Выбрать главу

– Owszem, ale to ty nam przerywasz takim tonem, jakbyś wszystko wiedział. Dlatego powinieneś zdradzić, jak miałbym udowodnić popełnienie tej profanacji.

– Przecież już się przyznał, prawda?

– Tak, ale czy sądzisz, że jeśli wytoczymy proces karny i postawimy Lanigana przed ławą przysięgłych, to wtedy również się przyzna? Taką strategię masz do zaproponowania?

– Na pewno się nie przyzna – podsunął ochoczo Sandy.

Sweeneyowi krew uderzyła do twarzy, z każdą chwilą robił się coraz bardziej czerwony. Kilka razy machnął rękoma w powietrzu, przenosząc wzrok z Parrisha na McDermotta i odwrotnie.

Dotarło do niego, że prawnicy we własnym gronie wszystko już ustalili. I wtedy stracił panowanie nad sobą.

– Kiedy to ma się stać?! – warknął.

– Dziś po południu – odparł sędzia.

Tego Sweeneyowi było już za wiele. Zagryzł zęby, wbił dłonie głęboko w kieszenie spodni, wykonał zwrot na pięcie i wymaszerował z gabinetu.

– Prawnicy zawsze troszczą się tylko o siebie – bąknął od drzwi, lecz na tyle głośno, by wszyscy go słyszeli.

– Jedna wielka, szczęśliwa rodzinka – odparł ironicznie Parrish.

Szeryf z hukiem trzasnął drzwiami i pognał schodami na dół. Odjechał sprzed gmachu sądu nie oznakowanym służbowym wozem. Z telefonu komórkowego połączył się szybko ze swym potajemnym informatorem, pracującym w redakcji jednego z popularnych miejscowych dzienników.

Wobec dwóch pisemnych zezwoleń, jedynej żyjącej krewnej, wnuczki zmarłego, oraz Patricka, wykonawcy jego ostatniej woli, rozkopanie grobu było czystą formalnością. Zarówno Trussel, Parrish, jak i Sandy, zwrócili uwagę na ironię tej sytuacji, w której Lanigan, jedyny przyjaciel Goodmana, musiał wyrazić swą zgodę na otwarcie trumny, żeby w ten sposób oczyścić się od zarzutu popełnienia morderstwa. Zresztą nie tylko ten jeden fakt zdawał się mieć podobnie ironiczny wydźwięk.

Nie chodziło jednak o ekshumację, do której niezbędna byłaby decyzja sędziego poprzedzona stosownym wnioskiem, czy nawet będąca wynikiem oddzielnego posiedzenia. Chodziło wyłącznie o sprawdzenie zawartości mogiły, a ponieważ kodeks prawny stanu Missisipi nie obejmował tego rodzaju działań, sędzia Trussel postanowił nie zawracać sobie głowy formalnościami. W końcu nikt nie mógł się poczuć przez to poszkodowany, a już z pewnością nikt z najbliższej rodziny. Nie było także mowy o naruszeniu nietykalności zwłok, skoro w grobie spoczywała pusta trumna, nie będąca miejscem wiecznego spoczynku zmarłego.

Rolland wciąż prowadził dom pogrzebowy w Wiggins. Doskonale pamiętał starego Clovisa Goodmana i jego adwokata oraz to niezwykłe czuwanie przy zwłokach, kiedy nikt nie przyszedł, aby pożegnać zmarłego. Tak, doskonale wszystko pamiętał, jak kilkakrotnie zapewnił sędziego przez telefon. Owszem, czytał w gazetach artykuły o schwytaniu Patricka Lanigana, ale jakoś nie skojarzył tych faktów.

Trussel zrelacjonował mu krótko przebieg wydarzeń, kładąc szczególny nacisk na rolę Clovisa w całej sprawie. Rolland przyznał, że nie otwierał już trumny następnego dnia, bo nie było takiej potrzeby. Nigdy się tego nie robi. Sędzia na chwilę przerwał rozmowę, żeby Parrish mógł tamtemu przesłać faksem kopie obu pism, jednego podpisanego przez Deenę Postell, drugiego przez Patricka Lanigana, wykonawcę testamentu.

Rolland wykazał wielką ochotę do współpracy z sędzią. Nigdy dotąd nie skradziono mu zwłok, bo mieszkańcy Wiggins po prostu takich rzeczy nie robią. A mógł przystąpić do rozkopywania grobu w dowolnej chwili, gdyż jednocześnie był zarządcą miejscowego cmentarza.

