się, jakby chciała coś powiedzieć, ale Moiraine wbiła w nią wzrok i Czarna Ajah odwróciła oczy. Błyszczały niczym oczy kruka, przepełnione żądzą mordu, trzymała jednak język za zębami.
Natomiast Elayne spostrzegła od razu, jak Moiraine otoczyła się nagle złoto-białą łuną, towarzyszącą tej, która obejmowała saidara. Zobaczyć to mogła tylko kobieta nauczona przenoszenia Mocy. Strumienie unieruchamiające Amico rozplątały się bardzo szybko, szybciej niż Elayne zdołałaby się z nimi uporać. Była silniejsza od Moiraine, przynajmniej potencjalnie. Kobiety, które ją szkoliły w Wieży, niemalże nie potrafiły dać wiary w ogrom jej możliwości, podobnie zresztą było w przypadku Egwene i Nynaeve. Nynaeve była z nich wszystkich najsilniejsza — kiedy już udało jej się przenieść Moc. Moiraine była natomiast doświadczona. To, czego one wciąż jeszcze musiały się uczyć, Moiraine potrafiłaby zrobić przez sen. Były jednak takie rzeczy, które Elayne potrafiła zrobić, podobnie jak jej dwie przyjaciółki, a których Aes Sedai nie umiała. Niewielką to stanowiło satysfakcję w porównaniu z łatwością, z jaką Moiraine nastraszyła Joyię.
Uwolniona, na powrót odzyskawszy słuch, Amico odwróciła się i dopiero teraz zdała sobie sprawę z obecności Moiraine. Pisnąwszy dygnęła głęboko jak nowicjuszka. Joyia wbiła ponury wzrok w drzwi, unikając oczu pozostałych. Nynaeve, z rękoma skrzyżowanymi na piersiach i ze zbielałymi od ściskania warkocza stawami dłoni, patrzyła na Moiraine równie morderczym wzrokiem jak Joyia. Egwene gładziła palcami spódnice i patrzyła spode łba na Joyię, Elayne krzywiła się żałując, że nie jest równie odważna jak Egwene; czuła się w tej chwili tak, jakby zdradzała przyjaciółkę. Na to wszystko wszedł kapitan, a tuż za nim, depcząc mu po piętach, dwaj Obrońcy w czerni i złocie. Nie było z nimi Aviendhy, zapewne skorzystała z okazji, by uciec przed Aes Sedai.
Szpakowaty oficer, z dwoma krótkimi piórami na hełmie o wywiniętym brzegu, spłoszył się, gdy jego oczy napotkały Joyię, choć ona zdawała się w ogóle go nie dostrzegać. Jego niepewny wzrok biegał od kobiety do kobiety. Nastrój panujący w izbie zwiastował kłopoty, a żaden rozsądny człowiek nie miał ochoty się angażować w kłopotliwą sytuację, stworzoną przez osoby ich pokroju. Dwóch żołnierzy przycisnęło wysokie włócznie do boków, jakby się obawiali, że będą zmuszeni się bronić. Może rzeczywiście się tego spodziewali.
— Zabierzesz te dwie z powrotem do ich cel — zwięźle oznajmiła oficerowi Moiraine. — Powtórz swe instrukcje. Nie chcę żadnych błędów.
— Tak, Aes... — Słowa zdawały się zamierać Kapitanowi w gardle. Przełknął głośno powietrze. — Tak, moja pani — powiedział, zerkając z niepokojem, by sprawdzić, czy to wystarczy. Kiedy ona nadal patrzyła na niego czekając, słyszalnie westchnął z ulgą. — Więźniarki mają nie rozmawiać z nikim oprócz mnie, nawet ze sobą. Dwudziestu ludzi w izbie strażniczej i dwóch przed każdą celą na okrągło, a czterech, gdyby z jakiegoś powodu drzwi miały być otwierane. Osobiście będę doglądał przygotowania ich posiłków i będę je im zanosił. Wszystko, jak zarządziłaś, moja pani.
W jego głosie pobrzmiewał ślad pytania. Po Kamieniu krążyły setki plotek w sprawie uwięzionych kobiet i powodu, dla którego miały być strzeżone tak ściśle. Opowiadano też sobie szeptem różne historie o Aes Sedai, jedne mroczniejsze od drugich.
— Bardzo dobrze — pochwaliła go Moiraine. — Zabierz je.
Nie było jasne, kto ma większą ochotę opuścić tę izbę, pojmane czy Strażnicy. Nawet Joyia ruszyła szybkim krokiem, jakby ani chwili dłużej nie mogła znieść milczenia w obecności Moiraine.
Elayne była przekonana, że od momentu wejścia do izby jej twarz pozostała spokojna, Egwene jednak podeszła do niej i objęła ją ramieniem.
— O co chodzi, Elayne? Wyglądasz tak, jakbyś miała się rozpłakać.
Pod wpływem troski w jej głosie Elayne poczuła, że zaraz zaleje się łzami.
„Światłości! — pomyślała. — Nie będę aż taka głupia. Nie będę! Płacząca kobieta jest jak wiadro bez dna”.
Lini znała mnóstwo tego typu powiedzonek.
— Trzy razy... — wybuchnęła Nynaeve — tylko trzy! Zgodziłaś się, byśmy pomagały w przesłuchaniu. Tym razem znikasz, jeszcze zanim zaczęłyśmy, a teraz na dodatek spokojnie oznajmiasz, że je odsyłasz do Tar Valon! Jak nie pomagasz, to przynajmniej nie przeszkadzaj!
— Nie nadużywaj autorytetu Amyrlin — odparła chłodno Moiraine. — Mogła wam zlecić ściganie Liandrin, ale wy nadal jesteście tylko Przyjętymi, i to takimi, które wiedzą żałośnie mało. Nieważne, w czyje listy was wyposażono. A może macie zamiar wypytywać je przez całą wieczność, zanim podejmiecie jakąś decyzję? Wy, ludzie z Dwu Rzek, zdajecie się unikać decyzji, które koniecznie należy podjąć szybko. — Nynaeve otworzyła i zamknęła usta, wytrzeszczając oczy, jakby się zastanawiała, na które oskarżenie odpowiedzieć najpierw, w tym momencie Moiraine zwróciła się do Egwene i Elayne. — Weź się w garść, Elayne. Nie wiem, jak możesz wykonywać rozkazy Amyrlin, jeśli ci się wydaje, że w każdym kraju obowiązują obyczaje, do których nawykłaś. I nie wiem też, dlaczego jesteś taka zdenerwowana. Nie pozwalaj, by twoje uczucia raniły innych.