Выбрать главу

W ogóle nie brali pod uwagę czwartej możliwości, czyli jej powrotu do Brazylii i pozostawienia go na łasce losu. W coś takiego Patrick nigdy by nie uwierzył.

Sandy zaczął szybko zgarniać papiery ze stołu.

– O której się z nią rozstałeś? – zapytał Lanigan.

– Około ósmej. Była w doskonałym nastroju, o tym mogę cię zapewnić.

– Nie wspominała, że wybiera się do Miami czy Brazylii?

– Skądże! Odniosłem wrażenie, iż chciałaby odpocząć przez kilka dni w tamtym domku letniskowym. Wynajęła go na miesiąc z góry.

– W takim razie musiała się czegoś przestraszyć, bo z jakiego innego powodu zdecydowałaby się wyruszyć z miasta?

– Nie wiem.

– Znajdź jakiegoś adwokata w Miami, Sandy. I to jak najszybciej.

– Mam kilku znajomych.

– Eva musi być śmiertelnie przerażona.

ROZDZIAŁ 30

Było już po osiemnastej, a więc Havarac siedział zapewne w kasynie, przy stoliku do gry w oczko, popijał darmową whisky i wodził spojrzeniem za kobietami. Bez przerwy krążyły plotki o jego astronomicznych długach karcianych. Natomiast Rapley z pewnością tkwił w swojej domowej pustelni, jakby uważał, że zdoła się w niej schronić przed całym światem. Sekretarki i aplikanci także wynieśli się już z biura, toteż Doug Vitrano zamknął drzwi wejściowe na klucz i wrócił do gabinetu na tyłach kamienicy, najładniejszego i największego, gdzie czekał Charlie Bogan. Był bez marynarki, w koszuli z podwiniętymi rękawami.

Lanigan zdołał założyć podsłuch w każdym pomieszczeniu oprócz tego jednego, co szef kancelarii wielokrotnie wytykał wspólnikom podczas kłótni, jakie wywołało zniknięcie pieniędzy. Wychodząc z gabinetu, Bogan zawsze zamykał drzwi na zasuwkę, podczas gdy jego koledzy zaniedbywali tak elementarne środki ostrożności i to się na nich zemściło. Dotyczyło to zwłaszcza Vitrano, który telefonicznie załatwiał wszelkie sprawy finansowe z Dunlapem, umożliwiając w ten sposób Laniganowi ułożenie szczegółowego planu przechwycenia pieniędzy. Przed czterema laty kłótnie na tym tle omal nie skończyły się bijatyką.

Lecz mimo swojej przezorności nawet Bogan przyznawał otwarcie, że nie podejrzewał istnienia instalacji podsłuchowej we własnym biurze. Przecież gdyby tak było, z pewnością ostrzegłby lekkomyślnych kolegów. Utrzymanie tajemnicy nie wymagało wszak wielkiego zachodu, wystarczyło jedynie za każdym razem zamykać drzwi na klucz i nie dawać go nikomu, pilnować nawet sprzątaczki podczas robienia porządków. A Bogan nie tylko wiele zawdzięczał wrodzonej ostrożności, mógł także mówić o szczęściu. W końcu wszystkie najważniejsze rozmowy były prowadzone właśnie w jego gabinecie.

Vitrano wszedł do pokoju, zamknął drzwi i opadł ciężko na obity skórą fotel przy biurku.

– Rozmawiałem dziś rano z senatorem – rzekł Bogan. – Zadzwonił do mnie do domu.

Jego matka i ojciec starszego o dziesięć lat senatora byli rodzeństwem.

– Jak się miewa? – spytał Vitrano.

– Rzekłbym, że jest w podłym nastroju. Pytał, co nowego w sprawie Lanigana, musiałem mu więc wszystko zrelacjonować. Wciąż nie wiadomo, gdzie są pieniądze. Senator bardzo się niepokoi tym, że Lanigan może zbyt wiele wiedzieć o jego roli. Zapewniłem go jednak, jak robiłem to już wielokrotnie, że wszystkie telefoniczne rozmowy z nim prowadziliśmy z tego pokoju, a tu nie było podsłuchu. Dlatego też nikt nie powinien go łączyć ze sprawą Aricii.

– Mówisz, że jest zaniepokojony?

– To chyba zrozumiałe. Pytał mnie znowu, czy nie ma żadnych dokumentów, które mogłyby doprowadzić do niego. Odparłem, że nie.

– Co jest szczerą prawdą.

– Zgadza się. Na żadnym świstku nie figuruje jego nazwisko, wszystko załatwialiśmy ustnie. Spotykaliśmy się najczęściej w klubie golfowym, co przypominałem mu już setki razy, ale on wciąż się martwi, że Lanigan coś wie.

