Выбрать главу

Jej ojciec działał w społecznym komitecie ostro sprzeciwiającym się nie kontrolowanej rozbudowie nadmorskiej dzielnicy. Z pogardą mówił o eksplozji demograficznej i gwałtownym rozrastaniu się miasta, niewiele mającym wspólnego z planową gospodarką przestrzenną. Mobilizował sąsiadów do przeciwstawiania się takim zjawiskom i choć było to sprzeczne z „cariokowską” filozofią życiową „żyj i pozwól żyć”, spotkało się z szeroką aprobatą. Stąd też Eva, wychowana w takim właśnie duchu, już po rozpoczęciu pracy zawodowej także poświęcała czas na działalność społeczną w kilku organizacjach, zarówno w Ipanemie, jak i w Leblon.

Wkrótce słońce skryło się za chmurami i wiatr przybrał na sile. Zawróciła więc do domu, obserwując przelatujące nad jej głową mewy. Starannie pozamykała wszystkie drzwi i okna, po czym wybrała się samochodem do odległego o pięć kilometrów supermarketu. Chciała kupić sobie szampon i trochę owoców, lecz przede wszystkim zależało jej na znalezieniu budki telefonicznej.

Nie od razu spostrzegła śledzącego ją mężczyznę, kiedy go jednak zauważyła, odniosła wrażenie, że kręci się wokół niej od dłuższego czasu. Oglądała właśnie jakąś odżywkę do włosów, gdy zwróciła uwagę na ciche siąkanie nosem za jej plecami. Obejrzała się szybko, sądząc, że ujrzy jakiegoś zakatarzonego klienta, lecz napotkała czujny wzrok wywiadowcy, który przeszył ją dreszczem. Szybko odwróciła głowę, pojąwszy, że ten nie ogolony trzydziestoparoletni biały mężczyzna uważnie ją obserwuje. Jego zielonkawe oczy zdawały się błyszczeć niezdrowo na tle mocno opalonej twarzy.

Z trudem zachowując obojętność, poszła dalej między regałami, wreszcie przystanęła w najdalszym kącie sklepu, obok szumiącego klimatyzatora. Pocieszała się myślą, że to jakiś miejscowy włóczęga, niegroźny typek, który lubi się kręcić po sali i straszyć klientów, że wszyscy go tu zapewne znają i lekceważą, gdyż jeszcze nigdy nikomu nie zrobił nic złego.

Po raz drugi ujrzała go kilka minut później przy stoisku z wypiekami, gdy niezbyt skutecznie udawał, że jest pochłonięty zajadaniem pizzy, podczas gdy w rzeczywistości niemal przewiercał ją elektryzującym spojrzeniem, śledząc każdy jej ruch. Dopiero wtedy się zaniepokoiła. Zwróciła też uwagę, że nieznajomy nosi szorty i sandały zapięte na bosych stopach.

Serce podeszło jej do gardła, nogi omal się pod nią nie ugięły. W pierwszej chwili chciała się rzucić do ucieczki, powstrzymała jednak ten odruch i wzięła ze stojaka koszyk na zakupy. Doszła do wniosku, że skoro już została zidentyfikowana, nie zaszkodzi trochę lepiej przyjrzeć się owemu wywiadowcy. Kto wie, w jakich okolicznościach spotkamy się po raz drugi? – pomyślała. Bez pośpiechu minęła dział towarów przemysłowych i zaczęła oglądać gatunki serów w ladzie chłodniczej. Przez dłuższy czas nie widziała tamtego nigdzie w pobliżu. Ale wkrótce znów ją lekko przestraszył, wyłaniając się niespodziewanie zza regału, z butelką mleka w ręce.

Kilka minut później zauważyła go przed sklepem. Szedł w stronę parkingu z głową przechyloną na bok, rozmawiał przez telefon komórkowy. Nie niósł żadnych zakupów. Więc jednak nie kupił mleka! – przemknęło jej przez myśl. Gotowa była wypaść pędem przez zaplecze sklepu, ale zostawiła samochód na tym samym parkingu od frontu. Usiłując zachować spokój, podeszła do kasy i zapłaciła za swoje zakupy, ale ręce wyraźnie jej się trzęsły, kiedy odliczała drobne.

Na parkingu stało około trzydziestu samochodów, szybko zdała sobie sprawę, że nie da rady zajrzeć do wszystkich. Zresztą wcale nie chciała tego robić. Była jednak pewna, że mężczyzna czatuje w którymś z nich. Nie miała też wątpliwości, iż pojedzie za nią. Poszła szybko do samochodu, wyjechała z parkingu i skierowała wóz z powrotem w stronę osiedla przy plaży, chociaż wiedziała już, że nie wolno jej wracać do wynajętego domu. Ujechała mniej więcej kilometr, po czym nagle zawróciła na szerokiej ulicy. Nie pomyliła się, podążał za nią, utrzymując dystans dzielących ich trzech aut. Na krótko pochwyciła jego przenikliwe spojrzenie. To dziwne, że nie używa ciemnych okularów – pomyślała.

