Może czuję się zbyt bezpiecznie, pomyślała. Może nie ma żadnego wyraźnego zagrożenia. Bitwa o uzyskanie kontroli nad Systemem Dowodzenia już się zakończyła, poszukiwania powoli dobiegały końca, napięcie osłabło.
Xoxarle nie tracił czasu. Kierował promień lasera na drut, rozgrzewał go najpierw do czerwoności, potem do białości, napinał mięśnie, przerywał, po czym to samo robił z następnym. Leżący u jego stóp nieprzytomny mężczyzna poruszył się, jęknął. Wiatr przybrał na sile. Kurz wydmuchiwany spod wagonów wirował wokół stóp trójnogiego olbrzyma. Kolejny drut pękł z cichym trzaskiem. Zostało jeszcze kilka. Idirianin co chwila zerkał z niepokojem w kierunku przedniej części pociągu, ale wciąż nie widział tam ani pozostałych ludzi, ani maszyny. Spojrzał również na wylot tunelu za końcem ostatniego wagonu; wciąż nie było tam widać żadnego światła, nie słyszał żadnego odgłosu.
Starannie wycelował strzelbę i nacisnął spust. Drut błyskawicznie rozgrzał się do białości, a kiedy pękł, na skafander nieprzytomnego Avigera posypał się deszcz iskier.
To typowe, myślała Unaha-Closp. Jak zwykle sama odwalam całą robotę.
Wyszarpnęła kolejny pęk kabli i upchnęła za siebie. Gdyby chciała się teraz wycofać, miałaby sporo problemów z przedarciem się przez plątaninę poprzecinanych przewodów, utwardzoną okruchami rozkawałkowanej masy uszczelniającej.
…Jest pode mną. Czuję to. Słyszę. Nie wiem, co robi, ale czuję i słyszę.
Jest coś jeszcze… Inny odgłos…
Pędzący pociąg był jak przesadnie długi pocisk w lufie gigantycznego działa, jak metalowy wrzask w przepastnym gardle. Gnał tunelem niczym największy tłok w największym silniku wszechświata, przemykał przez zakręty, przeskakiwał proste odcinki, pchając przed sobą kilkusetmetrowy snop światła i znacznie dłuższy, wielokilometrowy słup ryczącego powietrza.
Kurz podniósł się tak wysoko, że utworzył nad peronem mglistą zasłonę. Pusty pojemnik po wodzie zostawiony przez Avigera stoczył się z palety i donośnie brzęcząc poturlał się w kierunku przodu pociągu. Wiatr uderzył ze wzmożoną siłą, Xoxarle po raz kolejny napiął mięśnie, drut trzymał jeszcze przez chwilę, po czym pękł z trzaskiem. Idirianin był wolny.
W ślad za pojemnikiem, który dotarł już niemal do połowy peronu, poszybował porwany wiatrem arkusz plastiku. Xoxarle schylił się, chwycił Avigera w pasie, podniósł bez trudu, po czym, z nieprzytomnym człowiekiem w jednej ręce i laserową strzelbą w drugiej, pobiegł ku wylotowi tunelu, z którego dął coraz silniejszy, zawodzący wiatr.
— …albo zamknąć oboje gdzieś tutaj. Doskonale wiesz, że to też jest dobre wyjście z sytuacji — zakończyła Yalson.
Jesteśmy blisko, myślał Horza, odruchowo kiwając głową. Z całej przemowy Yalson dotarło do niego najwyżej parę słów. Jesteśmy bardzo blisko. Czuję to. Jakimś cudem udało nam się dotrwać i prawie osiągnąć cel, ale to jeszcze nie koniec. Wystarczy jeden, choćby najmniejszy błąd, najdrobniejsza pomyłka, najgłupsze niedopatrzenie i wszystko szlag trafi. Na razie, chociaż popełniliśmy niejeden błąd, jakoś nam się udawało, ale przecież tak łatwo coś przeoczyć, o czymś zapomnieć, pominąć jakiś drobny szczegół, który później, w ostatecznym rozrachunku, okaże się akurat tym najważniejszym, nieodzownym. Tajemnica polegała na tym, żeby myśleć o wszystkim albo — jeśli założyć, że Kultura ma rację i że tylko maszyny są do tego zdolne — przynajmniej być tak blisko tego, co się dzieje, by intuicyjnie nauczyć się wyławiać najważniejsze elementy, ignorować zaś resztę. Horza uświadomił sobie z zaskoczeniem, że jego obsesyjny perfekcjonizm, zakorzenione głęboko w duszy pragnienie, aby zawsze o wszystkim zawczasu pomyśleć, niewiele różni się od fetyszystycznego zamiłowania Kultury do równości i fundamentalnej uczciwości, do wyeliminowania przypadku, do zrównania szans. Uśmiechnął się, rozbawiony ironią losu, po czym spojrzał na Balvedę, która obserwowała Wubslina eksperymentującego z urządzeniami sterowniczymi pociągu.
