Выбрать главу

– Tak. To był stary gruchot, który parę miesięcy wcześniej kupiłem za pięćset dolarów od pewnego handlarza z Hattiesburga. Ćwiczyłem jazdę na nim po lesie. Nikt nie wiedział, że mam motocykl.

– Pewnie nawet go nie zarejestrowałeś?

– Oczywiście, że nie. Musisz wiedzieć, Karl, że kiedy biegłem przez las w stronę strumienia, przerażony jak diabli, gdy słyszałem za plecami krzyki ludzi na autostradzie i narastające zawodzenie syren, miałem świadomość, że pędzę ku wolności, że oto pogrzebałem Patricka Lanigana wraz z jego nędznym życiem. Zdawałem sobie sprawę, iż otrzyma należne honory, zostanie godnie pochowany, a potem wszyscy o nim zapomną. Ja zaś miałem przed sobą całkiem nowe życie. Ta świadomość dodawała mi skrzydeł.

Huskey z trudem się powstrzymywał, żeby nie zapytać: „A co z tym biednym chłopakiem, który spłonął we wraku? Ty biegłeś radośnie przez las, podczas gdy ktoś inny za ciebie umierał”. Wyglądało jednak na to, że Patrick świadomie pominął szczegóły dotyczące morderstwa.

– I nagle straciłem orientację – ciągnął Lanigan. – Tamtejsze lasy są gęste, a ja musiałem obrać niewłaściwy kierunek. Miałem przy sobie małą latarkę i nie pozostało mi nic innego, jak z niej skorzystać. Kluczyłem to tu, to tam, aż w końcu przestałem nawet słyszeć wycie syren. Ogarnięty paniką, postanowiłem usiąść na zwalonym pniu i wziąć się w garść. Myślałem, że byłaby to ironia losu, gdybym wyszedł cało z katastrofy i skonał w lesie z głodu i wycieńczenia. Poszedłem dalej i tym razem dopisało mi szczęście, trafiłem na strumień, a później odnalazłem ukryty motocykl. Przepchnąłem go jeszcze ze sto metrów, na szczyt sąsiedniego wzgórza, gdzie biegła stara zarośnięta droga po zwózce drewna. Nie zapominaj, że wtedy ważyłem ponad sto kilogramów i ucieczka przez las kosztowała mnie sporo wysiłku. Ale tam, z dala od ludzkich siedzib, śmiało uruchomiłem motor i pojechałem tą ścieżką. Wcześniej dokładnie spenetrowałem całą okolicę na motocyklu, toteż wiedziałem, którędy się kierować. Bez przeszkód dotarłem do polnej drogi, która prowadziła do samotnej farmy. Na tłumiku motoru zamontowałem dodatkową osłonę z kawałków aluminiowej rury, pracował więc stosunkowo cicho. Wyznaczoną wcześniej trasą dojechałem do podrzędnej asfaltowej drogi, prowadzącej w głąb okręgu Stone. Co zrozumiałe, wolałem się trzymać z dala od głównych szlaków komunikacyjnych. Zatoczyłem wielki łuk i mniej więcej po godzinie jazdy znalazłem się z powrotem w domku myśliwskim.

– Po co tam wróciłeś?

– Żeby coś zjeść i trochę odpocząć.

– Nie bałeś się, że Pepper może cię zauważyć?

Patrick przyjął to pytanie ze stoickim spokojem. Huskey starał się wybrać dogodny moment, aby zaskoczyć nim przyjaciela, ale nic z tego nie wyszło. Tamten przez chwilę wbijał wzrok w podłogę, wreszcie odparł cicho:

– W tym czasie Peppera już nie było.

ROZDZIAŁ 24

Ponownie miejsce przy stole zajął Underhill. Sprawiał wrażenie wypoczętego, chociaż większość z ośmiu godzin przerwy poświęcił na przeglądanie zapisów wideo i czytanie swoich wcześniejszych notatek w sąsiednim gabinecie. Wkroczył sprężystym krokiem do pokoju, rzucił zdawkowe: „cześć” w kierunku Stephano i jego adwokata, po czym od razu przystąpił do dzieła.

– Czy mógłby pan podjąć relację od tego miejsca, gdzie wczoraj skończyliśmy?

– To znaczy?

– Od pańskiej inwazji na Brazylię.

– W porządku. Przede wszystkim to wielki kraj, prawie tak duży jak Stany Zjednoczone. Zamieszkuje go sto sześćdziesiąt milionów ludzi. Ponadto Brazylia od dawna cieszy się opinią wręcz wymarzonego azylu dla uciekinierów. Po wojnie osiedliło się tam sporo hitlerowców. Zgromadziliśmy obszerne dossier Lanigana i przetłumaczyliśmy je na portugalski. Policyjny rysownik zrobił dla nas cały szereg rysunków pamięciowych zbiega. Spędziliśmy wiele godzin z właścicielem jachtu z Orange Beach oraz z urzędnikiem banku w Nassau, którzy bardzo nam pomogli ustalić szczegóły aktualnego rysopisu adwokata. Przedstawiliśmy gotowe rysunki wspólnikom kancelarii, ci natomiast zasięgnęli opinii personelu biura. Jeden z nich, pan Bogan, poprosił nawet o ustalenie zgodności wdowę po Laniganie.

