Na innym szwajcarskim koncie pozostały jeszcze trzy miliony. W filii banku kanadyjskiego na Kajmanach znajdowało się sześć i pół miliona. Pewien renomowany inwestor z Bermudów obracał w ich imieniu funduszem w wysokości czterech milionów dolarów, a dalsze siedem milionów dwieście tysięcy było bezpiecznie ulokowane w banku luksemburskim, lecz te pieniądze miały być wycofane w pierwszej kolejności.
Dopełniwszy wszelkich formalności, Miranda wyszła z banku i wsiadła do wynajętej limuzyny z szoferem. Musiała jeszcze zadzwonić do Sandy’ego i poinformować go o wykonaniu poleceń.
Benny bardzo krótko grał rolę przestępcy poszukiwanego federalnym listem gończym. Jego przyjaciółka spędziła noc we Frankfurcie, po czym wsiadła do samolotu i koło południa wylądowała na londyńskim Heathrow. Tam już na nią czekano, celnik na lotnisku bez pośpiechu dwukrotnie sprawdził jej paszport. Szwedka była w ciemnych okularach, ręce jej się trzęsły. Wyraźnie było to widać na obrazie utrwalonym na kasecie wideo.
Na postoju przed terminalem zaopiekował się nią policjant w cywilu, tymczasowo pełniący rolę portiera przywołującego taksówki. Poprosił ją, aby cierpliwie zaczekała, obok tamtych dwóch dam, podczas gdy on zajął się rozładowywaniem korka. Kierowca taksówki nie był podstawiony, lecz parę minut wcześniej odebrał szczegółowe instrukcje i został wyposażony w krótkofalówkę.
– Hotel „Athenaeum” przy Piccadilly – poleciła, usadowiwszy się w środku.
Taksówkarz włączył się do ruchu na zatłoczonej drodze dojazdowej i z udawaną nonszalancją przekazał cel kursu przez radio do centrali.
Specjalnie się nie śpieszył. Dopiero po półtoragodzinnej podróży zatrzymał wóz przed wejściem do hotelu. Następnie kobieta musiała ponadto zaczekać w recepcji, wreszcie kierownik zmiany przeprosił ją uprzejmie za zwłokę, wyjaśniając, że właśnie zepsuł się komputer.
Kiedy w końcu nadeszła wiadomość, że w aparacie w zarezerwowanym pokoju został założony podsłuch, otrzymała klucze, a boy zawiózł ją na piętro. Szybko dała mu napiwek, zamknęła drzwi na klucz i od razu usiadła przy telefonie.
Pierwsze słowa, jakie nagrała dyżurująca ekipa, brzmiały:
– Cześć, Benny. To ja. Jestem już na miejscu.
– Dzięki Bogu – odparł Aricia. – Wszystko w porządku?
– Tak. Tylko diabelnie się boję.
– Ktoś cię śledził?
– Nie, chyba nie. Byłam bardzo ostrożna.
– Wspaniale. Słuchaj uważnie. Przy Brick Street niedaleko Down, kilkaset metrów od twojego hotelu, znajduje się niewielki barek kawowy. Spotkamy się tam za godzinę.
– Dobrze. Naprawdę strasznie się boję, Benny.
– Wszystko będzie dobrze, kochanie. Bardzo się za tobą stęskniłem.
Kiedy dotarła do kawiarni, Benny’ego jeszcze nie było. Czekała przez godzinę, wreszcie ogarnięta przerażeniem wróciła szybko do hotelu. Więcej do niej nie zadzwonił. Spędziła bezsenną noc.
Następnego ranka kupiła w hotelowym kiosku gazetę, zamówiła w barze kawę i zaczęła przeglądać wiadomości. Na końcu drugiej strony „Daily Maił” przeczytała króciutką notatkę o ujęciu amerykańskiego oszusta poszukiwanego listem gończym, niejakiego Benjamina Aricii.
Szybko spakowała walizki i zarezerwowała miejsce w samolocie do Sztokholmu.
ROZDZIAŁ 41
Porozumiewając się szeptem, obaj sędziowie, Karl Huskey oraz Henry Trussel, doszli do wniosku, że sprawa Patricka Lanigana powinna zostać uznana za precedens, zanim ostatecznie przekaże się ją do archiwum. Cały światek prawniczy Biloxi zelektryzowały plotki o zawarciu bulwersującej ugody, przy czym atmosferę podsycały jeszcze najróżniejsze spekulacje na temat przewinień Bogana i jego wspólników z kancelarii adwokackiej. W gruncie rzeczy o niczym innym nie mówiono od samego rana w gmachu sądu.
