– To niewiarygodne.
– Trzeba ci było słyszeć, z jakim smutkiem mówili o mnie po pogrzebie. W rozmowach telefonicznych, kiedy przyjmowali kondolencje, wyrażali głębokie ubolewanie, ale między sobą żartowali nieraz, że zaoszczędziłem im przykrości. To Bogan wziął na siebie zadanie powiadomienia mnie o wylaniu z kancelarii. Następnego dnia po wypadku spotkał się z Havarakiem w sali konferencyjnej i przy whisky zaśmiewali się w głos, ile to miałem szczęścia, że zginąłem w tak korzystnym dla siebie momencie.
– Nadal masz te nagrania?
– Oczywiście. A jeszcze lepsza jest rozmowa między Trudy i Dougiem Vitrano, gdy godzinę po pogrzebie znaleźli w szufladzie mego biurka tajemniczą polisę z ubezpieczeniem na życie w wysokości dwóch milionów dolarów. Można się setnie ubawić. Trudy osłupiała co najmniej na pół minuty, zanim zdołała wykrztusić: „To kiedy dostanę te pieniądze?”
– Kiedy będę mógł przesłuchać nagrania?
– Nie wiem, zapewne już niedługo. Mam dziesiątki kaset. Grupowałem i porządkowałem zapisy po dwanaście godzin dziennie przez kilka tygodni. Wyobraź sobie, ile rozmów telefonicznych musiałem dokładnie wysłuchać.
– Nawet przez chwilę nie nabrali żadnych podejrzeń?
– Raczej nie. Tylko raz w rozmowie z Vitrano Rapley zauważył, że moja śmierć nastąpiła w wyjątkowo dogodnym momencie, tym bardziej że osiem miesięcy wcześniej wykupiłem w tajemnicy dodatkową polisę na życie. Nadmienił też, że jego zdaniem zachowywałem się ostatnio trochę dziwacznie, nie były to jednak żadne konkretne podejrzenia. Przede wszystkim bardzo się cieszyli, że sam usunąłem im się z drogi.
– Nie założyłeś podsłuchu telefonicznego w domowym aparacie?
– Nie. Przez pewien czas rozważałem taką ewentualność, postanowiłem jednak nie zawracać sobie głowy. Wiedziałem, jak Trudy zareaguje, a miałem przeciwko niej wystarczająco dużo materiałów.
– Wolałeś się skupić na sprawie Aricii?
– Oczywiście. Chciałem poznać każdy jego krok. Zawczasu wiedziałem, że pieniądze wpłyną na tajne konto w banku bahamskim. Później poznałem dokładną datę.
– Wiec jak je zwędziłeś?
– Już mówiłem, dopisało mi szczęście. Całą sprawą zawiadywał Bogan, ale kwestie finansowe załatwiał Vitrano. Poleciałem do Miami, mając w kieszeni doskonale podrobione papiery na nazwisko Douga Vitrano, nie wyłączając karty ubezpieczenia społecznego. Ten fałszerz z Florydy dysponował olbrzymią komputerową biblioteką fotografii, wystarczyło jedynie dobrać odpowiedni stopień podobieństwa i po paru minutach dane zdjęcie figurowało na podrobionym prawie jazdy. Wybrałem coś pośredniego między rysami moimi a Vitrano. Z Miami poleciałem do Nassau, tam zaś czekała mnie najtrudniejsza część zadania. Umówiłem się na spotkanie z tym samym wiceprezesem Zjednoczonego Banku Walijskiego, z którym Vitrano wcześniej prowadził rozmowy, niejakim Grahamem Dunlapem. Przedstawiłem mu niezbędne dokumenty, wśród których najważniejsze było upoważnienie wspólników, oczywiście wydrukowane na firmowym papierze kancelarii. Zgodnie z tym pismem miałem prawo wycofać pieniądze z konta zaraz po ich wpłynięciu. Dunlap nie spodziewał się mojej wizyty, był zaskoczony, wręcz oszołomiony, że Vitrano pofatygował się osobiście na archipelag w celu nadzorowania tak błahej, rutynowej operacji. Poczęstował mnie kawą, wysłał nawet sekretarkę po rogaliki z dżemem. Stąd też siedziałem w jego gabinecie, kiedy nadeszło potwierdzenie przelewu.
– Nie wpadł na pomysł, żeby zadzwonić do kancelarii i upewnić się co do wycofania pieniędzy z konta?
– Nie. Byłem zresztą przygotowany na najgorsze. Gdyby Dunlap nabrał choćby najmniejszych podejrzeń, ogłuszyłbym go, wybiegł z banku, złapał taksówkę i zwiał na lotnisko. Miałem w portfelu trzy bilety na trzy różne samoloty.
– Dokąd byś wówczas uciekał?
– Pewnie i tak do Brazylii. Nie zapominaj, że oficjalnie zostałem pochowany. Mogłem rozpocząć nowe życie, zatrudnić się jako barman i spędzać wolne chwile na plaży. Skoro już o tym mowa, to wydaje mi się teraz, że powinienem był zapomnieć o pieniądzach. To z ich powodu byłem ścigany i w końcu wylądowałem z powrotem tutaj. W każdym razie Dunlap wypytywał mnie o różne szczegóły, ale znałem właściwe odpowiedzi. No i kiedy nadeszło potwierdzenie przelewu, natychmiast wydałem dyspozycje i kazałem przetransferować całą sumę do banku na Malcie.
