Выбрать главу

W celi było ciepło, a zamkniętych na głucho drzwi pilnowały uzbrojone strażniczki, zatem nic jej tu nie groziło. Doszła do wniosku, że nie ma się czego obawiać. Ci sami ludzie, którzy okaleczyli Patricka i uprowadzili jej ojca, z pewnością nie mieli tu wstępu.

Zgasiła światło i wyciągnęła się na wąskiej pryczy. Domyślała się, iż FBI zechce czym prędzej powiadomić Patricka o jej ujęciu, niewykluczone, że już o tym wiedział. W wyobraźni ujrzała go pochylającego się nad notatnikiem, gorączkowo sporządzającego notatki i dostosowującego swoje plany do tego niespodziewanego obrotu spraw. Była niemal pewna, że do tej pory obmyślił co najmniej dziesięć sposobów na wyciągnięcie jej z aresztu. Nie zasnąłby, nie przeanalizowawszy dokładnie trzech najlepszych jego zdaniem wyjść z tej sytuacji.

Powtarzał przecież nieraz, że zawsze najistotniejszy jest dobry plan.

Cutter zamówił dla siebie lemoniadę i pączka w czekoladzie. Był już po służbie, toteż wyjątkowo stawił się na spotkanie w dżinsach i koszuli z krótkimi rękawami. Ale na jego twarzy widniał nieodmiennie ten sam wyraz pogardy dla całego świata, którą dodatkowo podsycała świadomość wyraźnej przewagi nad oponentem, wynikającej z aresztowania Evy Mirandy.

Sandy w czterech kęsach pochłonął bułkę z szynką. Dochodziła dziewiąta wieczorem, był bez obiadu, a dietetyczny lunch zjadł w szpitalu razem z Patrickiem, doskwierał mu więc głód.

– Musimy poważnie porozmawiać – zaczął szybko, ściszonym tonem, jako że wszystkie stoliki wokół nich były zajęte.

– Zamieniam się w słuch – mruknął Cutter.

McDermott otarł wargi serwetką, pochylił się jeszcze bliżej do agenta i rzekł:

– Proszę mnie źle nie zrozumieć, ale chciałbym, by przy tej rozmowie byli obecni jeszcze inni ludzie.

– Na przykład?

– Ktoś z pańskich zwierzchników z Waszyngtonu.

Cutter odwrócił głowę i przez parę sekund spoglądał przez szybę na auta przemykające autostradą numer dziewięćdziesiąt. Od plaży dzieliło ich nie więcej niż sto metrów.

– Nie ma sprawy, ale najpierw musiałbym im cokolwiek powiedzieć.

Sandy rozejrzał się na boki, lecz nikt nie zwracał na nich większej uwagi.

– Mogę udowodnić, że wystąpienie Aricii przeciwko spółce Platt & Rockland było oparte na sfałszowanych dokumentach, cała ta afera została uknuta do spółki z adwokatami z kancelarii Bogana, którego bliski kuzyn, senator, brał w tym czynny udział, za co miał dostać po kryjomu kilka milionów dolarów.

– Niezła bajeczka.

– Potrafię to wszystko udowodnić.

– I podejrzewam, że w zamian Patrick Lanigan chciałby otrzymać nagrodę w postaci oczyszczenia z zarzutów.

– Coś w tym rodzaju.

– Nie tak szybko. Nadal pozostaje otwarta sprawa zwęglonych zwłok w jego samochodzie.

McDermott nie odpowiedział. Cutter w zamyśleniu popatrzył na pączka, po czym bez większego apetytu odgryzł niewielki kawałek.

– Co to za dowody? – spytał.

– Dokumenty, nagrane rozmowy telefoniczne, masa różnorodnych rzeczy.

– Nadających się na materiał dowodowy?

– W olbrzymiej większości.

– Wystarczy tego, żeby postawić winnych w stan oskarżenia?

– Na pewno.

– Gdzie są te materiały?

– W bagażniku mojego samochodu.

Cutter niemal odruchowo popatrzył przez ramię na plac parkingowy. Zaraz jednak uważnie zajrzał adwokatowi w oczy.

– Czyżby te materiały zbierał Lanigan przed upozorowaniem swojej śmierci?

– Zgadza się. Znacznie wcześniej wpadł na trop afery. A ponieważ wspólnicy zamierzali się go pozbyć z kancelarii, postanowił gromadzić wszystko, co mu w ręce wpadnie.

– Aha. Do tego nie powiodło mu się w małżeństwie, toteż zgarnął pieniądze i nawiał.

– Odwrotnie. Najpierw zniknął, a dopiero później zgarnął forsę.

– Wszystko jedno. W każdym razie teraz chciałby się z nami dogadać?

