Выбрать главу

To pytanie również zadał już po raz trzeci tego dnia.

– Doskonale – rzucił niemal odruchowo Patrick. Zdążył się przyzwyczaić, że pielęgniarki i sanitariusze, często zaglądający do izolatki ze zwykłej ciekawości, średnio dwa razy w ciągu godziny, nieodmiennie kończyli te wizyty sakramentalnym pytaniem: „Jak się pan czuje?” On zaś zawsze odpowiadał: „Doskonale”.

– Zdrzemnął się pan dziś choć trochę? – zapytał Hayani, kucając i obmacując skórę na lewym udzie pacjenta.

– Nie. Wciąż nie mogę spać bez środków nasennych, ale w ciągu dnia wolę ich nie brać.

W gruncie rzeczy nawet nie miał szans, aby się zdrzemnąć, wobec tej ustawicznej parady pielęgniarek i sanitariuszy.

Przysiadł na brzegu łóżka, spojrzał doktorowi w oczy i zapytał cicho:

– Czy mogę coś panu wyznać?

Hayani natychmiast przerwał zapisywanie obserwacji w karcie chorobowej.

– Oczywiście.

Lanigan nerwowo zerknął na lewo i prawo, jakby się obawiał, że ktoś może ich podsłuchiwać.

– Kiedy jeszcze byłem praktykującym adwokatem – zaczął niepewnym głosem – miałem kiedyś klienta, pracownika banku, który zdefraudował pieniądze. Czterdziestoczteroletni, dobrze sytuowany, żonaty, ojciec trojga dorastających dzieci, postąpił bardzo głupio. Późnym wieczorem aresztowano go w domu i odstawiono do miejskiego aresztu. Ten był zatłoczony, toteż facet wylądował w jednej celi z dwoma czarnoskórymi ulicznikami, najgorszymi zbirami. Najpierw go zakneblowali, żeby nie krzyczał, później zbili niemal do utraty przytomności, w końcu zaczęli wyczyniać takie rzeczy, o których nawet nie chciałby pan wiedzieć. Zaledwie w ciągu dwóch godzin człowiek oglądający beztrosko telewizję w wygodnym fotelu znalazł się na pograniczu śmierci w areszcie, odległym tylko pięć kilometrów od jego domu. – Patrick zwiesił głowę na piersi i nerwowo potarł palcem skórę na nosie. Hayani współczująco położył mu dłoń na ramieniu. – Niech pan nie dopuści, żeby to samo spotkało mnie, doktorze – dodał szeptem Lanigan, ukradkiem ocierając łzy z oczu.

– Proszę się nie martwić.

– Ta myśl mnie przeraża. W sennych koszmarach przeżywam to, co może mnie spotkać w więzieniu.

– Daję panu słowo, że do tego nie dopuszczę.

– Bóg jeden wie, ile dotąd przeszedłem.

– Obiecuję.

* * *

Drugim oficerem śledczym okazał się drobny, przysadzisty agent o nazwisku Warren, który palił niemal bez przerwy i spoglądał na świat poprzez okulary o grubych, mocno przyciemnionych szkłach. Nie było zza nich widać jego oczu. W lewej dłoni trzymał papierosa, w prawej długopis i tkwił na krześle nieruchomo niczym posąg, poruszając jedynie wargami. Prawie całkiem ukryty za stertą dokumentów, ciskał pytaniami, jakby strzelał do tarczy, podczas gdy Stephano nerwowo wyginał w palcach spinacz do papierów, natomiast jego adwokat wystukiwał coś na klawiaturze przenośnego komputera.

– Kiedy założył pan swoje małe konsorcjum? – spytał Warren.

– Po zgubieniu tropu Lanigana w Nowym Jorku. Bezproduktywnie oczekiwaliśmy. Obserwowaliśmy wybrane miejsca, ale nic się nie działo. Nie udało się zdobyć żadnych nowych informacji i wszystko zapowiadało długie, żmudne poszukiwania. Już wtedy Benny Aricia zgodził się finansować dalsze działania. Przeprowadziłem więc rozmowy z przedstawicielami obu towarzystw ubezpieczeniowych, Monarch-Sierra i Northern Case Mutual, którzy po namyśle postanowili włączyć się do akcji. Northern Case uważało wówczas za bezpowrotnie stracone na rzecz wdowy dwa i pół miliona dolarów. Nie mogło wystąpić do sądu o zwrot odszkodowania, ponieważ nie istniały żadne dowody na to, że Lanigan wciąż żyje. Dlatego też zarząd firmy postanowił wyasygnować na poszukiwania pół miliona. Kierownictwo firmy Monarch-Sierra wahało się trochę dłużej, gdyż wtedy jeszcze nie było stratne, niemniej stało wobec konieczności wypłacenia aż czteromilionowego odszkodowania.