– Nie powiedziałeś mu o „klozecie”?

– Nie.

Obaj przygryźli wargi i zapatrzyli się w blat biurka, wracając wspomnieniami do tamtych wydarzeń. W styczniu 1992 roku, miesiąc po zatwierdzeniu w Departamencie Sprawiedliwości nagrody i jakieś dwa miesiące przed wpłynięciem pieniędzy do banku, Aricia wpadł bez zapowiedzi do biura. Był w paskudnym nastroju. Patrick jeszcze pracował w kancelarii, miał upozorować swą śmierć dopiero trzy tygodnie później. Niemniej rozpoczął się już generalny remont kamienicy i z tego powodu Bogan nie mógł przyjąć klienta w swoim gabinecie. Po korytarzu kręcili się malarze, większość sprzętów była pozakrywana wielkimi arkuszami folii. Zaciągnęli więc bojowo nastawionego Aricię do maleńkiego, pozbawionego okien pomieszczenia naprzeciwko gabinetu Bogana, z racji swoich rozmiarów nazywanego powszechnie „klozetem”. Stał tam jedynie mały kawiarniany stolik i dwa krzesła. Sufit opadał skośnie, ponieważ za ścianą znajdowała się klatka schodowa.

Był przy tym również Vitrano, ponieważ pełnił funkcję zastępcy szefa, a ponadto zajmował się sprawami finansowymi klienta. Spotkanie trwało krótko. Aricia dosadnie wyraził swe rozżalenie z powodu niesprawiedliwego podziału nagrody. Wcześniej ani razu nie protestował, lecz gdy wysokość kwoty została zatwierdzona, doszedł do wniosku, że trzydzieści milionów dolarów to zdecydowanie zbyt wysokie honorarium dla adwokatów. Doszło do ostrej wymiany zdań, lecz Bogan i Vitrano nie zamierzali rezygnować ze swojej części. Chcieli nawet pokazać odpowiedni punkt podpisanej przez klienta umowy, lecz Aricia ani myślał przeglądać jakichkolwiek papierów.

Właśnie wtedy, w porywie wściekłości, zapytał otwarcie, ile z tych trzydziestu milionów dostanie senator Nye. Wówczas Bogan także stracił cierpliwość i warknął, że to nie jego interes. Doprowadzony do szału Aricia wrzasnął, że owszem, jak najbardziej jego, bo i jego pieniądze, po czym wygłosił płomienną diatrybę skierowaną przeciwko wszystkim politykom, a zwłaszcza senatorowi. Nic go nie obchodziło, że Nye wykorzystywał swe znajomości w Waszyngtonie, by przepchnąć jego sprawę przez biurokratyczne machiny dowództwa marynarki wojennej, Pentagonu oraz Departamentu Sprawiedliwości.

– Ile dostanie?! – wykrzykiwał raz po raz.

Ale Bogan nie chciał ujawnić tajemnicy, odparł tylko, że senator z pewnością nie zostanie pokrzywdzony, po czym przypomniał Aricii, że to on sam wybrał ich firmę, i to właśnie ze względu na powiązania z politykami. Wreszcie orzekł ironicznie, iż sześćdziesiąt milionów to całkiem niezła gratka, zwłaszcza że dostaje się te pieniądze za sfałszowanie sterty dokumentów.

Zbyt wiele zostało wtedy powiedziane.

Aricia zaproponował zmniejszenie ich honorarium do dziesięciu milionów, co Bogan i Vitrano skwitowali śmiechem. Dlatego też klient wybiegł z biura, klnąc na czym świat stoi.

W „klozecie” nie było telefonu, ale później odkryto dwa miniaturowe mikrofony: jeden pod blatem stolika, przyklejony kawałkiem taśmy samoprzylepnej i zamaskowany u zbiegu dwóch listew nośnych, a drugi wciśnięty za grzbiet starego podręcznika prawa, stojącego pośród kilku książek na wąskiej półce, które miały pełnić rolę dekoracyjną.

Po zniknięciu pieniędzy z banku i prawdziwym wstrząsie, jakim było odkrycie przez fachowców Stephano rozbudowanej instalacji podsłuchowej, obaj wspólnicy przez dłuższy czas nie wspominali nawet jednym słowem o tamtej kłótni w „klozecie”. Liczyli na to, że nie spowoduje ona żadnych konsekwencji. Nie rozmawiali także z Aricią, gdyż ten natychmiast wystąpił z pozwem przeciwko kancelarii i zaczynał ciskać klątwami na samo wspomnienie któregokolwiek z adwokatów. Próbowali o tym po prostu zapomnieć, jak gdyby nic podobnego się nigdy nie zdarzyło.