– Oczywiście. Czy to nieuczciwa propozycja?

– A co z oskarżeniem o zabójstwo?

– To całkiem inna sprawa, nie powinna was obchodzić. Tamtym oskarżeniem zajmiemy się w następnej kolejności.

– Niewykluczone, że to morderstwo zacznie nas żywo interesować.

– Raczej nic z tego. Wam przypadło w udziale oskarżenie o kradzież dziewięćdziesięciu milionów dolarów, sprawa morderstwa pozostała w gestii stanowego wymiaru sprawiedliwości. Jeśli nawet teraz nie bardzo wam to pasuje, i tak nie macie większych szans na zmianę warunków umowy z prokuratorem okręgowym.

Cutter właśnie za to nienawidził prawników, że niełatwo im było zamydlić oczy.

– To spotkanie powinno być czystą formalnością – ciągnął Sandy. – Zwracam się do pana, bo nie chcę robić żadnego szumu. Ale gotów jestem jutro od samego rana zacząć wydzwaniać do Waszyngtonu. Chciałem najpierw przedstawić tę propozycję panu, gdyż miałem nadzieję, że będzie pan zainteresowany. Skoro jest inaczej, załatwię spotkanie przez telefon.

– Z kim chciałby pan rozmawiać?

– Z ludźmi mającymi odpowiednie uprawnienia, zarówno z FBI, jak i z Departamentu Sprawiedliwości. Spotkajmy się w jakiejś sali konferencyjnej, a wtedy wyłożę wszystkie dowody na stół.

– Muszę się skontaktować z Waszyngtonem. I byłoby lepiej dla pana, gdyby to były naprawdę mocne dowody.

Uścisnęli sobie dłonie i Sandy szybko wyszedł na ulicę.

ROZDZIAŁ 31

Pani Stephano znów mogła spać spokojnie. Denerwujący młodzi ludzie w identycznych ciemnych garniturach w końcu wynieśli się sprzed ich domu, a sąsiedzi przestali wydzwaniać z kłopotliwymi pytaniami. Plotki zaś łatwo było zlekceważyć. No i powrócił wreszcie mąż.

Chrapała więc sobie smacznie, kiedy o wpół do szóstej obudził ją dzwonek telefonu. Sięgnęła po słuchawkę.

– Halo!

– Czy mógłbym rozmawiać z Jackiem Stephano? – zapytał stanowczy, męski głos.

– A kto mówi?

– Hamilton Jaynes z FBI.

– Och, mój Boże! – jęknęła kobieta i zakrywszy dłonią mikrofon, szepnęła do męża, który właśnie siadał w łóżku: – Jack, to znowu FBI!

Ten zapalił nocną lampkę, spojrzał na zegarek i wziął od niej słuchawkę.

– Kto mówi?

– Witaj, Jack. Tu Hamilton Jaynes. Przykro mi, że dzwonię tak wcześnie.

– To trzeba było tego nie robić.

– Chciałem cię tylko powiadomić, że mamy w areszcie tę dziewczynę, Evę Mirandę. Jest bezpieczna, zatem możesz odwołać swoje psy gończe.

Detektyw szybko odrzucił kołdrę i stanął przy łóżku. Oto przepadła jego ostatnia nadzieja. Poszukiwanie zaginionych pieniędzy można było definitywnie zakończyć.

– Gdzie ją trzymacie? – zapytał, chociaż nie spodziewał się uzyskać konkretnej odpowiedzi.

– Powinno ci wystarczyć, że ją mamy, Jack. Znajduje się pod naszą pieczą.

– Gratulacje.

– Posłuchaj, Jack. Wysłałem już swoich ludzi do Brazylii, żeby zbadali okoliczności porwania jej ojca. Daję ci dwadzieścia cztery godziny. Jeśli do jutra, do piątej trzydzieści, Paulo Miranda nie zostanie uwolniony, będę musiał aresztować i ciebie, i Aricię. Do diabła, mam coraz większą ochotę zgarnąć także Attersona z towarzystwa Monarch-Sierra i Jilla z Northern Case Mutual. Pomijając inne sprawy, chętnie bym z tymi panami porozmawiał na osobności.

– Widzę, że szantaż sprawia ci olbrzymią frajdę.

– Uwielbiam to. Z radością pomógłbym Brazylijczykom wystąpić o waszą ekstradycję, a pewnie wiesz, że formalności zajęłyby kilka miesięcy. W takich wypadkach nie wchodzi w grę zwolnienie za kaucją, zatem wszyscy spędzilibyście Boże Narodzenie za kratkami. Później, kto wie, może sąd by zatwierdził ekstradycję, toteż wylądowalibyście w Rio. Podobno plaże są tam przeurocze. Jesteś tam jeszcze, Jack?