Выбрать главу

Obwiniali się za to nawzajem. Charles Bogan – najstarszy z nich, który rządził żelazną ręką – uparł się, aby całą kwotę zdeponować na nowo otwartym koncie w banku na Bahamach, co zresztą po krótkiej dyskusji zostało zaakceptowane przez pozostałych. Chodziło wszak o dziewięćdziesiąt milionów dolarów, z których trzecią część kancelaria miała zachować dla siebie. Nie sposób było ukryć takiego bogactwa w pięćdziesięciotysięcznym Biloxi. Pracownicy lokalnego banku z pewnością rozpuściliby plotki. A wszyscy czterej woleli zachować tajemnicę, chociaż po cichu czynili już przygotowania do znacznego podwyższenia swego standardu życiowego. Rozważali nawet możliwość kupna służbowego, sześciomiejscowego odrzutowca.

Zatem czterdziestodziewięcioletni, zarazem najlepiej sytuowany Bogan musiał wziąć na siebie sporą część winy. To on również był odpowiedzialny za włączenie Patricka do zespołu dziewięć lat wcześniej. Więc także z tej przyczyny musiał wysłuchać wielu przykrych słów od kolegów.

Doug Vitrano, najczęściej z nich występujący na salach sądowych, złożył później wniosek o przyjęcie Lanigana na piątego wspólnika firmy. Pozostali trzej się zgodzili, nie biorąc w ogóle pod uwagę tego, że jako współwłaściciel kancelarii Patrick zyskiwał dostęp do wszystkich dokumentów bez wyjątku. I tak oto narodziła się spółka Bogan, Rapley, Vitrano, Havarac i Lanigan, Kancelaria Adwokacka i Biuro Doradztwa Prawnego. W ogłoszeniach prasowych reklamowali się jako „specjaliści od wypadków morskich”. Ale w gruncie rzeczy przyjmowali każde zlecenie, a jedynym wyznacznikiem była wysokość honorarium. Rozwijali się błyskawicznie, zatrudnili gromadę sekretarek i aplikantów. Świetlaną przyszłość miały też zapewnić silne powiązania z miejscowymi politykami.

Wszyscy wspólnicy byli między czterdziestką a pięćdziesiątką. Wyróżniał się wśród nich Havarac, którego studia prawnicze sfinansował ojciec pracujący przy połowie krewetek. Syn zresztą także od pracy fizycznej miał zgrubiałą i popękaną skórę na palcach, te zaś z przyjemnością zacisnąłby na gardle Lanigana. W odróżnieniu od niego Rapley popadł w skrajną depresję, bardzo rzadko wychodził z domu, a konieczną pracę wykonywał najczęściej w swoim gabinecie urządzonym w rozległej przybudówce.

Bogan i Vitrano byli w swoich pokojach, kiedy parę minut po dziewiątej agent Cutter wkroczył do zabytkowej kamienicy przy Vieux Marche, w samym centrum miasta. Uśmiechnął się przyjaźnie do recepcjonistki i spytał, czy przypadkiem zastał w kancelarii któregoś ze wspólników. Nie było w tym nic dziwnego, gdyż czwórkę adwokatów znano w mieście jako niepoprawnych pijaczków, których rzadko można spotkać w biurze.

W ciągu pierwszych miesięcy, po zagadkowym zniknięciu Lanigana oraz wszystkich pieniędzy z konta, Cutter co jakiś czas zaglądał do kancelarii, by zdać sprawozdanie z postępów toczonego śledztwa. Był przyjmowany serdecznie, mimo że ani razu nie przyniósł dobrych wiadomości. W miarę upływu czasu te spotkania stawały się coraz rzadsze, zresztą najważniejsza informacja brzmiała ciągle tak samo: Lanigan zniknął bez śladu. I po raz ostatni Cutter odwiedził siedzibę firmy mniej więcej przed rokiem.

Stąd też adwokaci byli przekonani, że i tym razem jego wizyta ma charakter przyjacielski. Zapewne znalazł się przypadkiem w śródmieściu i postanowił wstąpić na filiżankę kawy. Pomyśleli więc, że nie zabawi długo.

Ale Cutter oznajmił od progu:

– Aresztowaliśmy Patricka.

Charlie Bogan zamknął oczy, odchylił głowę do tyłu i wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.

– Mój Boże! – wykrzyknął i ukrył twarz w dłoniach. – Mój Boże!

Natomiast Vitrano wytrzeszczył oczy i rozdziawił usta. Teatralnie uniósł wzrok ku górze, po czym wydusił z siebie:

– Gdzie on jest?

– W bazie wojskowej na Portoryko. Został schwytany w Brazylii.

