Niech no tylko uda mu się zniknąć w tunelu z bronią w ręku! Pokaże im wtedy, co potrafi.
— Powinny być otwarte — mruknął Horza. Jeśli wierzyć podświetlanym klawiszom na pulpicie, żadne drzwi nie zostały zamknięte ani tym bardziej zablokowane. — Jesteś pewien, że nie dało się ich otworzyć?
— Oczywiście! — odparł Wubslin z urazą w głosie. — Znam się na zamkach. Próbowałem wszystkich sztuczek, ale nic z tego nie wyszło.
— Widocznie to jakaś awaria — stwierdził Horza, po czym wyprostował się i obejrzał, jakby chciał sięgnąć wzrokiem do odległego o ponad sto metrów wagonu z reaktorem. — Hm… Chyba nie ma tam dość miejsca dla Umysłu?
Wubslin podniósł wzrok znad pulpitu.
— Raczej nie — odparł po krótkim zastanowieniu.
— Jestem — oznajmiła lodowatym tonem Unaha-Closp, po czym zawisła w powietrzu przy drzwiach maszynowni. — Czego sobie życzycie?
— Urządziłaś sobie długą wycieczkę — zauważył Horza.
— Starałam się pracować powoli i precyzyjnie, w przeciwieństwie do was, jeśli prawidłowo zrozumiałam wymianę zdań sprzed chwili. Gdzie miałby ukryć się wspomniany Umysł?
— W wagonie z reaktorem — odparł Wubslin. — Nie udało mi się sforsować kilkorga drzwi, chociaż według wskazań przyrządów cały czas są otwarte.
— Chcesz, żebym to sprawdziła? — zapytała drona, zwracając się wprost do Metamorfa.
Horza skinął głową.
— Naturalnie jeśli nie masz innych planów — dorzucił z przekąsem.
— Och, skądże znowu. — Unaha-Closp powoli wycofywała się z pomieszczenia. — Nawet zaczyna mi się to podobać. Wojskowa dyscyplina, zwięzłe komendy i tak dalej…
Balveda w zamyśleniu spoglądała przez przednią szybę.
— Gdyby Umysł rzeczywiście ukrył się w pobliżu reaktora, to twój detektor zapewne nie potrafiłby rozróżnić dwóch sygnałów emitowanych niemal z tego samego miejsca?
Chociaż nie odwróciła się do niego, Horza doskonale wiedział, do kogo skierowała pytanie.
— Nie mam pojęcia — przyznał. — Nie znam się na działaniu elementów wyposażenia skafandra, szczególnie takiego, który uległ poważnemu uszkodzeniu.
Powoli odwróciła się w jego stronę.
— Czy ty aby nie stajesz się zbyt ufny? — zapytała z lekkim uśmiechem. — Polegasz na tej dronie jak na samym sobie.
— Kazałem jej tylko przeprowadzić rekonesans, nic więcej. Horza ponownie skoncentrował uwagę na przyrządach. W skupieniu obserwował zegary i ekrany, usiłując na podstawie ich wskazań odgadnąć, co dzieje się w wagonie z reaktorem, i czy w ogóle coś tam się dzieje. Na razie wszystko wskazywało na to, że nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego, choć w głębi duszy musiał przyznać, że jego wiedza jest dalece niewystarczająca, by mógł stwierdzić to z całą pewnością.
— No dobra. — Yalson odwróciła swój fotel, oparła stopy na krawędzi konsolety i ściągnęła hełm. — Co zrobimy, jeśli się okaże, że Umysł jest tam, w środku? Pojedziemy na wycieczkę pociągiem, przesiądziemy się do kapsuły serwisowej, czy co?
— Nie jestem pewien, czy powinniśmy korzystać z pociągu — odparł Horza, zerknąwszy spod oka na Wubslina. — Najlepiej będzie chyba, jeśli tu zostaniecie, a ja wyruszę kapsułą na inspekcję całego Systemu Dowodzenia. To nie powinno zabrać wiele czasu, nawet jeśli wykonam dwa pełne okrążenia, żeby dokładnie zbadać obie nitki tunelu. Kapsuły serwisowe nie są wyposażone w reaktory, więc nic nie będzie zakłócać odczytu.
Wubslin wyraźnie zmarkotniał.
— Dlaczego po prostu nie odeślesz nas z powrotem? — zapytała Balveda.
Horza skierował na nią ciężkie spojrzenie.
— Nie jesteś tu po to, żeby cokolwiek proponować.
Wzruszyła ramionami.
— Po prostu staram się być użyteczna.
— A jeśli niczego nie znajdziesz? — wtrąciła się Yalson.
