– Nie wiem, z tym pytaniem proszę się zwrócić do niego. Mnie to ani trochę nie obchodziło.
– Z kim pan rozmawiał w bahamskiej filii Zjednoczonego Banku Walijskiego?
Adwokat prychnął pogardliwie, ale nic nie powiedział.
– Z Grahamem Dunlapem, Brytyjczykiem, jednym z wiceprezesów banku.
– Czego się pan dowiedział?
– Tego samego, co i wy. Że pieniądze zniknęły.
– Skąd pochodziły?
– Stąd, z Waszyngtonu, z Banku Narodowego. Dyspozycja przelewu została wystawiona o dziewiątej trzydzieści rano dwudziestego szóstego marca. Była opatrzona najwyższym priorytetem, co oznaczało, że najdalej w ciągu godziny cała kwota powinna się znaleźć na koncie w Nassau. O dziesiątej piętnaście do Zjednoczonego Banku Walijskiego wpłynęło ostatnie potwierdzenie transferu, a już dziewięć minut później pieniądze zostały przelane do banku na Malcie, skąd równie szybko przesłano je do Panamy.
– W jaki sposób dokonano przelewu tak wielkiej sumy z konta?
Adwokat Stephano zdradzał coraz wyraźniejsze oznaki irytacji.
– Przecież to strata czasu – rzekł. – Dysponujecie tymi wszystkimi informacjami od czterech lat. Poświęciliście znacznie więcej czasu na rozmowy z bankierami niż mój klient.
– Mamy jednak prawo zadawać takie pytania – odparł niewzruszony Underhill. – Po prostu chcemy zweryfikować nasze ustalenia. Jakim zatem sposobem dokonano przelewu tak wielkiej sumy z konta, panie Stephano?
– W tajemnicy przed moim klientem i jego prawnikami ktoś, jak zakładamy Patrick Lanigan, zyskał hasło dostępu do konta i znacznie wcześniej zdążył przygotować szczegółowe instrukcje transferu pieniędzy na Maltę. Wydał te polecenia w imieniu kancelarii adwokackiej prowadzącej sprawy mojego klienta, fałszując wszelkie podpisy. W tym czasie osoby zainteresowane sądziły, że Patrick Lanigan nie żyje, nie było żadnych powodów do podejrzeń, iż zamierza on zdefraudować pieniądze. Ponadto umowa, na mocy której Bank Narodowy przelał dziewięćdziesiąt milionów dolarów, objęta była ścisłą tajemnicą, toteż nikt poza moim klientem, jego adwokatami oraz garstką pracowników Departamentu Sprawiedliwości w ogóle nie wiedział o dokonanym transferze.
– Jak rozumiem, ktoś w banku bahamskim czekał na finalizację tegoż przelewu?
– Zgadza się. Jesteśmy prawie pewni, że był to Patrick Lanigan. Tego samego ranka dwudziestego szóstego marca przedstawił się Grahamowi Dunlapowi jako Doug Vitrano, jeden ze wspólników kancelarii adwokackiej. Legitymował się doskonale podrobionymi dokumentami, paszportem i prawem jazdy. Ponadto był elegancko ubrany i znał wszystkie szczegóły planowanego transferu z Waszyngtonu. Przedstawił potwierdzone notarialnie upoważnienie pozostałych wspólników do wyłącznego dysponowania pieniędzmi z konta kancelarii i na tej podstawie złożył instrukcje przelania całej sumy do banku na Malcie.
– Doskonale wiemy, że dysponujecie kopiami zarówno tego upoważnienia, jak i zlecenia transferu – wtrącił adwokat.
– To prawda – przyznał Underhill.
Zaczął przeglądać swoje notatki, starając się nie zwracać uwagi na prawnika. FBI również prześledziło drogę transferu pieniędzy poprzez Maltę do Panamy, gdzie urywały się wszystkie ślady. Mieli odbitkę kadru zarejestrowanego przez kamerę systemu bezpieczeństwa banku bahamskiego, na którym widać było mężczyznę podającego się za Douga Vitrano. Agenci FBI także byli przeświadczeni, że jest to ucharakteryzowany Patrick Lanigan. Wyglądał znacznie szczupłej niż przed pozorowaną śmiercią, miał bardzo krótkie, ufarbowane na czarno włosy, dość gęste wąsy i nosił stylowe okulary w kościanej oprawce. Zgodnie z wyjaśnieniami, jakich udzielił Grahamowi Dunlapowi, przyleciał na wyspę specjalnie po to, by osobiście nadzorować transfer pieniędzy, gdyż jego wspólnicy oraz klient bardzo się niepokoją o bezpieczeństwo tak olbrzymiej sumy. Pracownik banku nie dostrzegł w tym niczego niezwykłego i potraktował gościa bardzo uprzejmie. Ale tydzień później został zdjęty ze stanowiska i musiał odlecieć do Londynu.