– Czy teraz, kiedy zidentyfikowaliście zbiega, owe portrety okazały się wystarczająco dokładne?

– Owszem. Trochę nas tylko zaskoczyły odmienione zarysy szczęki i nosa.

– Proszę mówić dalej.

– Polecieliśmy do Brazylii i tam wybraliśmy trzy spośród najbardziej renomowanych firm zajmujących się prywatnymi dochodzeniami: jedną z Rio, drugą z São Paulo, a trzecią z Recife na północno-wschodnim wybrzeżu. Płaciliśmy gotówką, w dolarach, mieliśmy więc do dyspozycji najlepszych ludzi. Szybko stworzyliśmy zespół poszukiwawczy, który przez tydzień przechodził szkolenie w São Paulo. Uważnie wysłuchaliśmy też opinii tamtejszych fachowców. Doszli do wniosku, iż najlepiej będzie posługiwać się bajeczką, że Patrick jest poszukiwany za uprowadzenie i morderstwo kilkuletniej dziewczynki z bogatej rodziny, ta zaś wyznaczyła sporą nagrodę za jego ujęcie. Chodziło wyłącznie o zdobycie zaufania informatorów. W końcu porywacza i zabójcę ocenia się inaczej niż faceta, który obrobił bogatych wspólników. Odwiedzaliśmy wszystkie ośrodki prowadzące kursy języka portugalskiego, pokazywaliśmy portrety pamięciowe i proponowaliśmy pieniądze za informacje. W liczących się szkołach zamykano nam drzwi przed nosem, a z pozostałych placówek nie uzyskaliśmy żadnej wiadomości. W tym czasie żywiliśmy już wielki respekt dla Lanigana, byliśmy zatem przeświadczeni, że ktoś taki jak on nie podjąłby ryzyka nauki w ośrodku, do którego możemy z łatwością trafić. W dalszej kolejności zaczęliśmy nachodzić prywatnych nauczycieli języka, a tych jest w Brazylii coś koło miliona. To była mrówcza praca.

– Im także oferowaliście pieniądze za informacje?

– Postępowaliśmy zgodnie z tym, co nam radzili tamtejsi fachowcy, to znaczy pokazywaliśmy portrety pamięciowe, opowiadaliśmy bajeczkę o porwanym dziecku i czekaliśmy na reakcję. Dopiero gdy wywiadowca dochodził do wniosku, że coś może z tego wyniknąć, niby to mimochodem wspominał o wyznaczonej nagrodzie.

– Złapaliście jakiś ślad?

– Nawet parokrotnie. Nigdy jednak nie byliśmy zmuszeni zapłacić za informacje, w każdym razie nie nauczycielom portugalskiego.

– A innym osobom?

Stephano leniwie kiwnął głową i zajrzał do swoich notatek.

– W kwietniu dziewięćdziesiątego czwartego roku trafiliśmy do chirurga plastycznego z Rio, który okazał pewne zainteresowanie portretem pamięciowym Lanigana. Przez miesiąc wodził nas za nos, wreszcie dał do zrozumienia, że to on przeprowadzał operację. Miał zresztą fotografie ukazujące Lanigana przed zabiegiem i po nim. Facet bardzo sprytnie rozegrał sprawę, musieliśmy mu zapłacić ćwierć miliona dolarów, oczywiście w gotówce i bez żadnych pokwitowań, za dokumenty i zdjęcia dotyczące Lanigana.

– Cóż to były za dokumenty?

– Opis zabiegu i garść notatek. Dla nas najważniejsze były wyraźne fotografie en face, przedstawiające Lanigana przed operacją i po zdjęciu szwów. Trochę nas zdziwiły, bo przecież on z pewnością nie życzył sobie żadnych zdjęć ani papierków. Płacił gotówką i nie chciał zostawiać po sobie śladów. Okazało się jednak, że podał fałszywe nazwisko i przedstawił się jako kanadyjski biznesmen po rozwodzie, który zapragnął trochę się odmłodzić. Chirurg wiele razy słyszał podobne bajki, natychmiast się domyślił, że facet jest zbiegiem. Miał w gabinecie zamaskowany aparat fotograficzny, stąd te zdjęcia.

– Możemy je zobaczyć?

– Oczywiście.

Adwokat uniósł głowę znad komputera, lecz Stephano bez wahania położył na stole szarą kopertę i popchnął ją w stronę Underhilla. Ten pospiesznie wyjął zdjęcia i rzucił na nie okiem.