Выбрать главу

Leah usiadła z powrotem i spojrzała mu w oczy.

– Patrick kocha Ashley Nicole, lecz nie będzie walczył o prawa ojca. Dziewczynka nie jest jego córką.

Sandy przyjął tę wiadomość z zadziwiającym spokojem.

– Więc kto jest ojcem?

– Tego nie wiadomo. Prawdopodobnie Lance. Wygląda na to, że Trudy spotykała się z nim od bardzo dawna, bodajże jeszcze przed maturą.

– Skąd Lanigan może wiedzieć, że nie jest ojcem Ashley Nicole?

– Kiedy mała skończyła czternaście miesięcy, po kryjomu wziął jej z palca próbkę krwi i wysłał wraz z próbką swojej do laboratorium wykonującego testy DNA. Jego podejrzenia się sprawdziły. Wyniki analiz wykluczają ojcostwo. Ich kopia również znajduje się w tej teczce.

Sandy wstał i zaczął chodzić z kąta w kąt, gdyż w ten sposób łatwiej mu było uporządkować myśli. Po chwili stanął przy oknie i wyjrzał na ulicę Canal. Oto kolejny element układanki w tej zagadkowej sprawie wpasował się na miejsce. Kluczowego znaczenia nabierało pytanie: od jak dawna Patrick planował swoje zniknięcie? Żona go zdradzała, musiał wychowywać nie swoje dziecko, wymyślił więc tragiczny wypadek samochodowy, upozorował własną śmierć, w przebiegły sposób skradł pieniądze, po czym przepadł bez śladu. I przez cztery lata wszystko przebiegało po jego myśli.

– Czemu więc nie zamierza stawać przed sądem w sprawie rozwodowej? – zapytał, nie odwracając głowy. – Jeśli to nie jego dziecko, powinien ujawnić fakty i pozbyć się kłopotu.

Sandy znał odpowiedź, ale chciał usłyszeć wyjaśnienia Pires. Po cichu liczył na to, że zyska jakiekolwiek wskazówki, które pozwolą mu rozwikłać dalsze tajemnice.

– Ujawnić je można wyłącznie adwokatowi Trudy – odparła Leah. – Wystarczy mu pokazać zgromadzone materiały. Kiedy pozna prawdę, zapewne zechce pójść na kompromis.

– Chodzi o ugodę w sprawie pieniędzy?

– Zgadza się.

– Jakiego typu?

– Trudy ma zrezygnować z wszelkich roszczeń finansowych.

– A jest o co walczyć?

– To zależy. W innych okolicznościach mogłaby nawet zyskać małą fortunę.

Sandy obrócił się gwałtownie i spojrzał na dziewczynę.

– Nie mogę negocjować żadnych warunków ugody finansowej, jeśli w ogóle nie mam pojęcia, jaką kwotą mój klient dysponuje. Chyba w tej kwestii powinniście mnie oboje nieco bardziej wtajemniczyć.

– Cierpliwości – odrzekła, zachowując powagę. – Z czasem poznasz interesujące cię szczegóły.

– Czy Patrick naprawdę sądzi, że zdoła się wybronić od wszystkich zarzutów?

– W każdym razie będzie próbował.

– Nie widzę większych szans.

– A masz lepszy pomysł?

– Nie.

– Ja także. To jego jedyna szansa.

Sandy pokręcił głową i oparł się ramieniem o ścianę.

– Naprawdę mógłbym więcej zdziałać, gdybyście mi bardziej zaufali.

– Obiecuję, że we właściwym czasie dowiesz się wszystkiego. Na razie trzeba ukręcić łeb sprawie rozwodowej. Trudy odzyska wolność, ale musi zrezygnować z roszczeń finansowych względem Patricka.

– To powinno być proste. Jak również zabawne.

– Więc załatw to. Porozmawiamy w przyszłym tygodniu.

McDermott pojął od razu, że spotkanie dobiegło końca. Leah wstała od stołu i zaczęła zgarniać dokumenty do teczki. Sandy wziął ją od niej i wsunął do aktówki.

– Jak długo zamierzasz tu zostać? – spytał.

– Parę dni – odparła, wyjmując z torebki dużą kopertę. – A tu jest list do Patricka. Przekaż mu, że czuję się dobrze, ciągle jestem w podróży i dotąd nikt mnie nie zidentyfikował.

Sandy schował również kopertę i popatrzył Pires w oczy. W jej spojrzeniu kryło się zdenerwowanie. Chciał jej jakoś ulżyć, przynajmniej zaproponować pomoc, domyślał się jednak, że zostanie odrzucona.

Leah uśmiechnęła się lekko i powiedziała:

– Masz do wypełnienia ważne zadanie. A zatem do dzieła! Ja i Patrick zatroszczymy się o resztę.

