Omal nie pozbawili go życia dla tych kilku nazw jakichś parszywych banków. Pamiętał jak przez mgłę, że chcąc uniknąć dalszych cierpień, wyjawił całą drogę wykonywanych przez siebie przelewów, począwszy od Zjednoczonego Banku Walijskiego na Bahamach, poprzez instytucje finansowe na Malcie, aż do prywatnego banku w Panamie, gdzie nikt już nie mógł wyśledzić skradzionych pieniędzy.
Nie miał jednak żadnego pojęcia, gdzie one teraz się znajdują. Przypominał sobie, że w pewnym momencie doszedł do wniosku, iż skoro już został zidentyfikowany, a prześladowcy – pewni, że nie mógł wydać dziewięćdziesięciu milionów w ciągu czterech lat – wydobyli z niego informację o istnieniu całego funduszu, może im również przytoczyć znane sobie fakty, podać wielkości lokat kapitałowych czy sumy odsetek. Ale nawet przypalanie mu żywcem skóry nie doprowadziło do ujawnienia konkretnych nazw banków, ponieważ tych rzeczywiście nie znał.
Sanitariusz podał mu szklankę jakiegoś gazowanego napoju. Patrick podziękował po portugalsku:
– Obrigado.
Nie umiał nawet powiedzieć, dlaczego tak postąpił. W jego wspomnieniach znów wystąpiła większa luka, aż wreszcie wszystko ustało.
– Dość! – zawołał przesiadujący w kącie pokoju mężczyzna, którego on ani razu nie widział na oczy.
Zapewne pomyśleli, że ciągłe porażenia prądem już go zabiły.
Nie potrafił ocenić, jak długo był nieprzytomny. W pewnym momencie ocknął się pozbawiony wzroku, nie wiedział jednak, czy panowały całkowite ciemności, czy też oślepił go ból bądź końskie dawki narkotyków. Dopiero teraz przyszło mu do głowy, że być może transportowano go z zawiązanymi oczyma. Wówczas poraziła go myśl, iż oprawcy planują jeszcze gorsze tortury, na przykład amputację jakichś części ciała. Wiedział tylko, że wciąż leży nagi.
Wyraźniej przypominał sobie kolejny zastrzyk, po którym serce zaczęło mu bić szybciej, a po skórze przebiegły ciarki. Znowu mógł widzieć i znów pojawił się zbir z tym przeklętym urządzeniem elektrycznym. Zatem kto teraz obraca pieniędzmi?
Pociągnął łyk napoju ze szklanki. Sanitariusz stał naprzeciwko niego i uśmiechał się przyjaźnie, pewnie tak samo jak do każdego pacjenta. Patrickowi zrobiło się niedobrze, chociaż niewiele ostatnio jadł. Czuł narastające zawroty głowy, postanowił jednak zostać na nogach, mając nadzieję, że wymuszając szybszy obieg krwi, odzyska jasność myśli. Skupił wzrok na kutrze rybackim, widocznym daleko na linii horyzontu.
Dalej przypiekali go żywcem, domagając się ujawnienia nazwisk. Chrapliwymi wrzaskami powtarzał, że ich nie zna. Później przytwierdzili mu elektrody do jąder, przez co wstrząsy elektryczne stały się jeszcze bardziej dotkliwe. Wielokrotnie tracił przytomność.
Nie mógł sobie przypomnieć, co im jeszcze powiedział. W ogóle nie pamiętał ostatniego etapu tortur. Paliło go całe ciało, był bliski śmierci. Wykrzykiwał nazwisko Evy, nie wiedział jednak, czy rzeczywiście czynił to na głos. Nie miał pojęcia, czy cokolwiek jej zagraża.
Odstawił szklankę i wyciągnął rękę do sanitariusza.
Dopiero o pierwszej w nocy Stephano zdecydował się wyjść z domu. Wziął samochód żony, a wyjechawszy na ulicę, przyjaźnie pomachał ręką dwóm agentom czuwającym w furgonetce przed skrzyżowaniem. Prowadził powoli, dając im czas na zawrócenie i skierowanie auta jego śladem. Zanim dotarł do mostu Arlington Memorial, podążały za nim co najmniej dwa samochody FBI.
Niewielki konwój przedostał się opustoszałymi ulicami do Georgetown. Nad śledzącymi go agentami Stephano miał tylko tę przewagę, że wiedział, dokąd jedzie. Na ulicy K nieoczekiwanie skręcił gwałtownie w prawo, w Wisconsin, a następnie w lewo, w ulicę M. Zaparkował pod zakazem postoju, wysiadł i energicznym krokiem pokonał ostatnich kilkadziesiąt metrów do hotelu „Holiday Inn”.
