Выбрать главу

Udał się do Atlanty, stamtąd zaś – posługując się prawdziwym paszportem na nazwisko Lanigan, który Eva przekazała mu za pośrednictwem Sandy’ego – odleciał do Nicei.

Od ich ostatniego spotkania w Rio, kiedy to spędzili razem długi, upojny weekend, nie odstępując się ani na krok, upłynął miesiąc. Patrick już wtedy przeczuwał, że pościg jest blisko, zbliżał się nieuchronny koniec.

Właśnie dlatego przytuleni do siebie chodzili po zatłoczonych plażach w Ipanema oraz Leblon, ignorując zaciekawione spojrzenia obcych. Na obiady rezerwowali sobie miejsca w ulubionych restauracjach, „Antiquariusie” oraz „U Antonia”, chociaż żadne z nich nie miało apetytu. Porozumiewali się zaś krótkimi, urywanymi zdaniami, a jedyna dłuższa dyskusja zakończyła się obopólnymi łzami.

Niewiele brakowało, by Eva namówiła go wówczas do podjęcia nowych wysiłków, wspólnego wyjazdu i wynajęcia czy to starego zamczyska w górach Szkocji, czy też małego mieszkanka w śródmieściu Rzymu, gdzie nikt nigdy nie mógłby ich odnaleźć. On jednak nie dał się skusić, rola zbiega doszczętnie mu obrzydła.

Późnym popołudniem wjechali kolejką linową na szczyt górującej nad Rio „Głowy Cukru”, by popatrzeć na zachód słońca. Po zmroku roztaczał się stamtąd niezwykle malowniczy widok na miasto, ale w tych okolicznościach żadne z nich nie umiało się nim cieszyć. Właśnie wtedy, tuląc Evę do siebie i zasłaniając ją przed porywami chłodnego wiatru, przysiągł jej, że pewnego dnia, kiedy cały ten koszmar dobiegnie końca, ponownie staną w tym samym miejscu i oglądając zachód słońca, będą wspólnie układać plany na przyszłość. Nie był pewien, czy mu uwierzyła.

Pożegnali się na chodniku, nieopodal bloku, w którym mieszkała. Po ojcowsku pocałował ją w czoło, odwrócił się i odszedł, szybko znikając w tłumie. Zostawił ją zapłakaną na ulicy, chciał bowiem uniknąć rzewnych scen w poczekalni lotniska. Odleciał na zachód, kilkakrotnie przesiadając się z jednego samolotu do drugiego w coraz mniejszych miastach. Dotarł do Ponta Porã następnego dnia po zmroku, wsiadł do swego „garbusa” czekającego na parkingu przed terminalem i pojechał opustoszałą Rua Tiradentes do swego skromnego domku, gdzie po załatwieniu ostatnich spraw nie zostało mu już nic innego, jak podjąć od nowa denerwujące oczekiwanie.

Dzwonił do Evy codziennie między czwartą a szóstą po południu, za każdym razem przedstawiając się innym nazwiskiem.

Aż w końcu i te telefony się urwały.

Został schwytany.

Pociąg z Nicei przybył do Aix punktualnie, kilka minut przed dwunastą, w niedzielne południe. Patrick wysiadł na peron i zaczął się uważnie rozglądać. Nie liczył na to, że Eva będzie tu na niego czekała, choć w głębi duszy miał taką nadzieję. Niosąc swoją nowiutką walizkę z nowiutkimi ubraniami, przeszedł na postój taksówek i zamówił krótki kurs do „Villa Gallici” na skraju miasta.

Pokój był zarezerwowany na dwa prawdziwe nazwiska: Evy Mirandy i Patricka Lanigana. Nie zdążył się jeszcze nacieszyć możliwością podróżowania z podniesionym czołem, bez konieczności ukrywania twarzy za ciemnymi okularami czy postawionym kołnierzem płaszcza, bez lęku o wiarygodność podrobionego paszportu na fałszywe nazwisko, kiedy zmroziła go wiadomość recepcjonisty, że pani Miranda jeszcze nie przyjechała. Przez całą drogę marzył o tym, iż w pokoju padną sobie w objęcia i zasypią się nawzajem pocałunkami. Niemalże czuł dotyk i zapach jej ciała.

– Kiedy zrobiono rezerwację? – zapytał, nieco zmieszany.

– Wczoraj. Pani Miranda dzwoniła z Londynu i powiedziała, że przyjedzie dziś rano. Widocznie musiało jej coś przeszkodzić.

Zamknął się w pokoju i wziął prysznic. Rozpakował swoje rzeczy, po czym zamówił herbatę i przekąskę. Zasnął, kołysany marzeniami o pukaniu do drzwi i nagłym pojawieniu się Evy w przejściu.

