Ukryty w tunelu dla pieszych Xoxarle nie widział go, ale doskonale słyszał narastający huk. Podniósł strzelbę i położył palec na spuście. Nawet ci głupi ludzie muszą się niebawem zorientować, co się święci.
Szyny zaczęły cichutko jęczeć.
Drona pospiesznie wycofała się z przełazu.
— Yalson! Horza!
Popędziła krótkim bocznym korytarzykiem. Jak tylko minęła poszerzony przez siebie zakręt, usłyszała odległe, natarczywe zawodzenie sygnału alarmowego.
— Słyszę alarm! Co się dzieje?
Dopiero tutaj poczuła nerwowe kołysanie wagonu.
— Na zewnątrz wieje wicher! — wykrzyknęła Balveda, jak tylko umilkł głos drony.
Wubslin chwycił hełm leżący na konsolecie, odsłaniając pomarańczową, migającą natarczywie lampkę. Horza zagapił się na nią bez słowa, Balveda zaś ponownie spojrzała na peron. Nad posadzką gnały chmury kurzu, po gładkiej powierzchni niczym po lodowej tafli sunęły lżejsze przedmioty zdmuchnięte z palety.
— Nie widzę Xoxarle’a ani Avigera — powiedziała cicho. Yalson dopiero teraz poderwała się na nogi. Horza zerknął w boczne okno, potem przeniósł wzrok z powrotem na migające światełko.
— Słyszę alarm! — rozległ się ponownie głos drony. — Co się dzieje? Horza jedną ręką złapał strzelbę, drugą przysunął hełm Yalson i powiedział do mikrofonu:
— To pociąg, drono. Zbliża się pociąg. Niedługo nastąpi zderzenie. Uciekaj na zewnątrz. — Cofnął rękę. Yalson natychmiast założyła hełm i zapięła zatrzaski. — Wychodzić! — rozkazał Horza i machnął ręką w kierunku drzwi.
Balveda ruszyła jako pierwsza, Yalson zaraz za nią. Horza zrobił dwa kroki, zatrzymał się i odwrócił do Wubslina, który jakby nigdy nic położył hełm na podłodze, usiadł w fotelu i pochylił się nad pulpitem.
— Uciekaj! — wrzasnął Metamorf.
Balveda i Yalson biegły już korytarzem wagonu. Dziewczyna zerknęła do tyłu przez ramię, zawahała się i zwolniła.
— Spróbuję go ruszyć! — wycedził mechanik przez zaciśnięte zęby, po czym zaczął wciskać klawisze.
— Uciekaj, ale już! — ryknął Horza.
— Wszystko w porządku — odparł Wubslin, nie odwracając głowy od pulpitu. — Wiem, co robię. Zostaję. Ruszę go, zobaczycie. Metamorf spojrzał na Yalson, która stała w korytarzu, niepewna, czy powinna biec za Balvedą zbliżającą się już do drugiego wagonu, czy wrócić do maszynowni. Horza dał jej znak, żeby uciekała, po czym podbiegł do Wubslina i chwycił go za ramię.
— Ty głupku! — krzyknął. — Tamten może jechać nawet z prędkością pięćdziesięciu metrów na sekundę. Wiesz, ile czasu trzeba, żeby ruszyć z miejsca taką kupę żelastwa, a co dopiero rozpędzić do jakiej takiej szybkości?
Szarpnął z całej siły, Wubslin natomiast odwrócił się błyskawicznie i rąbnął go w twarz. Cios był tak zaskakujący, że Horza nie zdążył się zasłonić i runął jak długi na podłogę. Mechanik jakby nigdy nic pochylił się nad przyrządami.
— Wybacz, Horza. Spróbuję wprowadzić go na boczny tor. Nie przeszkadzaj mi, jeśli możesz.
Horza dźwignął się na nogi, podniósł strzelbę, po czym wybiegł z maszynowni. Ułamek sekundy później pociąg zadrżał i poruszył się lekko, jak zwierzę szykujące się do skoku.
Zgodnie z poleceniem, Yalson popędziła za agentką Kultury.
— Balveda! — zawołała co sił w płucach. — Wyjście awaryjne! Dolny poziom!
Balveda jednak nie usłyszała, ponieważ nadal gnała w kierunku drugiego wagonu i rampy. Yalson, klnąc na czym świat stoi, pobiegła za nią.