Trussel wysłał tam dwóch urzędników sądowych oraz woźnego. Rolland czekał na nich w towarzystwie dwóch grabarzy przy mogile z kamieniem nagrobnym, na którym widniał wykuty napis:

CLOVIS F. GOODMAN

23 I 1907 – 6 II 1992

ODSZEDŁ KU WIECZNEJ CHWALE

Pospiesznie wydał polecenia i łopaty zagłębiły się w miękką, wilgotną ziemię. Niespełna kwadrans zajęło odsłonięcie wieka trumny. Rolland przejął sprawę w swoje ręce, zeskoczył na dno mogiły i zaczął zgarniać resztki ziemi, odsłaniając nadgniłe już krawędzie desek. Następnie wyjął klucz, wsunął go w otwór, mocował się przez chwilę, wreszcie otworzył zamek i szybkim ruchem, przy wtórze głośnego skrzypienia zawiasów, uniósł wieko.

Jak należało oczekiwać, wewnątrz nie było zwłok.

Leżały jedynie cztery pustaki.

Mimo wszystko trzeba było zwołać posiedzenie sądu, gdyż tego wymagały przepisy prawa, prawnicy postanowili jednak zaczekać do siedemnastej, kiedy większość urzędników sądowych zakończy pracę i rozejdzie się do domów. Późna pora odpowiadała wszystkim, a zwłaszcza sędziemu oraz prokuratorowi, którzy mieli pewność, że postępują właściwie, niemniej byli nadzwyczaj zdenerwowani. Od samego rana Sandy stanowczo nalegał, aby zwołać posiedzenie jak najszybciej, skoro tylko przyznanie się do winy zostanie przyjęte, a otwarcie grobu potwierdzi zeznania Patricka, umożliwiając zarazem sfinalizowanie sekretnej umowy. Nie było na co czekać. Powtarzał, że jego klient, poraniony i wycieńczony, przebywa pod strażą w szpitalnej izolatce, chociaż tym stwierdzeniem nie mógł już zjednać więcej przychylności członków narady. Przeważył jednak argument, że skoro nie odbywają się obecnie inne rozprawy, to tę jedną można załatwić w trybie przyspieszonym, ponieważ dalsza zwłoka niczego już nie zmieni.

Sędzia Trussel przystał na takie rozwiązanie, a Parrish nie zgłosił sprzeciwu. Miał na wokandzie osiem innych spraw, z którymi musiał się uporać w ciągu najbliższych trzech tygodni, zatem i jemu zależało na szybkim pozbyciu się z barków ciężaru, jakim był dla niego Lanigan.

Siedemnasta odpowiadała również obronie. McDermott świetnie wiedział, że przy odrobinie szczęścia powinno im się udać wyjść razem z sądu po dziesięciu minutach. Nieco więcej szczęścia potrzebowali zapewne, aby wymknąć się niepostrzeżenie. Patrick ocenił, że i jemu wydaje się to najlepszą porą. W końcu nie miał nic innego do roboty.

Przebrał się w luźne jasne spodnie i nową białą koszulę. Stopy wsunął także w nowe sandały, ale nie włożył skarpetek, gdyż rana nad kostką wciąż lekko ropiała. Uściskał serdecznie doktora Hayaniego i podziękował mu za wszystko. Następnie pożegnał się z pielęgniarkami i salowymi, obiecując, że w najbliższej przyszłości odwiedzi ich ponownie. Nikt nie miał jednak złudzeń, iż tak się nie stanie.

Po dwóch tygodniach pobytu w izolatce Patrick wyszedł po raz ostatni ze szpitala, u boku swego adwokata, w otoczeniu jak zwykle czujnych, uzbrojonych strażników z biura szeryfa.

ROZDZIAŁ 42

Okazało się nagle, że siedemnasta odpowiada nie tylko prawnikom. Ani jeden urzędnik czy woźny sądowy nie poszedł do domu, gdyż lotem błyskawicy rozeszła się wieść, że proces zapewne potrwa jedynie parę minut.

Pewna pracownica dużej firmy adwokackiej zajmującej się nieruchomościami sprawdzała jeszcze w kancelarii sądu czyjeś prawa do własności jakichś gruntów, kiedy dotarła do niej informacja o zwołanej naprędce rozprawie. Natychmiast zadzwoniła do swoich zwierzchników i wiadomość lotem błyskawicy obiegła całe prawnicze środowisko miasta. Przekazywano sobie nawzajem, że w sprawie Lanigana nastąpiła zmiana oskarżenia, na podstawie jakiejś potajemnej umowy więzień szybko przyznał się do winy, a formalna rozprawa miała się odbyć już dzisiaj, o siedemnastej, w głównej sali posiedzeń.

Wieści o niespotykanym dotąd zdarzeniu, zgodnym jednak z wszelkimi procedurami, sprawiły, że wszyscy chcieli być świadkami tej niecodziennej rozprawy. Każdy czuł się też w obowiązku powiadomić krewnych i znajomych, zaprzyjaźnionych reporterów i dziennikarzy, a nawet współpracowników przebywających obecnie w terenie. Tak oto, w ciągu niespełna pół godziny, połowa mieszkańców Biloxi wiedziała już, że Lanigan stanie przed sądem, przyzna się do winy i prawdopodobnie odzyska wolność.