Wjechał windą na drugie piętro, gdzie w wynajętym pokoju czekał już na niego Guy. Wrócił do Stanów po kilkumiesięcznej nieobecności, ale i tu w ciągu trzech dni niewiele miał okazji, aby zmrużyć oczy. Stephano nic to jednak nie obchodziło.
W sumie zapisano sześć kaset, które teraz, szczegółowo oznakowane, leżały na stoliku obok przenośnego bateryjnego magnetofonu.
– Sprawdziłem, sąsiednie pokoje są puste – rzekł Guy, wskazując przeciwległe kierunki. – Zatem możesz przesłuchać nagrania na miejscu.
– Zapewne nie są miłe dla ucha, ale jakoś muszę to ścierpieć. – Szef agencji sięgnął po pierwszą kasetę.
– Mrożą krew w żyłach. Nigdy więcej się nie zgodzę na taką robotę.
– Nie musisz tego wysłuchiwać ze mną.
– Bardzo się cieszę. Będę na dole w barze, gdybyś mnie potrzebował.
Guy wyszedł z pokoju. Stephano skorzystał z telefonu i już po minucie do drzwi zapukał Benny Aricia. Zamówili gorącą mocną kawę i przez resztę nocy wysłuchiwali wspólnie przerażających wrzasków Lanigana nagranych w głębi paragwajskiej dżungli.
Benny przeżywał niezapomniane chwile radości.
ROZDZIAŁ 8
Następnego ranka, oględnie rzecz biorąc, miejscowa prasa zgotowała Patrickowi jego wielki dzień. Wszystkie gazety na pierwszych stronach nie pisały o niczym innym, jak o ujęciu zbiega. Dominowały złożone tłustym drukiem krzykliwe nagłówki typu:
PATRICK LANIGAN POWRÓCIŁ ZZA GROBU!
W tytułowych kolumnach poupychano po kilka różnych tekstów i co najmniej sześć fotografii, przy czym większość artykułów miała ciąg dalszy na kolejnych stronach. Nie pozostały w tyle gazety z Nowego Orleanu, rodzinnego miasta Patricka, jak też z Jackson i Mobile. Prasa z Memphis, Birmingham, Baton Rouge oraz Atlanty zamieściła skromniejsze notatki, lecz także ze starymi zdjęciami adwokata.
Przez całe przedpołudnie dwie telewizyjne furgonetki czatowały przed domem matki Patricka w Gretnie, podmiejskiej dzielnicy Nowego Orleanu. Kobieta nie chciała jednak rozmawiać z reporterami, a jej spokoju strzegły dwie energiczne sąsiadki, ostentacyjnie przechadzające się wzdłuż ulicy i obrzucające wrogimi spojrzeniami dziennikarskie hieny.
Przedstawiciele prasy zgromadzili się również przed domem Trudy w Point Clear, ale i tu byli trzymani na dystans przez Lance’a, siedzącego w cieniu drzewa z karabinem na kolanach. Osiłek miał na sobie smoliście czarną bawełnianą koszulkę, czarne wojskowe buty i tegoż kolory spodnie, wyglądał więc jak najemnik z doborowego oddziału do zadań specjalnych. Co śmielsi przyjezdni z daleka zadawali mu różne pytania, lecz odpowiadał wrogimi okrzykami. Trudy nie wychylała nosa na zewnątrz, siedziała w domu z sześcioletnią Ashley Nicole, która wyjątkowo tego dnia nie poszła do szkoły.
Inna grupa dziennikarzy w śródmieściu Biloxi usiłowała się dostać do siedziby kancelarii, została jednak zatrzymana przed wejściem przez dwóch potężnie zbudowanych ochroniarzy, naprędce wynajętych specjalnie w tym celu.
W oblężeniu znalazły się też biura szeryfa oraz agenta Cuttera. Dziennikarze próbowali szczęścia wszędzie, gdzie tylko mogli się czegokolwiek dowiedzieć. W pewnej chwili ktoś rozpuścił wiadomość i liczna grupa biegiem udała się do kancelarii sądu okręgowego, dziwnym trafem zdążywszy na moment złożenia przez Vitrano grubego pliku dokumentów. Adwokat, wystrojony w elegancki ciemnoszary garnitur, oznajmił prasie, że czterej wspólnicy wystosowali właśnie pozew sądowy przeciwko Patrickowi Laniganowi. Firma domagała się zwrotu skradzionych pieniędzy, a Vitrano był gotów udzielić dziennikarzom wszelkich możliwych wyjaśnień.