Xoxarle z namysłem pokiwał głową.
— Wiesz co, Aviger? Zupełnie mi tutaj nie pasujesz.
Stary pirat ponownie wzruszył ramionami.
— Nikt z nas tutaj nie pasuje — odparł, wciąż nie podnosząc oczu.
— Wojownik powinien być tam, gdzie wzywa go obowiązek — stwierdził Idirianin nieco ostrzejszym tonem. Aviger dopiero teraz spojrzał w wielką, błyszczącą twarz.
— Ty coś wiesz na ten temat, prawda?
Odwrócił się i powłócząc nogami ruszył z powrotem w kierunku palety. Xoxarle natychmiast skorzystał ze sposobności, napiął wszystkie mięśnie, wypchnął naprzód klatkę piersiową i spróbował poruszyć ramionami. Chwilę potem poczuł, że pętla wokół jednego nadgarstka odrobinę się rozluźniła.
Lokomotywa nabierała prędkości. Wskaźniki na pulpitach widział jak przez gęstą mgłę, więc skoncentrował uwagę na światłach w ścianach tunelu. Początkowo przesuwały się dostojnie, w tempie wolniejszym nawet od tego, w jakim z trudem wciągał i wypuszczał powietrze. Teraz podczas każdego oddechu mijał dwie albo nawet trzy lampy. Pociąg delikatnie przyciskał go do oparcia fotela, wgniatał w siedzisko, na którym zebrało się trochę krwi. Los już się właściwie dopełnił, ale została jeszcze jedna rzecz do zrobienia. Przeklinając mrok, który wypełniał jedyne oko, Quayanorl skierował spojrzenie na główny pulpit sterowniczy.
Szukał wyłącznika automatycznego hamulca awaryjnego, ale najpierw znalazł włącznik reflektorów. Poczuł się tak, jakby otrzymał dar od Boga: tunel zalała ulewa jaskrawego światła, szyny zalśniły, jakby zrobiono je z czystego srebra, ściany ożyły licznymi cieniami rzucanymi przez ościeżnice stalowych grodzi i obramowania wejść do bocznych tuneli.
Widział słabo i niewyraźnie, ale i tak poczuł się znacznie lepiej, bo teraz zamiast ciemności otaczała go jasność. Co prawda przez głowę przemknęła mu niepokojąca myśl, że taka rzeka światła może zaalarmować nieprzyjaciół — naturalnie pod warunkiem że dopisze mu szczęście i dopędzi ich na sąsiedniej stacji — lecz natychmiast przestał się tym martwić. Znacznie wcześniej ostrzeże ich ruch powietrza wypychanego z tunelu przez pędzący pociąg. Podniósł klapkę obok głównej dźwigni; ukryto tam wyłącznik hamulca, który powinien zadziałać automatycznie w razie zagrożenia kolizją. Robiło mu się coraz zimniej. Długo wpatrywał się w wyłącznik, po czym pochylił się do przodu — zrywając przy okazji krwawą pieczęć, która przyspoiła go do fotela, co zaowocowało kolejnym krwotokiem — położył się górną połową ciała na pulpicie, podniósł dźwigienkę wyłącznika i wsunął pod nią rękę. Miał teraz pewność, że hamulce nie zadziałają, bez względu na okoliczności.
Oko wystawało nad krawędź konsolety akurat na tyle, żeby mógł widzieć tunel. Światła migały coraz prędzej, pociąg kołysał się łagodnie. Szum w uszach cichł w takim samym tempie, w jakim słabł wzrok, w jakim skład oddalał się od stacji, w jakim lampy przesuwały się po obu stronach kabiny.
Nie miał pojęcia, jaka odległość dzieliła go od celu. Zrobił wszystko, na co było go stać. Nikt nie mógł oczekiwać od niego niczego więcej. Zamknął oko tylko po to, żeby odpocząć.
Pociąg kołysał go do snu.
Kiedy Horza, Yalson i Balveda weszli do maszynowni, Wubslin powitał ich szerokim uśmiechem.
— Wszystko działa! — zameldował. — W każdej chwili możemy ruszać.
— Nie bądź taki w gorącej wodzie kąpany — mruknęła Yalson. Zaczekała, aż Balveda zajmie miejsce w jednym z foteli, po czym także usiadła, przez cały czas obserwując więźnia. — Możliwe, że będziemy musieli skorzystać z kapsuł serwisowych.
Horza nacisnął kilka klawiszy, przebiegł wzrokiem po danych wyświetlanych na ekranach. Wubslin mówił prawdę: pociąg był gotowy do drogi.