Podczas gdy Stephano składał wyjaśnienia w Waszyngtonie, Benny Aricia oraz Guy rozbili obóz w Biloxi. Wynajęli trzypokojowy domek letniskowy w Back Bay, po czym zainstalowali w nim telefon i telefaks.

Wychodzili z założenia, że poszukiwana dziewczyna wcześniej czy później musi się pokazać w rejonie Biloxi. Patrick był pilnie strzeżony i wszystko wskazywało na to, że jego najbliższa przyszłość da się łatwo przewidzieć. Z pewnością nie mógł wychylić nosa poza teren szpitala, a więc to ona powinna teraz szukać z nim kontaktu. Chcieli ją pojmać przy pierwszej nadarzającej się okazji.

Aricia z ciężkim sercem wyłożył na ten cel kolejne sto tysięcy dolarów, poprzysiągł sobie jednak w duchu, że nie wyda więcej ani centa. Utopił już w poszukiwaniach prawie dwa miliony, musiał się więc opamiętać, póki jeszcze cokolwiek mu zostało. Towarzystwa Northern Case Mutual i Monarch-Sierra, które do tej pory wspomagały jego wysiłki, teraz całkowicie się wycofały. Zostawało jedynie liczyć na to, że agenci federalni, uszczęśliwieni obszernymi zeznaniami Stephano, dadzą im na razie spokój, przez co Guy zyska sposobność pojmania dziewczyny.

Osmar i jego chłopcy wciąż krążyli po ulicach Rio, bez przerwy obserwując wybrane miejsca. Gdyby więc prawniczka wróciła do Brazylii, powinna wpaść im w ręce. Co prawda Osmar musiał w tym celu zatrudnić wielu dodatkowych agentów, ale na szczęście byli oni znacznie mniej kosztowni od swych amerykańskich kolegów.

* * *

Powrót na południowe wybrzeże wywołał z pamięci Benny’ego Aricii przykre wspomnienia. Przeniósł się tutaj w roku 1985 jako przedstawiciel kierownictwa spółki Platt & Rockland Industries, prawdziwie mamuciego koncernu, w którym przez dwadzieścia lat pełnił rolę fachowca naprawiającego błędy innych. Jednym z najbardziej dochodowych oddziałów firmy była wówczas stocznia New Coastal Shipyards z Pascagoula, mieszcząca się w pół drogi między Biloxi a Mobile. Uzyskała ona właśnie olbrzymi, wart dwanaście miliardów kontrakt z dowództwa marynarki wojennej na budowę czterech nuklearnych okrętów podwodnych klasy „Expedition”. I ktoś z zarządu spółki zadecydował, że Benny’emu przydałoby się stałe miejsce zamieszkania.

Wychował się w New Jersey, studiował w Bostonie, a ponieważ mierzył bardzo wysoko, pracę w najdalszym zakątku stanu Missisipi potraktował jak zesłanie. Nie umiał się tu znaleźć. Po dwóch latach pobytu w Biloxi odeszła od niego żona.

Firma Platt & Rockland była podówczas spółką skarbu państwa, z majątkiem akcyjnym wycenianym na dwadzieścia jeden miliardów dolarów. Zatrudniała osiemdziesiąt tysięcy robotników i podzielona była na trzydzieści sześć oddziałów, mających swoje zakłady w stu trzech krajach świata. Zajmowała się niemal wszystkim, od urządzania pomieszczeń biurowych, poprzez wyrąb lasów, produkcję tysięcy różnych artykułów rynkowych, sprzedaż polis ubezpieczeniowych, wydobycie gazu ziemnego, morski transport kontenerowy, rafinację miedzi, aż po budowę atomowych okrętów podwodnych. W rzeczywistości były to setki bardzo luźno powiązanych ze sobą przedsiębiorstw, gdzie – jak to zazwyczaj bywa – nie wiedziała lewica, czym się zajmuje prawica. Ważne były jedynie gigantyczne zyski, którymi mógł się szczycić zarząd spółki.

Benny zaś marzył o uzyskaniu daleko posuniętej autonomii, wyprzedaniu starego parku maszynowego i poczynieniu rozległych inwestycji. Miał wręcz chorobliwą ambicję i wszyscy, którzy go znali, doskonale wiedzieli, iż marzy mu się najwyższe stanowisko w zarządzie spółki.

Dlatego też przeniesienie do Biloxi uznał za kiepski żart, zepchnięcie na boczny tor wyreżyserowane przez jego wrogów z kierownictwa firmy. Nie w smak mu była realizacja rządowego kontraktu, z pogardą odnosił się do wojskowych tajemnic, waszyngtońskich biurokratów i ważniaków z Pentagonu. Mierziło go żółwie tempo, w jakim powstawały zamówione łodzie podwodne.