Выбрать главу

– Czy mam rozumieć, że się poddałeś?

Patrick westchnął ciężko i poprawił się na siedzeniu. Przez pewien czas spoglądał na wody Zatoki Meksykańskiej za szybą, jak gdyby zbierał chaotyczne myśli.

– Dosłownie, Sandy. Po prostu miałem dosyć ciągłego uciekania i postanowiłem się poddać.

– Już raz to powiedziałeś.

– Wiedziałem, że w końcu mnie znajdą, toteż zdecydowałem, iż odbędzie się to na moich warunkach, a nie ich.

– Mów dalej. Słucham.

– To ja wpadłem na pomysł zarobienia dodatkowych pieniędzy za informacje. Eva latała do Madrytu, a dopiero stamtąd do Atlanty, gdzie spotykała się z agentami Pluto Group. Dostali sowite honorarium za to, by nawiązać kontakt ze Stephano i zorganizować sprzedaż poufnych informacji. Tak więc to my uszczupliliśmy portfel Jacka Stephano, w dodatku właśnie po to, by jego ludzie odnaleźli mnie w Ponta Porã.

Sandy powoli obrócił głowę i przechylił ją, po czym z rozdziawionymi ustami zagapił się na przyjaciela.

– Lepiej patrz, dokąd jedziesz – mruknął Patrick, wskazując szosę przed nimi.

McDermott szybko oprzytomniał i szarpnął kierownicą, wprowadzając wóz z powrotem na prawy pas.

– Kłamiesz – syknął przez zaciśnięte zęby. – Nie wierzę w ani jedno słowo.

– Jak chcesz. W każdym razie naciągnęliśmy Stephano na milion sto pięćdziesiąt tysięcy dolarów, które spoczywają teraz na jednym z kont, zapewne w Szwajcarii, razem z resztą pieniędzy.

– To ty nawet nie wiesz, gdzie jest ta forsa?

– Nie. Eva nad nią czuwa. Dowiem się wszystkiego, kiedy wyląduję w Europie.

McDermott sprawiał wrażenie zaszokowanego, toteż Patrick pospieszył z dalszymi wyjaśnieniami:

– Byłem pewien, że mnie złapią i zaczną zmuszać do ujawnienia prawdy, ale nie przypuszczałem, oczywiście, że tak to się skończy. – Wskazał ranę na łydce. – Podejrzewałem, że będę musiał sporo wycierpieć, tymczasem niewiele brakowało, żeby mnie zabili, Sandy. Złamali mnie w końcu i musiałem im ujawnić nazwisko Evy. Ale wtedy jej już nie było w Rio, nie mieli więc szans na odzyskanie pieniędzy.

– Przecież mogłeś zginąć, wariacie. – W zamyśleniu potarł czoło, trzymając kierownicę tylko jedną ręką.

– Zgadza się, mogli mnie zabić. Ale już dwie godziny po moim porwaniu dyrektor FBI odebrał wiadomość, że ludzie Jacka Stephano odnaleźli mnie w Brazylii. To mi ocaliło życie. Stephano musiał zrezygnować z dalszych tortur, bo agenci FBI zaczęli go przyciskać.

– Jakim sposobem…

– Eva zadzwoniła do Cuttera, ten zaś powiadomił centralę w Waszyngtonie.

Sandy ponownie miał ochotę zatrzymać samochód, wysiąść i w jakiś sposób się wyładować, na przykład oprzeć o barierkę i cisnąć w mrok nocy długi ciąg najgorszych bluźnierstw. Do reszty krew wzburzyła mu świadomość, że mimowolnie został wplątany w ten ohydny spisek, mający korzenie w wydarzeniach sprzed lat.

– Postąpiłeś jak ostatni idiota, świadomie oddając się w łapy tych zbirów.

– Naprawdę? Przecież w końcu wyszedłem z gmachu sądu jako wolny człowiek. A przed chwilą rozmawiałem telefonicznie z kobietą, którą szczerze kocham i która zbiegiem okoliczności sprawuje pieczę nad moją skromną fortuną. Uwolniłem się wreszcie od swojej przeszłości, Sandy. Nie rozumiesz tego? Już nikt nie będzie mnie szukał.

– Tak wiele elementów twojego planu mogło się nie powieść.

– Owszem, lecz wszystko skończyło się dobrze. Miałem pieniądze i kasety z nagranymi rozmowami, a Clovis zapewnił mi alibi. Poza tym opracowywałem szczegóły tego planu przez cztery lata.

– Nie uwzględniłeś jednak tortur.

