Выбрать главу

– Owszem, niemniej po cichu popieraliście tego typu działania. Tajemnicą pozostała jedynie nasza umowa z Boganem. Chcieliśmy jako pierwsi zdobyć informacje. Nie wierzyliśmy w skuteczność waszego dochodzenia, pragnęliśmy na własną rękę odnaleźć Lanigana i skradzione pieniądze.

– Ilu ludzi zajmowało się w tym czasie poszukiwaniami?

– Nie pamiętam. Kilkunastu.

– Zaangażowałeś się osobiście?

– Nie, siedziałem w Waszyngtonie, ale co najmniej raz w tygodniu latałem do Biloxi.

– Czy FBI wiedziało o tych poczynaniach?

– Nie. O ile wiem, FBI dowiedziało się o mojej roli w ujęciu Lanigana dopiero w ubiegłym tygodniu.

Leżące przed Warrenem dokumenty musiały potwierdzać tę wiadomość.

– Proszę mówić dalej.

– Przez cztery miesiące nikt się nie zgłosił, toteż podnieśliśmy wysokość nagrody do siedemdziesięciu pięciu tysięcy, później do stu. Bogan zaczął odbierać telefony od różnych nawiedzonych maniaków, ale informował o nich wasze biuro. Wreszcie w sierpniu tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego drugiego roku zadzwonił pewien adwokat z Nowego Orleanu i przekazał, że jego klient może coś wiedzieć na temat zniknięcia Lanigana. Postanowiliśmy to sprawdzić i umówiliśmy się na spotkanie.

– Jak się nazywa ten prawnik?

– Raul Lauziere. Ma kancelarię przy ulicy Loyola.

– Kto z nim rozmawiał?

– Ja.

– Sam? Nie było przy tym żadnego z twoich pracowników?

Stephano zerknął na adwokata, który natychmiast zastygł z palcami zawieszonymi nad klawiaturą. Po krótkim namyśle detektyw odparł:

– Te sprawy są objęte tajemnicą zawodową. Wolałbym nie ujawniać nazwisk moich współpracowników.

– Nie widzę takiej konieczności – dodał stanowczo prawnik.

– Dobrze. Proszę mówić dalej.

– Lauziere zrobił na mnie wrażenie wiarygodnego, uczciwego adwokata. Był zresztą dobrze przygotowany do rozmowy, miał całą teczkę wycinków prasowych, wiedział niemal wszystko na temat zniknięcia Lanigana i kradzieży pieniędzy. Już na początku wręczył mi czterostronicową relację z tego, co spotkało jego klientkę.

– Proszę przedstawić ją w skrócie, przeczytam później.

– Oczywiście – rzekł Stephano, po czym usadowił się wygodniej, przymknął oczy i zaczął opowiadać: – Jego klientką okazała się młoda kobieta o imieniu Erin, usiłująca skończyć studia medyczne na uniwersytecie Tulane. Była wtedy świeżo po rozwodzie, przeszła załamanie nerwowe. Próbując wiązać koniec z końcem, pracowała wieczorami w dużej księgarni, w samym sercu nowoorleańskiego ciągu handlowego. Gdzieś w styczniu dziewięćdziesiątego drugiego roku zwróciła uwagę na klienta kręcącego się między regałami z kursami językowymi i przewodnikami turystycznymi. Duży otyły mężczyzna był elegancko ubrany, miał starannie przystrzyżoną szpakowatą brodę, ale sprawiał wrażenie nadzwyczaj zdenerwowanego. Dochodziła dziewiąta wieczorem i oprócz niego w księgarni nie było już nikogo. Mężczyzna w końcu wybrał obszerny kurs, składający się z kilku podręczników i dwunastu kaset magnetofonowych spakowanych w poręcznym pudełku. Skierował się już w stronę kasy, kiedy Erin zauważyła innego mężczyznę wchodzącego do sklepu. Tamten pierwszy dał nagle nura między regały i pospiesznie odłożył pudło z powrotem na półkę. Wyjrzał ostrożnie zza rogu, jakby zamierzał niepostrzeżenie przemknąć obok tego drugiego do wyjścia. Wyglądało na to, że go zna, ale chciałby uniknąć rozmowy. Został jednak zauważony. Ten drugi zawołał radośnie: „Patrick, kopę lat!” Znudzona dziewczyna wyszła zza kasy i nastawiła ucha, nie miała nic innego do roboty. Tamci natomiast zaczęli rozmawiać o swoich karierach adwokackich. Obserwowała ich z zaciekawieniem. Wreszcie ten nazwany Patrickiem pożegnał się szybko i wyszedł w pośpiechu. Trzy dni później, mniej więcej o tej samej porze, zjawił się ponownie. Erin tego dnia nie pracowała przy kasie, rozkładała książki na półkach. Rozpoznała go jednak i przypomniawszy sobie dziwne zachowanie, zaczęła ukradkiem obserwować. Mężczyzna zaś przyjrzał się uważnie stojącej przy kasie ekspedientce i widocznie zadowolony, że nie jest to ta sama dziewczyna, co trzy dni wcześniej, poszedł śmiało w głąb sklepu i wkrótce wrócił z wybranym wcześniej pudłem kursu językowego. Zapłacił gotówką i szybko wyszedł. A kurs kosztował prawie trzysta dolarów. To dodatkowo pobudziło ciekawość Erin. Na szczęście jej nie zauważył.