Drona wystrzeliła spod podłogi i pomknęła ku najbliższemu wyjściu awaryjnemu.
…Wibracja! To pociąg! Zbliża się pociąg! Co ci idioci zrobili?! Muszę się stąd wydostać, i to prędko!…
Balveda nie zwalniając skręciła w boczny korytarzyk, z rozmachem rąbnęła w ścianę, otrząsnęła się po zderzeniu i dała nura w otwarte drzwi wiodące na rampę. Kroki Yalson rozbrzmiewały głośnym echem za jej plecami.
Na zewnątrz wpadła w objęcia szalejącego huraganu. Ułamek sekundy później rozbłysło jaskrawe światło, a z metalowej konstrukcji posypały się snopy iskier. Balveda natychmiast rzuciła się na ażurowy podest i przywarła do niego całym ciałem; nad jej głową i nieco z przodu w stalowe kratownice co chwila uderzały promienie lasera. Niewiele myśląc, podkuliła nogi, odwróciła się w kierunku wejścia, odepchnęła z całej siły i wtoczyła się z powrotem do wagonu; zaraz potem kolejny strzał trafił dokładnie w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą leżała. Yalson potknęła się o nią i z pewnością wypadłaby na zewnątrz, gdyby Balveda nie chwyciła jej za łydkę.
— Ktoś do nas strzela!
Yalson przykucnęła w drzwiach, wychyliła się ostrożnie i odpowiedziała ogniem.
Pociąg drgnął.
Końcowa prosta przed stacją numer siedem miała ponad trzy kilometry długości. Rozpędzony pociąg potrzebował na pokonanie tej odległości niespełna minutę.
Gdyby martwy, wstrząsany szarpnięciami pociągu, ale wciąż trwający przy pulpicie sterowniczym Quayanorl mógł cokolwiek widzieć, ujrzałby, jak na końcu czarnej otchłani przeoranej snopami światła reflektorów pojawia się wypełnione jasnością kółko i zaczyna raptownie rosnąć.
Xoxarle zaklął głośno. Cel był nieduży i poruszał się zaskakująco szybko. Tym razem chybił, ale i tak miał ich w garści. Znaleźli się w pułapce. Stary pirat jęknął, poruszył się słabo pod jego stopą. Idirianin przycisnął go trochę mocniej, a następnie przygotował się do oddania kolejnego strzału.
Z miejsca, w którym niedawno na chwilę pojawiła się nieduża sylwetka, padły niecelne strzały. Olbrzym uśmiechnął się pogardliwie, ale uśmiech zamarł mu na ustach, ponieważ zaraz potem pociąg wyraźnie się poruszył.
— Uciekajcie! — ryknął Horza, dopadłszy drzwi, przy których stały obie kobiety. Jedna co chwila strzelała na oślep w kierunku tyłu pociągu, druga wychylała się ostrożnie od czasu do czasu, usiłując rozeznać się w sytuacji. Potworny wicher wdzierał się do wagonu przez otwarte drzwi, tak że trudno było ustać.
— To na pewno Xoxarle! — wrzasnęła Yalson, przekrzykując wycie wiatru, po czym ponownie wychyliła się i nacisnęła spust. Niemal natychmiast w rampę tuż przy drzwiach uderzyły promienie lasera, a rozgrzane do czerwoności strzępy metalu wpadły do wnętrza wagonu. W tej samej chwili pociąg drgnął ponownie i powoli, jakby z ogromnym wysiłkiem, ruszył naprzód.
— Co się dzieje?! — krzyknęła Yalson.
Horza wzruszył ramionami, schylił się, wysunął na zewnątrz broń i oddał na oślep kilka strzałów.
— Wubslin!
Pociąg przepełzł już około metra. W mrocznej czeluści tunelu łączącego stację ze stacją numer sześć pojawiła się drżąca iskierka. W skalnej grocie zrobiło się szaro od kurzu niesionego przez rozszalały huragan.
Połowa szerokości drzwi znalazła się już poza rampą. Horza strzelił po raz kolejny, a następnie dał Balvedzie znak, żeby skakała. Yalson wychyliła się, nacisnęła spust, Balveda podkradła się do otworu, zacisnęła palce na futrynie, dała susa na zostającą coraz bardziej z tyłu rampę.