– Monarch-Sierra ubezpieczało kancelarię adwokacką od odpowiedzialności finansowej za defraudację któregoś ze wspólników?

– Coś w tym rodzaju. Do typowej polisy z tego zakresu została dołączona jakaś szczególna klauzula, na mocy której właściciele ubezpieczali się przed skutkami prawnymi defraudacji oraz kradzieży popełnionej przez jakiegoś pracownika. A ponieważ Lanigan formalnie okradł kancelarię, według zapisów polisy towarzystwo musiało wypłacić odszkodowanie w wysokości czterech milionów dolarów.

– Ale te pieniądze miały się stać własnością twojego klienta, Benny’ego Aricii, prawda?

– Tak. Aricia wystąpił do sądu o zwrot całej utraconej sumy, czyli sześćdziesięciu milionów dolarów, ale prawnicy mieli mocne argumenty na swoją obronę. Zgodzili się pójść na ugodę i przekazać Aricii całość uzyskanego odszkodowania. Doszło do spotkania wszystkich trzech stron. Monarch-Sierra zgodziło się bez oporów wypłacić odszkodowanie, jeśli Aricia przeznaczy z niego milion na poszukiwanie złodzieja. Ten na to przystał, postawił jednak warunek, żeby towarzystwo ze swojej strony wyasygnowało drugi milion.

– Podsumujmy. Aricia wyłożył milion, towarzystwo Monarch-Sierra drugi milion, a Northern Case Mutual pół miliona. Dysponowaliście zatem funduszem w wysokości dwóch i pół miliona dolarów przeznaczonym na poszukiwania Lanigana.

– Zgadza się. Takie były początkowe ustalenia.

– A jaką rolę odegrała kancelaria adwokacka?

– Nie chciała w tym uczestniczyć. Podejrzewam jednak, że prawnicy po prostu nie mieli pieniędzy. Poza tym przestraszyli się odpowiedzialności. Niemniej na początku pomagali nam na wszelkie możliwe sposoby.

– I wszyscy udziałowcy wypłacili obiecane sumy?

– Tak. Pieniądze wpłynęły na konto mojej firmy.

– Ile z nich zostało teraz, kiedy poszukiwania dobiegły końca?

– Marne grosze.

– Więc ile w sumie wydaliście?

– W przybliżeniu trzy i pół miliona dolarów. Mniej więcej rok temu w kasie zostały pustki. Towarzystwa ubezpieczeniowe zrezygnowały z dalszego finansowania poszukiwań. Tylko Aricia dorzucił pół miliona dolarów, a później jeszcze dalsze trzysta tysięcy. Do tej pory zlecenie kosztowało go prawie milion dziewięćset tysięcy.

Stephano pominął milczeniem fakt, że skoro Benny zgodził się potajemnie wyłożyć następne sto tysięcy na poszukiwania dziewczyny, jego koszty osiągnęły już dwa miliony dolarów. Rzecz jasna, FBI nie mogło się o tym dowiedzieć.

– Na co wydaliście pieniądze?

Detektyw zajrzał do swoich notatek, zaraz jednak odpowiedział:

– Prawie milion poszedł na honoraria wywiadowców, podróże i inne wydatki związane bezpośrednio z poszukiwaniami. W przybliżeniu półtora miliona kosztowało zdobycie informacji. Równy milion stanowiły zyski mojej firmy.

– Zgarnąłeś dla siebie milion dolarów? – zapytał Warren. Nadal nie drgnął ani jeden mięsień na jego twarzy, o zdumieniu świadczyło tylko nieco odmienne brzmienie głosu.

– Owszem. Weźcie pod uwagę, że na realizację zlecenia poświęciłem ponad cztery lata.

– Jak rozłożyły się koszty zdobycia informacji?

– Musiałbym sięgnąć do szczegółów prowadzonych poszukiwań.

– Posłucham z zainteresowaniem.

– W pierwszej kolejności ustaliliśmy nagrodę za dostarczenie jakichkolwiek wiadomości na temat Patricka Lanigana. Wiedzieliście o tym od początku, sądziliście tylko, że nagrodę wyznaczyła kancelaria adwokacka. Wspólnie ustaliliśmy jej wysokość i przekonaliśmy Charlesa Bogana, żeby zechciał firmować ją swoim nazwiskiem. Początkowo nagroda miała wynosić pięćdziesiąt tysięcy. Bogan zgodził się natychmiast nas poinformować, gdyby ktokolwiek odpowiedział na ogłoszenie.

– FBI nie zostało o tym poinformowane.