– To prawda, ale blizny się zagoją. Dlaczego chcesz zepsuć tę chwilę mego triumfu, Sandy? Wciąż jestem górą.

McDermott podwiózł go pod rodzinny dom, gdzie matka Patricka już czekała z ciastem świeżo wyjętym z piekarnika. Poprosiła Sandy’ego, żeby został, ten jednak nie chciał psuć podniosłego nastroju, w dodatku od czterech dni nie był w domu i stęsknił się za żoną oraz dziećmi. Odjechał więc, nadal czując zamęt w głowie.

ROZDZIAŁ 43

Obudził się jeszcze przed wschodem słońca, w tym samym łóżku, w którym nie sypiał już od dwunastu lat, i w pokoju, do którego nie zaglądał od dziesięciu. Odegnał jednak od siebie wspomnienia należące do innego życia. Pokoik wydał mu się teraz znacznie niniejszy i niższy, niż widział go kiedyś. Zniknęły też wszystkie pamiątki z lat szkolnych, plakietki baseballowej drużyny Saints i plakaty z blond pięknościami w obcisłych kostiumach kąpielowych.

Jak każde dziecko ludzi, którzy ledwie zamieniają ze sobą po kilka słów, uczynił kiedyś z tego pokoju swoje sanktuarium. Już jako parolatek starannie zamykał za sobą drzwi, a rodzice mogli tu wchodzić tylko wtedy, gdy im na to pozwolił.

Matka krzątała się w kuchni, cały dom wypełniał zapach smażonego bekonu. Mimo że siedzieli do późnej nocy, ona była już na nogach, jakby nie mogła się doczekać dalszej rozmowy. Zresztą trudno ją było za to winić.

Przeciągnął się ostrożnie. Pergaminowata skóra wokół największych oparzelin, ściągnięta i spękana, trzeszczała cicho przy każdym ruchu. Musiał uważać, bo każde głębsze pęknięcie oznaczałoby ponowne krwawienie. Delikatnie pomasował opuszkami palców ranę na piersiach, chociaż miał ochotę podrapać ją silnie paznokciami. Wyciągnął przed siebie nogi, skrzyżował stopy i splótł dłonie za głową. Uśmiechnął się szeroko do sufitu, jakby i jemu chciał okazać swą radość z pełni odzyskanej swobody. Nie było już Patricka, ale nie było też Danilo Silvy. Mroczne cienie z przeszłości zostały pokonane w ostatecznej walce. Można było wreszcie zapomnieć o Stephano, Aricii, Boganie i pozostałych wspólnikach, jak również o agentach federalnych i Parrishu, wraz z wywalczonym przez niego mało znaczącym, wręcz śmiesznym wyrokiem. Nie było już nikogo, kto potajemnie podążałby jego śladem.

Kiedy promienie słońca wkradły się do pokoju, jak gdyby jeszcze bardziej go zmniejszając, Patrick wziął prysznic, a następnie posmarował swoje rany maścią i nałożył świeże opatrunki.

Uroczyście obiecał matce, że będzie miała gromadkę wnucząt, które zajmą w jej sercu miejsce Ashley Nicole, gdyż bardzo za nią tęskniła. Opowiedział jej za to najpiękniejsze rzeczy o Evie i przysiągł, że w najbliższej przyszłości zawita wraz z nią do Nowego Orleanu. Nie miał jeszcze skonkretyzowanych planów małżeńskich, niemniej ślub powinien się odbyć niedługo.

Zjedli na śniadanie grzanki z bekonem, po czym usiedli z kawą na patio wychodzącym na starą ulicę, powoli budzącą się do życia. Z obawy przed tym, że lada moment mogą zacząć ich odwiedzać sąsiadki złaknione sensacyjnych opowieści, namówił matkę na długą, wspaniałą przejażdżkę. W dodatku chciał zobaczyć rodzinne miasto, choćby pobieżnie.

Dokładnie o dziewiątej wkroczyli razem do salonu braci Robilio przy ulicy Canal, gdzie Patrick zaopatrzył się w nowe spodnie i koszule, kupił także elegancką skórzaną walizkę. Wpadli na francuskie rogaliki do „Café du Monde” przy ulicy Decatur, a później zjedli lunch w pobliskim barze.

W poczekalni lotniska siedzieli ponad godzinę, trzymając się za ręce. Niewiele już rozmawiali. Kiedy zapowiedziano jego lot, Patrick serdecznie uściskał matkę i obiecał codziennie do niej telefonować. Bardzo chciała zobaczyć swoje wnuczęta, i to jak najszybciej, dodała ze smutnym uśmiechem.