– O jaki język chodziło?

– Właśnie, to było najważniejsze. Trzy tygodnie później wpadła w ręce Erin prasowa relacja z tragicznego wypadku samochodowego, w którym jakoby zginął Patrick Lanigan. Od razu rozpoznała mężczyznę na zdjęciu. Później, w innej gazecie, przeczytała o skradzionych pieniądzach i znowu ujrzała fotografię tego samego człowieka.

– W księgarni nie było systemu bezpieczeństwa z kamerami wideo?

– Niestety nie. Sprawdziliśmy.

– Więc jaki kurs językowy kupił?

– Tego Lauziere nie chciał zdradzić, przynajmniej na początku. Wyniuchał, że wyznaczono nagrodę w wysokości stu tysięcy za rzetelne informacje o Laniganie, chciał więc zdobyć dla swojej klientki te pieniądze w zamian za ujawnienie nazwy kursu językowego. Przez trzy dni próbowałem dojść z nim do porozumienia, ale twardo obstawał przy swoim. Pozwolił mi nawet porozmawiać z Erin. Przegadaliśmy sześć godzin, a ponieważ zgadzały się wszelkie szczegóły jej relacji, postanowiłem w końcu wypłacić obiecaną nagrodę.

– Patrick kupił kurs portugalskiego?

– Zgadza się. Mogliśmy wreszcie ukierunkować dalsze poszukiwania.

Jak każdy adwokat J. Murray Riddleton wielokrotnie już musiał prowadzić podobne, nieprzyjemne rozmowy. To, co początkowo uznał za pewny sukces, teraz okazywało się sprawą zagmatwaną i niepewną. Był wręcz przekonany, że utracił wszelkie atuty.

Chcąc jednak sprawić sobie odrobinę radości, choć w gruncie rzeczy wcale go to nie cieszyło, pozwolił Trudy wyrazić swe rozżalenie, zanim wyłożył karty na stół.

– Niewierność?! – parsknęła z pogardą, robiąc minę obrażonej purytańskiej dziewicy.

Nawet Lance prychnął z udawanym oburzeniem. Pospiesznie wyciągnął rękę i objął palcami dłoń Trudy.

– Tak, wiem – powiedział Murray współczującym tonem. – Podobne zarzuty są stawiane podczas każdej sprawy rozwodowej. Trudno się przed tym bronić.

– Zabiję go! – warknął Lance.

– O tym porozmawiamy później – odparł adwokat,

– Niby z kim go zdradziłam? – wyskoczyła Trudy.

– Z obecnym tu Lance’em. Pozwany utrzymuje, że wasz związek ciągnie się od dawna, przez cały okres trwania małżeństwa. Podobno zaczął się jeszcze wcześniej, w szkole średniej.

W rzeczywistości było to w dziewiątej klasie.

– To jakieś wariactwo – bąknął Lance bez przekonania.

Trudy energicznie przytaknęła ruchem głowy, potwierdzając w ten sposób, że owe zarzuty są niedorzeczne. Po chwili spytała nerwowo:

– Ma na to jakieś dowody?

– Chcecie się przeciwstawić temu twierdzeniu? – zapytał chytrze Riddleton.

– Oczywiście – rzuciła Trudy.

– Jasne – dodał Lance. – To kłamstwa wyssane z palca.

Murray sięgnął do szuflady biurka i wyjął kopię pierwszego z raportów, jakie przekazał mu Sandy.

– Wygląda na to, że Patrick od początku małżeństwa był podejrzliwy. Wynajął prywatnych detektywów, żeby was obserwowali. Oto raport jednego z nich.

Trudy i Lance popatrzyli szybko na siebie, jakby uderzyło ich nagle, że zostali przyłapani. W takiej sytuacji nie sposób było dalej zaprzeczać istnieniu związku ciągnącego się od dwudziestu lat. Lecz jednocześnie, jakby na mocy niemego porozumienia, oboje doszli do wniosku, że przecież nic wielkiego się nie stało.