Bogan wstał szybko z fotela, przeszedł w róg pokoju i stanął przed regałem z książkami, usiłując powstrzymać łzy cisnące się pod powieki.

– Mój Boże! – powtórzył ciszej.

– Jesteście pewni, że to on? – spytał z niedowierzaniem Vitrano.

– Całkowicie.

– Proszę powiedzieć coś więcej.

– Na przykład?

– Jak go zidentyfikowaliście? I gdzie? Co robił w Brazylii? Jak teraz wygląda?

– To nie my go zidentyfikowaliśmy. Ktoś go przekazał w nasze ręce.

Bogan usiadł z powrotem za biurkiem, wycierając nos chusteczką.

– Przepraszam – bąknął w zakłopotaniu.

– Czy znacie niejakiego Jacka Stephano?

Obaj z widocznym ociąganiem przytaknęli ruchem głowy.

– Macie coś wspólnego z jego niewielkim konsorcjum?

Tym razem obaj energicznie pokręcili głowami przecząco.

– Wasze szczęście. To właśnie agenci Stephano go odnaleźli, porwali i torturowali, aż w końcu półżywego przekazali nam.

– Oho! Zaczyna mi się to podobać – rzekł Vitrano. – Chciałbym usłyszeć coś więcej o tych torturach.

– Bez żartów. Wczoraj wieczorem przejęliśmy go na terenie Paragwaju i przerzuciliśmy do Portoryko. Przebywa obecnie w szpitalu. Wyjdzie za kilka dni i wtedy przywieziemy go tutaj.

– A co z pieniędzmi? – spytał Bogan zachrypniętym głosem.

– Ani śladu. Nie wiemy jeszcze, ile Stephano zdołał z niego wydusić.

Vitrano smętnie spuścił głowę. Lanigan przed czterema laty skradł dziewięćdziesiąt milionów dolarów. W żaden sposób nie mógł ich wszystkich wydać. Gdyby nawet żył w luksusie, zbudował pałac, podróżował prywatnym helikopterem i każdego dnia sprowadzał sobie najdroższe dziwki, to i tak powinna mu jeszcze zostać olbrzymia fortuna. Z pewnością pieniądze musiały się również odnaleźć. A w takim wypadku kancelarii nadal przysługiwałaby trzecia część sumy.

Nie było to jednak całkiem pewne.

Bogan przez cały czas siąkał w chusteczkę i rozmyślał o swojej byłej żonie, prawdziwie wspaniałej kobiecie, która okazała się istną wiedźmą, gdy niebo zwaliło im się na głowy. Nie wytrzymała poniżenia, za jakie uznała bankructwo firmy. Zabrała więc najmłodsze dziecko i wyjechała do Pensacoli, tam złożyła wniosek rozwodowy, motywując go stertą bezpodstawnych oskarżeń. On w tym czasie nie tylko sporo pił, ale w dodatku zażywał kokainę, ona zaś znała wszystkie jego drobne sekrety. Niewiele znalazł na swą obronę. Nie bez trudu zerwał z nałogami, lecz nadal nie pozwalano mu się widywać z dzieckiem.

Mimo wszystko wciąż kochał swoją żonę, wciąż marzył o jej powrocie. Rozważał zatem, czy odnalezienie pieniędzy ją do tego skusi. Nieoczekiwanie ujrzał jeszcze dla siebie nadzieję. Głównie z powodu żony gorąco pragnął odzyskać skradzioną forsę.

– Stephano znalazł się w nie lada kłopotach – przerwał milczenie Cutter. – Po torturach na ciele Patricka zostały liczne rany i oparzenia.

– I bardzo dobrze – wtrącił z uśmiechem Vitrano.

– Chyba nie oczekujesz współczucia z naszej strony? – rzekł Bogan.

– Nie. Chciałem tylko powiedzieć, że Stephano może nas naprowadzić na trop skradzionej forsy. Będziemy go uważnie obserwowali.

– Pieniądze powinny się znaleźć bez większych kłopotów – zauważył Vitrano. – Jest kwestia pochowanych zwłok. Niewykluczone, że Patrick kogoś zamordował, a w takim razie zostałby oskarżony na podstawie kodeksu karnego. Byłoby to morderstwo na tle rabunkowym. Powinien zatem wyznać prawdę, jeśli go dostatecznie mocno przyciśniecie.

– A może lepiej oddajcie go w nasze ręce – dodał ze śmiertelną powagą Bogan. – Wystarczy dziesięć minut, a wszystkiego się dowiemy.

Cutter spojrzał na zegarek.

– Muszę lecieć. Jadę teraz na Point Clear. Muszę przekazać Trudy te rewelacyjne wieści.