– Później wróciłem do Biloxi. Przez miesiąc szukaliśmy tam jakichkolwiek wskazówek – ciągnął Stephano.
– I wtedy odkryliście instalację podsłuchową w biurach kancelarii?
– Zgadza się. Z oczywistych powodów zaczęliśmy podejrzewać Lanigana. Postawiliśmy sobie wówczas dwa główne cele: po pierwsze, odnaleźć winowajcę oraz skradzione pieniądze, a po drugie, poznać metody jego działania. Właściciele kancelarii udostępnili nam swoje pomieszczenia na tydzień, a wynajęci technicy przetrząsnęli całe piętro. Poszukiwania przyniosły skutek. Odkryliśmy pluskwy w każdym aparacie telefonicznym, w każdym gabinecie, pod każdym biurkiem, a nawet w korytarzu i w męskiej toalecie. Tylko jeden pokój był czysty, gabinet Charlesa Bogana. Dowiedzieliśmy się jednak, że zawsze zamykano go na klucz. W sumie znaleźliśmy dwadzieścia dwa urządzenia najwyższej jakości. Sygnały z mikronadajników przekazywane były przez aparat nadawczy dużej mocy, ukryty w kartonowym pudle ze starymi papierzyskami na strychu, wśród rupieci, do których nikt nie zaglądał co najmniej od roku.
Underhill prawie go nie słuchał. Zdawał sobie sprawę, iż przełożeni będą mogli później obejrzeć na wideo przebieg całego przesłuchania. Znał już omawiane fakty, zapoznał się z grubym czteroczęściowym raportem technicznym, opisującym ze szczegółami zainstalowaną przez Lanigana sieć podsłuchową. Bardzo drogie, miniaturowe, lecz zdumiewająco czułe mikrofony produkowane przez znaną firmę z Malezji fachowcy zaliczyli do arcydzieł najnowszej techniki. W Stanach Zjednoczonych były objęte zakazem handlu, ale z łatwością można je było kupić niemal w dowolnym europejskim mieście. A Patrick wraz z Trudy pięć tygodni przed wypadkiem samochodowym spędzali sylwestra w Rzymie.
Nadajnik odkryty w pudle na strychu wzbudził jeszcze większe zainteresowanie specjalistów. Został wyprodukowany trzy miesiące przed odnalezieniem go przez ludzi Stephano, a technicy FBI po jego zbadaniu przyznali ze skruchą, iż co najmniej o rok wyprzedza on konstrukcyjnie wszelkie znane im do tej pory analogiczne urządzenia. Pochodził z Węgier i mógł niezależnie odbierać sygnały z wszystkich dwudziestu dwóch mikrofonów rozmieszczonych na dole, po czym emitować scaloną wiązkę radiową prawdopodobnie do jeszcze innego urządzenia, będącego nadajnikiem satelitarnym.
– Czy udało wam się stwierdzić, gdzie były odbierane sygnały z nadajnika? – spytał z większym zainteresowaniem, gdyż fachowcy z FBI nie potrafili tego określić.
– Nie. Ustaliliśmy jedynie, że ma on zasięg pięciu kilometrów. Nie mogliśmy jednak przeczesać tak olbrzymiego terenu.
– Nic wam nie przyszło do głowy?
– Owszem. Wywnioskowaliśmy, że Lanigan z pewnością nie był na tyle głupi, żeby instalować olbrzymi nadajnik satelitarny w samym centrum Biloxi. Prawdopodobnie wynajął jakieś pomieszczenie, gdzie ukrył aparaturę odbiorczą, i spędzał tam mnóstwo czasu, na bieżąco podsłuchując prowadzone w kancelarii rozmowy. Już wcześniej dał się poznać ze swoich metodycznych działań. Osobiście podejrzewam, że prowadził nasłuch z pokładu jachtu. Byłoby to rozwiązanie najprostsze i najbezpieczniejsze zarazem. W końcu siedziba kancelarii znajduje się tylko sześćset metrów od plaży, a po zatoce bez przerwy kręci się mnóstwo łodzi. Wystarczyłoby rzucić kotwicę ze dwa kilometry od brzegu i siedzieć tam jak u Pana Boga za piecem.
– Czy Lanigan dysponował własną łodzią?
– Nie udało nam się tego stwierdzić.
– Znaleźliście jakieś dowody na to, że prowadził nasłuch z łodzi?
– Może – mruknął niepewnie Stephano, uświadomiwszy sobie, że dotykają spraw nie znanych dotąd FBI.
– Mieliśmy grać ze sobą w otwarte karty, panie Stephano – rzucił ze złością Underhill.