Całe otoczenie wydało jej się nagle jak nie z tego świata. Poczuła się osamotniona i zagubiona w obcym samochodzie i obcym kraju, zmuszona do posługiwania się fałszywym paszportem i udawania kogoś, kim nigdy nie chciała być, i konieczności podróży do jakiegoś bliżej nie określonego jeszcze celu. To wszystko było nie tylko dziwne, ale i przerażające. Pragnęła za wszelką cenę stanąć teraz przed Patrickiem i krzyczeć mu prosto w twarz, może nawet obrzucić go wyzwiskami. Zupełnie inaczej miało to wyglądać. W końcu to jego prześladowały koszmary z przeszłości, ona nie popełniła żadnego przestępstwa. Tym bardziej w niczym nie zawinił jej ojciec.

Wyszkolona w Brazylii, prowadziła z jedną stopą na pedale gazu, a drugą na hamulcu, ale niezbyt duży ruch na szosie wzdłuż plaży nie wymagał częstych manewrów. Mimo to powtarzała sobie w duchu, że powinna zachować spokój. Patrick tłumaczył jej wielokrotnie, iż uciekinier musi się wystrzegać paniki. Należy uważnie obserwować, myśleć logicznie i planować każde następne posunięcie.

Toteż kurczowo trzymała się przepisów, ale bardzo często zerkała we wsteczne lusterko.

Zawsze musisz być świadoma tego, gdzie się znajdujesz – powtarzał Patrick. Stąd też godzinami ślęczała nad mapami samochodowymi tych okolic. Po pewnym czasie skręciła w drogę wiodącą na północ i zatrzymała się na stacji benzynowej. Nie zauważyła, by nieznajomy o zielonkawych oczach nadal ją śledził. Nie przyniosło jej to jednak ulgi. Wiedziała już, że została rozpoznana. A skoro agent powiadomił zwierzchników przez telefon, reszta grupy pościgowej zapewne podążała już w tym kierunku.

Godzinę później Eva wkroczyła do terminalu lotniska w Pensacola. Musiała zaczekać półtorej godziny na lot do Miami. Gotowa była się udać dokądkolwiek, ale wcześniej nie startował żaden samolot.

Usiadła przy stoliku w kawiarni i znad krawędzi rozpostartego pisma uważnie obserwowała wszystko dookoła. Na szczęście niewiele osób kręciło się po terenie lotniska. Tylko strażnik spoglądał na nią z zainteresowaniem, lecz postanowiła go zignorować.

Rejs do Miami obsługiwał mały turbośmigłowiec, toteż podróż zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Na pokład weszło zaledwie sześcioro pasażerów. Oceniwszy, że nic jej z ich strony nie zagraża, Eva zdołała się nawet trochę zdrzemnąć.

W Miami przez godzinę krążyła po wielkiej hali odlotów. Popijała wodę mineralną i obserwowała otaczające ją tłumy. Wreszcie w stanowisku linii lotniczych Varig kupiła bilet do São Paulo, w jedną stronę. Postąpiła tak pod wpływem nagłego impulsu. Nadal nie chciała wracać do domu, lecz São Paulo leżało przecież dość blisko rodzinnego Rio. Wymyśliła, że zaszyje się w jakimś hoteliku na parę dni. W dodatku mogła tam być bliżej ojca, choć nie miała przecież pojęcia, gdzie jest przetrzymywany. Poza tym z Miami samoloty startowały we wszystkich możliwych kierunkach, zatem powrót do Brazylii wydał jej się równie dobry jak pobyt w obcym kraju.

Zgodnie z rutynowym postępowaniem FBI powiadomiło wszystkie przejścia graniczne, urzędy emigracyjne oraz biura podróży. Poszukiwano trzydziestojednoletniej białej kobiety, Brazylijki, niejakiej Evy Mirandy, posługującej się prawdopodobnie fałszywym paszportem. Kiedy ujawnione zostało nazwisko porwanego profesora, odkrycie prawdziwych personaliów tajemniczej prawniczki nie nastręczało już większych kłopotów. Zatem gdy Leah Pires zgłosiła się do punktu odpraw paszportowych na lotnisku międzynarodowym w Miami, nie podejrzewała najmniejszych problemów. Jej jedynym zmartwieniem był mężczyzna, który ją wcześniej rozpoznał i śledził.