— Gdzie jest ta cholerna drona?
— Halo, drona! — powiedziała Yalson do komunikatora. — Unaha-Closp, odezwij się!
— O co chodzi tym razem?
— Gdzie jesteś?
— Szczegółowo badam wnętrze muzeum na kołach. Nie wiem, czy mi uwierzycie, ale te pociągi są chyba jeszcze starsze niż wasz statek.
— Każ jej wracać — rzucit Horza, po czym spojrzał na Wubslina. — Sprawdziłeś cały skład?
Yalson przekazała dronie polecenie Horzy, Wubslin zaś skinął głową i odpowiedział:
— Cały, z wyjątkiem wagonu z reaktorem. Niektóre drzwi były zamknięte. Jeszcze nie zdążyłem ustalić, z którego pulpitu się nimi steruje. Horza uważnie rozejrzał się dokoła, przywołując z pamięci wiedzę zebraną podczas poprzedniego pobytu w tunelach, po czym wskazał zespół przycisków po prawej stronie Wubslina.
— Zdaje się, że z tego.
Mechanik natychmiast skupił uwagę na podświetlonych klawiszach.
Odwołana! Wezwana jak służący, jak jakiś medjel, jak… jak maszyna! Niech sobie trochę poczekają.
Unaha-Closp również dotarła do pomieszczeń z mapami i długo wisiała w powietrzu przed taflami podświetlonego plastiku, a nawet posłużyła się ukierunkowanym polem siłowym i pomanipulowała przyrządami, przesuwając czerwone punkciki oznaczające cele ataku. Miasta, obiekty przemysłowe, instalacje wojskowe — wszystko to obróciło się w proch, cała bezcenna cywilizacja znikła pod grubą warstwą lodu, została spłukana przez ulewne deszcze albo zmieciona przez wichry. Cała… z wyjątkiem tego żałosnego grobowca. Tyle przyszło im z całego ich człowieczeństwa, myślała drona. Ocalały tylko nieliczne maszyny. Czy jednak ktoś wyciągnie z tego faktu właściwe wnioski? Czy ktokolwiek się czegoś nauczy? Akurat! Zostawiła podświetlone mapy, wypłynęła z wagonu i skierowała się z powrotem do stacji. Wprawdzie w tunelach zrobiło się jasno, ale temperatura nie wzrosła ani trochę. Jaskrawe, żółtawe światło nawet w przenośni nie dawało choćby odrobiny ciepła. Tak samo mogły świecić wojskowe szperacze albo lampy nad stołem sekcyjnym. Sunąc niespiesznie w kierunku głównej hali, Unaha-Closp pomyślała z przekąsem, że oto pogrążona do tej pory w ciemności katedra przeistoczyła się w rzęsiście oświetloną arenę krwawych zmagań. Xoxarle nadal stał przywiązany do metalowej konstrukcji rampy. Dronie nie spodobało się spojrzenie, jakim ją obrzucił, kiedy wyłoniła się z tunelu. Co prawda trudno było odczytać wyraz twarzy Idirianina — oczywiście zakładając, że to coś w ogóle można nazwać twarzą — niemniej jednak Unaha-Closp odniosła wrażenie, że więzień coś knuje. Aviger spojrzał w jej stronę, kiedy pojawiła się nad peronem, po czym obojętnie odwrócił wzrok, nie pofatygowawszy się nawet, żeby skinąć głową.
Metamorf, obie kobiety oraz Wubslin znajdowali się w maszynowni pociągu. Drona skierowała się do najbliższych otwartych drzwi, ale zamiast wpłynąć do środka, zawisła w progu, poczuła bowiem ruch powietrza, niewielki, ale wyraźny. Przypuszczalnie włączyły się dodatkowe pompy, tłoczące świeże powietrze z powierzchni planety. Unaha-Closp znikła we wnętrzu wagonu.
— Paskudna przemądrzała maszynka — wymamrotał Xoxarle. Aviger obojętnie skinął głową. Idirianin zauważył już dość dawno, że im więcej mówi, tym rzadziej strażnik spogląda w jego kierunku, jakby dudnienie niskiego, donośnego głosu stanowiło wystarczającą gwarancję, że więzień jest tam gdzie należy i nie robi niczego podejrzanego. Miało to tę dodatkową zaletę, że mógł w całkiem naturalny sposób poruszać głową lub wzruszać ramionami, a każdy taki ruch przybliżał go przecież do wolności. Dlatego Xoxarle gadał prawie bez przerwy. Może tamci zostaną w pociągu na tyle długo, że nadarzy się okazja do ucieczki.