Выбрать главу

Dym zgęstniał, odpłynął rozwleczonymi smugami za odjeżdżającym pociągiem, po czym wrócił i ponownie wzniósł się pod sklepienie. Kamera na stacji numer sześć, tam gdzie stoczyli krwawą potyczkę, gdzie zginęli Neisin i Dorolow, i gdzie zostawili martwego Idirianina, nie działała. Horza kilka razy naciskał przycisk, ale ekran wciąż był ciemny, migotała natomiast lampka awaryjna. Horza zajrzał na pozostałe stacje, żadnej nie poświęcając szczególnej uwagi, po czym wstał od pulpitu.

— Wygląda na to, że wszystko w porządku — powiedział. — Wracamy do pociągu.

Yalson poinformowała o tym Wubslina i dronę, Balveda zaś lekko zeskoczyła z fotela i pierwsza wyszła z dyspozytorni. Umieszczony na ścianie dokładnie naprzeciwko drzwi ekran — jeden z pierwszych, które włączył Horza — pokazywał aktualne zużycie energii przez poszczególne instalacje Systemu Dowodzenia. Chwilę po tym, jak wyszli, wyraźnie urósł słupek obrazujący pobór mocy przez sieć komunikacyjną. Oznaczało to, że gdzieś w ukrytych głęboko pod ziemią tunelach ożył jeden z pociągów.

13. System Dowodzenia: stacja końcowa

— Jak się nie ma nic do roboty, to do głowy przychodzą różne myśli. Właśnie przypomniałem sobie o pewnej rasie, która kiedyś odważyła się wystąpić przeciwko nam. To było bardzo dawno temu, zanim przyszedłem na świat. Ubzdurali sobie, że galaktyka jest wyłącznie ich własnością, a na poparcie tej herezji stworzyli całą bluznierczą mitologię. Żyli w wodzie, mózg i najważniejsze organy mieściły się w dużym korpusie, z którego wyrastały silne ramiona, a raczej macki, zwężające się ku końcowi i całe pokryte przyssawkami. Ich wodny bóg rzekomo stworzył galaktykę na ich obraz i podobieństwo. Rozumiesz? Wymyślili to sobie, ponieważ trochę przypominali naszą galaktykę z obszernym jądrem i spiralnie powyginanymi ramionami. Mimo beznadziejnej głupoty ich pogańskiej wiary, radzili sobie całkiem nieźle i dysponowali znaczącą siłą. Szczerze mówiąc, byli groźnymi nieprzyjaciółmi.

— Hm… — mruknął Aviger, nie podnosząc głowy. — Jak się nazywali?

— Czekaj, niech pomyślę. Nazywali się… Nazywali… Już wiem. Fanchowie.

— Nigdy o nich nie słyszałem.

— Nic dziwnego — odparł Xoxarle. — Załatwiliśmy wszystkich. Przy drzwiach łączących zaplecze stacji z główną halą Horza zatrzymał się, pochylił i wpatrzył w podłogę.

— Co tam masz? — zapytała Yalson, nie spuszczając oka z Balvedy.

Horza wyciągnął rękę, jakby chciał coś podnieść, ale się rozmyślił.

— Zdaje się, że to owad — wymamrotał z niedowierzaniem. Na Yalson nie wywarto to większego wrażenia, Balveda natomiast podeszła bliżej, żeby się przyjrzeć. Owad ruszył powoli po podłodze, a Horza pokręcił głową.

— Skąd się tutaj wziął, do cholery?

Yalson z niepokojem zmarszczyła brwi, ponieważ w głosie Metamorfa słychać było nutę paniki.

— Przypuszczalnie sami go przynieśliśmy — powiedziała Balveda. — Przyjechał na palecie ze sprzętem albo na czyimś skafandrze. Horza zacisnął pięść i opuścił ją, miażdżąc owada. Balveda spojrzała na niego ze zdziwieniem, zmarszczka na czole Yalson jeszcze się pogłębiła. Metamorf przez kilka sekund wpatrywał się w trudne do rozpoznania szczątki, po czym wytarł rękawicę, wyprostował się i wzruszył ramionami.