— Wtedy wszyscy wrócimy na statek. Nic mądrzejszego nie uda nam się wymyślić. Wubslin spróbuje naprawić mój skafander i jeśli zdoła zreperować detektor, wówczas wrócimy, żeby kontynuować poszukiwania, a jeśli mu się nie uda, damy sobie spokój. Na razie chodzi o to, żeby nie tracić zbyt wiele czasu i sił.
— Szkoda — mruknął Wubslin, przesuwając palcami po przyrządach. — Nie możemy nawet wrócić tym pociągiem na stację numer cztery, bo ten na szóstej blokuje tor.
— Jestem pewien, że potrafiłbyś go poprowadzić — powiedział Horza. — Zresztą, kto wie? Może jeszcze będziesz miał okazję to zrobić. Wubslin westchnął głęboko, po czym wskazał jedną z dźwigni.
— Czy tym ustawia się prędkość?
— Tak jest. Pokażę ci, jak przygotować pociąg do drogi. Zaczął wciskać klawisze i przesuwać dźwignie, wyjaśniając działanie każdej z nich. Wubslin chłonął jego słowa, nie odrywając wzroku od pulpitów.
Po kilku minutach Yalson znudziło się słuchać technicznych objaśnień. Przez chwilę wierciła się niecierpliwie w fotelu, po czym przeniosła spojrzenie na Balvedę; agentka Kultury z uśmiechem przyglądała się pogrążonym w rozmowie mężczyznom. Chyba wyczuła spojrzenie Yalson, ponieważ zerknęła na nią z ukosa, uśmiechnęła się jeszcze szerzej, uniosła brew, lekkim ruchem głowy wskazała Wubslina i Horze, po czym mrugnęła porozumiewawczo. Yalson, trochę wbrew sobie, odpowiedziała uśmiechem, ale jednocześnie przesunęła nieco lufę strzelby, żeby była wycelowana prosto w Balvedę. Światła przemykały tak szybko, iż wydawało się, że we wnętrzu maszynowni migocze stroboskopowa lampa.
Otworzył oko. Byłby gotów przysiąc, że powieka jest z ołowiu. Zdawał sobie sprawę, że spał, ale nie miał pojęcia jak długo. Ból trochę osłabł, przypuszczalnie dlatego że Quayanorl od jakiegoś czasu nie wykonał żadnego ruchu. Siedział w zbroczonym krwią fotelu, wychylony daleko do przodu, z górną połową ciała i głową na pulpicie, z ręką wbitą pod dźwignię wyłącznika hamulców. Było mu dobrze. Wreszcie mógł odpocząć po straszliwym wysiłku, na jaki musiał się zdobyć, aby przeczołgać się korytarzem wagonu i własnego bólu.
Pociąg wciąż go kołysał, tyle że znacznie szybciej niż poprzednio, w kołysanie to zaś wdarł się dodatkowy rytm, przypominający łomotanie serca. Nie tylko wyczuwał go, ale i słyszał. Albo tylko mu się wydawało.
Poczuł się znowu jak dziecko, jak wtedy, kiedy pod opieką starego querla-wychowawcy wyruszył w podróż z grupą rówieśników. Wówczas także to zasypiał, to znów się budził, chłonął nowe wspaniałe widoki, po czym na powrót zapadał w szczęśliwy sen. Zrobiłem wszystko co w mojej mocy, powtarzał sobie. Może za mało, ale na pewno wszystko. Ta myśl dodawała mu otuchy. Była swojska jak słabnący ból, jak miarowe kołysanie. Ponownie zamknął oko. Ciemność też dawała ukojenie. Nie miał pojęcia, gdzie jest, ile jeszcze zostało mu do celu, i nic go to nie obchodziło. Wszystko powoli odpływało, znowu zapominał, po co zrobił to, co zrobił. Nieważne. Wykonał zadanie. Dopóki się nie poruszy, dopóki nie opuści tego miejsca, nic już się nie zmieni. Nic a nic.
Rzeczywiście, drzwi były zamknięte, tak samo jak w tamtym pociągu. Drona cofnęła się, maksymalnie utwardziła pole siłowe, po czym z całej siły rąbnęła w stalową płaszczyznę. Drzwi ani drgnęły.
Och!
Nie pozostało jej nic innego, jak ponownie zejść pod podłogę wagonu. Skręciła w boczny korytarz, otworzyła okrągłą klapę w podłodze i wcisnęła się w wąski tunel, którym biegły wiązki niezliczonych kabli i światłowodów.
No tak. Oczywiście ja odwalam całą brudną robotę. Nic dziwnego, powinnam się była tego spodziewać. Na dobrą sprawę pomagam temu draniowi tropić inną maszynę. Chyba powinnam sprawdzić sobie obwody. A może nic mu nie powiem, nawet jeśli znajdę gdzieś tutaj ten nieszczęsny Umysł? Niech się jeszcze trochę pobiedzi. Może to go czegoś nauczy.