– Cała sumę?
– Prawie. Dunlap zaczął kręcić nosem, gdy uzmysłowił sobie, że nie zarobi nawet grosza na takiej forsie. Musiałem się pilnować, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Wspomniał o stosownych opłatach bankowych za przeprowadzone operacje telegraficzne, a kiedy go spytałem, jakie odsetki bank zwykle pobiera, zaczął szybko kombinować, wreszcie wypalił, że pięćdziesiąt tysięcy byłoby jego zdaniem wystarczające. Zgodziłem się i taka suma pozostała na koncie kancelarii, a później zapewne szybko zasiliła prywatne konto pana Dunlapa. Filia banku mieści się w samym centrum Nassau…
– Mieściła się – poprawił go Huskey. – Została zlikwidowana pół roku po twoim zniknięciu.
– Ach, tak, rzeczywiście. Obiło mi się o uszy. W każdym razie, kiedy wyszedłem na ulicę, z trudem opanowałem chęć puszczenia się biegiem w stronę lotniska. Miałem ochotę wrzeszczeć z radości i skakać jak opętany. Przywołałem się jednak do porządku, złapałem taksówkę i poprosiłem kierowcę, by nie żałował gazu, bo się bardzo spieszę. Samolot do Atlanty startował dopiero za godzinę, do Miami za półtorej. Najwcześniej miałem połączenie do Nowego Jorku, toteż wylądowałem na La Guardia.
– Bogatszy o dziewięćdziesiąt milionów dolarów.
– Bez pięćdziesięciu tysięcy Dunlapa. Możesz mi wierzyć, Karl, że był to najdłuższy lot w moim życiu. Wychyliłem duszkiem trzy porcje martini, lecz nadal byłem jednym kłębkiem nerwów. Oczyma wyobraźni widziałem uzbrojonych agentów FBI, którzy czekają na mnie w punkcie kontroli na lotnisku. Byłem przekonany, że po moim wyjściu Dunlap nabrał podejrzeń i skontaktował się ze wspólnikami z kancelarii. Gdyby tak się stało, bez większego trudu można by stwierdzić, że poleciałem do Nowego Jorku. Dlatego też w całym dotychczasowym życiu jeszcze nigdy tak nie marzyłem o tym, by jak najprędzej dotrzeć do celu podróży. W końcu wylądowaliśmy, a gdy przechodziłem do hali odpraw, tuż obok błysnął flesz aparatu fotograficznego. Pomyślałem, że już po mnie. Okazało się jednak, że to tylko jakiś dzieciak postanowił wypróbować swego nowego kodaka. Pognałem w susach do toalety i przesiedziałem w kabinie dwadzieścia minut. Miałem ze sobą jedynie torbę podróżną ze wszystkimi moimi rzeczami.
– Ale miałeś również dziewięćdziesiąt milionów na koncie.
– To prawda.
– Jak przesłałeś pieniądze do Panamy?
– A skąd wiesz, że przesłałem je do Panamy?
– Jestem sędzią, Patricku. Często spotykam się z gliniarzami. To naprawdę małe miasto.
– Telefonicznie przekazałem instrukcje jeszcze z Nassau. Wcześniej otworzyłem oba konta, zarówno na Malcie, jak i w Panamie.
– Gdzie nabyłeś takiej wprawy w obracaniu funduszami?
– To wcale nie wymaga dużej wprawy. Miałem sporo czasu, żeby się tego nauczyć. Czy przypominasz sobie, Karl, kiedy dowiedziałeś się po raz pierwszy o zniknięciu pieniędzy?
Huskey zachichotał. Rozsiadł się wygodniej i splótł ręce za głową.
– Twoi dawni koledzy z kancelarii bardzo kiepsko się starali, żeby utrzymać wszystko w ścisłej tajemnicy.
– Naprawdę?
– Szczerze mówiąc, całe miasto aż huczało od plotek na temat niezmierzonego bogactwa, jakie ma przypaść w udziale firmie. Nikt nie puścił pary z ust, ale cała czwórka zaczęła nagle szastać pieniędzmi na lewo i prawo. Havarac kupił sobie największego i najczarniejszego mercedesa, jaki zszedł z taśmy montażowej. Na zlecenie Vitrano architekt kończył plany luksusowej willi, mającej ponad tysiąc metrów kwadratowych powierzchni mieszkalnej. Rapley wziął kredyt na zakup dwudziestopięciometrowego jachtu pełnomorskiego i głośno rozważał możliwość przejścia na emeryturę. Kilkakrotnie dotarło do mnie, że zamierzają kupić wspólnie służbowy odrzutowiec. Trudno jest zachować w tajemnicy perspektywę uzyskania trzydziestomilionowego honorarium, a oni naprawdę kiepsko się starali. W gruncie rzeczy zależało im na tym, by ludzie się dowiedzieli.