— Przepraszam — bąknął z zażenowaniem. — Od razu przypomniała mi się ta cholerna mucha na „Granicy Wyobraźni”. — Spojrzał na Balvedę. — Pamiętasz? Okazało się, że to jeden z waszych mikroszpiegów. Odwrócił się i odszedł szybkim krokiem, Balveda natomiast uniosła brew i pokiwała głową nad małą, wilgotną plamką na podłodze.

— Cóż — powiedziała półgłosem — ten przynajmniej okazał się niewinny.

— Nic nie znalazłeś, karzełku? — zapytał Xoxarle, kiedy Horza w towarzystwie dwóch kobiet zjawił się z powrotem na peronie.

— Mnóstwo interesujących rzeczy.

Horza podszedł do Idirianina i starannie sprawdził więzy.

— Wciąż trochę mnie cisną, sojuszniku — poskarżył się trójnogi olbrzym.

— Ogromnie mi przykro — odparł Horza. — Spróbuj oddychać trochę płycej.

— Cha, cha!

Xoxarle był pewien, że człowiek przejrzał jego podstęp, ale Horza odwrócił się do starego pirata, który podczas jego nieobecności pilnował więźnia, i powiedział:

— Wchodzimy do pociągu. Dotrzymaj towarzystwa naszemu przyjacielowi, ale postaraj się nie zasnąć.

— Nie udałoby mi się, nawet gdybym chciał — odparł ponuro Aviger. — On gada prawie bez przerwy.

Jak tylko Horza i dwie kobiety zniknęli we wnętrzu pociągu, Xoxarle rozpoczął kolejną opowieść.

W kilku pomieszczeniach jednego z wagonów znajdowały się podświetlone mapy planety Schar z czasów, kiedy budowano System Dowodzenia. Na zarysach kontynentów zaznaczono miasta i przebieg granic, a także instalacje wojskowe przeciwnika oraz bazy, porty i wyrzutnie rakietowe budowniczych. Na mapach widać było również dwie niewielkie czapy polarne; pozostałą część lądów pokrywały stepy, prerie, pustynie, lasy i dżungle. Balveda chętnie dokładniej przyjrzałaby się mapom, ale Horza chciał jak najprędzej dotrzeć na przód pociągu. Mijając kolejne mapy, wyłączał światła. Błękitne oceany, zielone, żółte i brązowe lądy, granatowe rzeki, czerwone miasta i linie komunikacyjne kolejno tonęły w szarej ciemności. …Och!

Jest ich więcej. Dwoje. Albo troje. Idą od końca składu. I co teraz?…

Xoxarle oddychał miarowo, napinał i rozluźniał mięśnie, czując, jak cienki drut przesuwa się po pancerzu. Znieruchomiał, kiedy strażnik podniósł się i zbliżył do niego.

— Ty jesteś Aviger, prawda?

— Tak mnie nazywają.

Stary pirat powoli przesuwał spojrzenie w górę, od trzech potężnych trójpalczastych stóp z okrągłymi kostkami, przez masywne kolana, szerokie płyty chroniące podbrzusze, masywną klatkę piersiową, aż do wielkiej, pochylonej głowy w kształcie siodła.

— Boisz się, że ucieknę? — zadudnił Xoxarle.

Aviger wzruszył ramionami, po czym nieco mocniej zacisnął palce na broni.

— Co mnie to obchodzi? — mruknął. — Ja też jestem więźniem. Ten wariat wciągnął nas w pułapkę. Chcę wrócić. To nie moja wojna.

— Bardzo rozsądne podejście do sprawy — zauważył Xoxarle. — Wielka szkoda, że nie podziela go więcej ludzi.

— Zdaje się, że wy nie jesteście dużo lepsi.

— Ale na pewno inni.

Aviger wzruszył ramionami.

— Wszystko jedno. — Zmęczyło go zadzieranie głowy, więc mówił dalej do szerokiej piersi Idirianina: — Chciałbym tylko, żeby każdy pilnował własnych spraw, ale nic nie wskazuje na to, że kiedykolwiek tak się stanie. Na przykład ta awantura: założę się, że to jeszcze nie koniec.