Później zostawił dla niej wiadomość w recepcji i poszedł na długi spacer ulicami tego pięknego, zabytkowego miasta. Powietrze było nadzwyczaj orzeźwiające, jak zwykle w listopadzie w Prowansji. Przyszło mu nawet na myśl, że mogliby tu zamieszkać. Spoglądając na piętra kamienic stłoczonych przy wąziutkich uliczkach, powtarzał w duchu, iż życie tutaj powinno być bardzo urocze. W końcu było to miasto uniwersyteckie, gdzie pielęgnowano wszystkie rodzaje sztuk pięknych. Eva doskonale znała francuski, a i jemu by się przydało podszlifować ten język. Tak, warto by sobie przypomnieć francuski. Mogliby zostać przez tydzień, a potem wrócić na jakiś czas do Rio. Przecież nie musieliby na stałe mieszkać w Brazylii. Wciąż oszołomiony odzyskaniem wolności, Patrick gotów był zamieszkać w dowolnym miejscu, byle tylko poznawać inne kultury, uczyć się obcych języków.

Osaczyła go grupa emisariuszy jakiejś sekty mormonów, toteż uwolnił się od nich szybko i skręcił w Cours Mirabeau. Wypił kawę z ekspresu w tej samej kafejce, w której kiedyś trzymali się za ręce, obserwując pary spacerujących, zakochanych studentów.

Nie poddawał się jeszcze panice, ostatecznie z byle powodu można się spóźnić na samolot. Toteż zmusił się do dalszego spaceru i dopiero po zmroku, z udawaną obojętnością, wkroczył z powrotem do hotelu.

Evy wciąż nie było, nie nadeszła też żadna wiadomość. Zadzwonił do hotelu w Londynie, lecz powiedziano mu, że pani Miranda wymeldowała się wczoraj, w sobotę, jeszcze przed południem.

Znalazł sobie miejsce w kącie tarasu sąsiadującego z salą restauracyjną, skąd mógł przez okno obserwować recepcję. Zamówił dwa podwójne koniaki, żeby się rozgrzać. Postanowił czekać tam na przyjazd Evy.

Coś mu podpowiadało, że gdyby tylko spóźniła się na samolot, do tej pory pewnie by zadzwoniła. Zrobiłaby to samo, gdyby znów przydarzyły się jakieś kłopoty z fałszywym paszportem. W każdym wypadku, czy to ze względu na paszport, wizę, bilety, czy cokolwiek innego, powinna była zadzwonić.

Przecież nikt jej już nie ścigał. Wszystkie zbiry zostały albo wyłączone z gry, albo przekupione.

Kolejne porcje koniaku na pusty żołądek sprawiły, że zaszumiało mu w głowie, toteż zamówił mocną gorącą kawę, żeby się otrzeźwić.

Wrócił do pokoju dopiero po zamknięciu baru. W Rio była już ósma rano, pokonując więc psychiczne opory, zadzwonił do ojca Evy, Paulo, którego spotkał do tej pory dwukrotnie. Eva przedstawiła go jako kanadyjskiego klienta, a zarazem przyjaciela. Patrick doskonale wiedział, ile biedny profesor musiał wycierpieć, doszedł jednak do wniosku, że nie ma innego wyjścia. Powiedział, że przebywa obecnie we Francji i musi przedyskutować pewne szczegóły ze swą brazylijską prawniczką, której nigdzie nie może znaleźć. Przeprosił, że zakłóca profesorowi spokój, oświadczył jednak, że chodzi tu o bardzo ważną i pilną sprawę. Paulo początkowo w ogóle nie chciał rozmawiać, ale uderzyło go, że tajemniczy przyjaciel bardzo dużo wie o jego córce.

Przyznał więc, że Eva musi być w Londynie, bo w sobotę rano dzwoniła do niego stamtąd, z hotelu. Nic więcej jednak nie wiedział.

Patrick odczekał dwie koszmarnie długie godziny i zadzwonił do Sandy’ego.

– Zniknęła – wyznał z bólem, starając się nie okazywać przerażenia.

Adwokat także nie miał od niej żadnych wiadomości.

Przemierzał ulice Aix przez trzy dni, łażąc tu i tam bez celu. Sypiał o najróżniejszych porach, nic nie jadł, raczył się koniakiem i mocną kawą, dzwonił do McDermotta i niepokoił biednego Paulo ciągłymi telefonami. Miasto całkowicie straciło dla niego urok. Kiedy był sam w pokoju, szlochał nad swym złamanym sercem, a kiedy chodził samotnie po ulicach, przeklinał pod nosem tę kobietę, którą nadal kochał do szaleństwa.

Recepcjoniści hotelu patrzyli na niego z coraz większą podejrzliwością. Początkowo rozpytywał regularnie, czy nie ma dla niego jakichś wiadomości, ale później przemykał przez hol, ledwie pozdrawiając ich skinieniem głowy. Przestał się golić, zaczynał przypominać włóczęgę. No i pił zdecydowanie za dużo.