Trussel rozpoczął urzędowanie od telefonicznego wezwania Parrisha i McDermotta na krótką naradę, która w efekcie przemieniła się w wielogodzinną nasiadówkę. Kilkakrotnie włączano do dyskusji Patricka, korzystając z telefonu komórkowego doktora Hayaniego. Ci dwaj zaś, lekarz i jego pacjent, przez cały czas grali w szachy w szpitalnej kawiarence.
– Rzeczywiście nie widzę podstaw, aby wnioskować o karę więzienia dla obwinionego – oznajmił Trussel po drugiej rozmowie z Laniganem.
Był wyraźnie zadowolony z takiego obrotu sprawy, z ulgą przyjął możliwość uwolnienia Patricka od najcięższych zarzutów. Ze swej strony także nie zamierzał wnioskować o wysoką karę. Więzienie okręgowe było zapchane handlarzami narkotyków bądź zboczeńcami, skazanymi za molestowanie dzieci, sędzia mógł więc z czystym sumieniem przymknąć oko na grzeszki wyrafinowanego profanatora zwłok. Materiał dowodowy w tej sprawie wydawał się niepodważalny, a wziąwszy pod uwagę, że do tej pory Lanigan nadzwyczaj sprytnie uwalniał się od wszelkich oskarżeń, należało wątpić, aby w tym wypadku mógł zapaść wyrok skazujący.
Większość czasu poświęcono na uzgadnianie warunków zwolnienia po przyznaniu się przez Patricka do zarzucanych mu czynów. Najpierw trzeba było załatwić formalności związane z wycofaniem wcześniejszego oskarżenia. Dopiero później sędzia mógł przyjąć nowe oskarżenie, wreszcie zaakceptować sformułowane wspólnie przyznanie się Lanigana do winy. Już w trakcie tego pierwszego posiedzenia Trussel musiał się naradzać telefonicznie z szeryfem Sweeneyem, prokuratorem Mastem, agentem Cutterem oraz dyrektorem FBI Hamiltonem Jaynesem. Dwukrotnie też wychodził na krótką rozmowę z Karlem Huskeyem, który – na wszelki wypadek – siedział przez cały czas w swoim gabinecie.
Obaj sędziowie, podobnie jak Parrish, piastowali stanowiska podlegające co cztery lata reelekcji w wyborach powszechnych. Trussel nigdy do tej pory nie miał kontrkandydata, w pewnym sensie miał więc polityczny immunitet. Natomiast Huskey zamierzał zrezygnować z pełnionej funkcji. Najwięcej do stracenia miał Parrish, choć i on niezbyt się obawiał o swoją przyszłość, ponieważ dał się poznać jako umiejętny strateg, forsujący swoje decyzje bez zbędnego oglądania się na opinię społeczną. Ci trzej byli więc postaciami publicznymi od dłuższego czasu, a obracając się w świecie polityki, wyznawali starą, sprawdzoną zasadę: jeśli musisz zrobić coś, co może zostać przyjęte niezbyt przychylnie, uczyń to jak najszybciej. Trzeba więc było błyskawicznie się uwolnić od kłopotów, aby wahanie nie wzbudziło niczyich podejrzeń. Nikt nie miał żadnych wątpliwości, że gdy tylko dziennikarze zwietrzą sensację, zaczną ją w kółko maglować, dolewając tym samym oliwy do ognia.
Potwierdzenie zeznań Patricka nie przysparzało większych trudności. Po ujawnieniu nazwiska ofiary, na podstawie uzyskanej wcześniej zgody najbliższej rodziny na rozkopanie grobu, należało wydobyć i otworzyć trumnę. Gdyby ta rzeczywiście okazała się pusta, przyznanie się Lanigana do winy zostałoby poparte dowodami. A ponieważ do tego czasu nie istniał sposób na rozwianie wszelkich wątpliwości, w umowie zawarto klauzulę, że gdyby jakimś cudem we wskazanej trumnie znaleziono zwłoki, natychmiast się ją unieważni i powróci do wcześniejszego oskarżenia o morderstwo z premedytacją. Patrick jednak z takim przekonaniem opowiadał o swojej ofierze, iż nikt nie miał żadnych podejrzeń co do wyniku ekshumacji.
Po spotkaniu Sandy pojechał do szpitala, gdzie zastał swego klienta w otoczeniu licznego grona pielęgniarek asystujących doktorowi Hayaniemu w opatrywaniu ran pacjenta. Oznajmił, że przybywa z niezwykle pilną sprawą, toteż Patrick przeprosił wszystkich i po chwili zostali w izolatce sami. Wspólnie przejrzeli uważnie wszelkie dokumenty, wnioski formalne i polecenia sędziego, większość zapisów odczytując na głos. Wreszcie Lanigan podpisał papiery.