Przede wszystkim upodobnić się do nieprzyjaciela… — pomyślał.
Może jednak coś w tym jest?
— Horza, czy ty mnie w ogóle słuchasz?
— Że co? Tak, oczywiście.
Balveda zmarszczyła brwi. Horza i Yalson rozmawiali — a raczej to ona mówiła, on zaś nawet nie starał się za bardzo udawać, że słucha — Wubslin majstrował przy pulpitach, ją natomiast z niewiadomego powodu ogarnął dziwny niepokój.
Za szybą, poza zasięgiem jej wzroku, mały metalowy pojemnik stoczył się z peronu i zniknął w szeroko otwartej paszczy tunelu. Xoxarle dobiegł do końca peronu, zeskoczył z niego i wpadł do wąskiego tunelu dla pieszych, którym dotarł tu razem z ludźmi. Pod każdym względem było to doskonałe miejsce; był niewidoczny z zewnątrz, sam widział wszystko, co działo się na peronie, a w dodatku miał zapewnioną ochronę przed skutkami katastrofy, która — nie ulegało to dla niego już żadnej wątpliwości — niedługo wydarzy się na stacji. Jeśli ludzie wcześniej spróbują opuścić pociąg, rozprawi się z nimi za pomocą strzelby. Sprawdził, czy jest gotowa do użycia, po czym ustawił moc na maksimum.
Balveda zsunęła się z fotela i ze wzrokiem utkwionym w podłodze ruszyła powoli w kierunku bocznych okien, na próżno usiłując dociec przyczyn gnębiącego ją niepokoju.
Wiatr, i tak już silny, w wąskiej przestrzeni między ścianą tunelu a pociągiem zamienił się w prawdziwą wichurę. Dwadzieścia metrów od miejsca, gdzie stał Xoxarle, z jedną stopą opartą na grzbiecie wciąż nieprzytomnego Avigera, tył ostatniego wagonu zaczął się lekko kołysać.
Drona zamarła w bezruchu. Niemal jednocześnie zdała sobie sprawę z dwóch faktów: po pierwsze, że już od jakiegoś czasu słyszy bardzo dziwny odgłos; po drugie, że nawet gdyby w maszynowni odezwał się sygnał alarmowy, ludzie z pewnością by go nie usłyszeli, a mikrofon w hełmie Yalson prawie na pewno by go nie wychwycił. Czy jednak sygnałowi dźwiękowemu nie powinno towarzyszyć ostrzeżenie optyczne?
Balveda z roztargnieniem zerknęła przez boczne okienko, wróciła na fotel i zagapiła się w pulpit.
— …ci zależy na odnalezieniu tego złomu — powiedziała Yalson.
— Nie martw się — odparł Metamorf. — Znajdę go. Balveda ponownie spojrzała w okno. W tej samej chwili ożyły głośniki w hełmach Yalson i Wubslina, ona jednak nie usłyszała ani słowa z tego, co mówi, a właściwie krzyczy Unaha-Closp, ponieważ zobaczyła spory arkusz plastiku szybujący z dużą prędkością nad posadzką peronu. Ze zdumienia wytrzeszczyła oczy i otworzyła usta. Wichura przeistoczyła się w huragan. Z tunelu zaczął dobiegać niski, groźny łoskot, przypominający odgłos odległej lawiny. Wkrótce potem na końcu długiej prostej bezpośrednio przed stacją pojawiło się światło.