W tym samym wagonie, tyle że bliżej środka pociągu, jakaś potworna siła wypchnęła na peron okrągły fragment zewnętrznej ściany mniej więcej trzymetrowej średnicy. Jeszcze zanim zdążył z hukiem runąć na podłogę, z otworu wyprysnął srebrzysty elipsoidalny kształt. Niemal jednocześnie otworzyła się jedna z klap awaryjnych i z ruszającego pociągu wystrzeliła Unaha-Closp.
— Tam jest! — wrzasnęła Yalson.
Umysł jakby zawahał się przez chwilę, po czym ruszył w przeciwnym kierunku niż pociąg. Zaraz potem niewidoczny strzelec, ukryty na końcu stacji, zmienił cel; smugi laserowego ognia przestały uderzać w osmaloną, poskręcaną konstrukcję rampy, zaczęły natomiast ześlizgiwać się po obłym srebrzystym kształcie. Umysł znieruchomiał, przez kilka sekund wisiał nad peronem, potem jego błyszcząca powierzchnia zmatowiała, zachwiał się i wreszcie runął na peron niczym uszkodzony statek powietrzny.
Balveda co sił w nogach biegła po pochyłej rampie. Była już na wysokości środkowego poziomu.
— Teraz ty!
Horza niemal wypchnął Yalson z pociągu, tak że ledwo zdążyła na oślep klepnąć w prawy nadgarstek i włączyć uprząż antygrawitacyjną. Rampa została kilka metrów z tyłu. Dziewczyna opadała powoli, ani na chwilę nie przerywając ostrzału.
Horza chwycił się futryny jedną ręką i wychylił niemal do połowy, ale niewiele mu to dało, ponieważ od celu odgradzała go konstrukcja rampy. Większość strzałów trafiała w metalowe wsporniki, gnąc je, rozrywając i krzesząc snopy iskier.
Umysł przetoczył się pod ścianę i przywarł do niej niczym matowoszary balon, z którego częściowo uszło powietrze.
Unaha-Closp wykonywała szaleńczy taniec, by uniknąć trafienia. Balveda wreszcie zbiegła z rampy, zgięta wpół popędziła po peronie w poszukiwaniu ukrycia. Niewidoczny strzelec przez chwilę jakby się wahał, kogo wybrać, po czym zdecydował się na Yalson. Dziewczyna odpowiedziała ogniem, ale już drugi albo trzeci strzał prześlizgnął się po jej skafandrze.
Horza dał ogromnego susa, runął na kamienną posadzkę, przetoczył się kilka metrów, nie mogąc złapać tchu, po czym rozpłaszczył się na peronie, żeby nie dać się porwać szalejącemu huraganowi. Jak tylko doszedł do siebie, zerwał się na nogi i, lekko utykając, pobiegł pod wiatr, strzelając w kierunku drugiego końca peronu. Yalson miotała się w powietrzu, szarpana podmuchami wichru i kolejnymi trafieniami.
Tył składu zalała powódź jaskrawego światła. Ryk zbliżającego się pociągu tak bardzo przybrał na sile, że zagłuszył wszystkie inne odgłosy, nawet eksplozje i przeraźliwe wycie wiatru. Yalson zaczęła gwałtownie opadać; widocznie któryś strzał uszkodził jej uprząż antygrawitacyjną. Jeszcze przed zetknięciem z gruntem zaczęła poruszać nogami, kiedy więc wylądowała, natychmiast wystartowała w kierunku najbliższego miejsca, gdzie byłaby choćby częściowo zasłonięta przed ostrzałem. Takie miejsce znajdowało się tuż za przyklejonym do ściany, matowosrebrzystym Umysłem. W ostatniej chwili zmieniła zdanie. Zamiast ukryć się za nim, okrążyła go i co sił w nogach pobiegła do odległych o kilka metrów drzwi jednego z pomieszczeń technicznych.
Sekundę później Xoxarle trafił po raz kolejny. Uszkodzony skafander nie zdołał wchłonąć tak olbrzymiej dawki energii; promień lasera rozorał go na długości kilkudziesięciu centymetrów, dotarł do ciała, cisnął dziewczynę wstecz, jakby była szmacianą lalką, która znudziła się rozwydrzonemu dziecku. Z klatki piersiowej i brzucha buchnęła krew.
Rozpędzony pociąg wpadł na stację jak zmaterializowana fala dźwiękowa, jak metalowa, kilkusetmetrowa błyskawica. Wydawało się, że uderzył w tył pełznącego pociągu dokładnie w tej samej chwili, kiedy pojawił się u wylotu tunelu. Xoxarle, który był najbliżej, ledwo zdążył zarejestrować mignięcie obłego, ostrego dziobu. Nastąpiło zderzenie.
Jeszcze przed chwilą Idirianin nie uwierzyłby, że może istnieć odgłos donośniejszy od tego, jaki towarzyszył zbliżającemu się pociągowi, ale łoskot zderzenia znacznie przewyższył tamten hałas. Zupełnie jakby wybuchła gwiazda dźwięku, jakby mętną poświatę zastąpiła supernowa huku.
Rozpędzony skład nadjechał z prędkością ponad stu dziewięćdziesięciu kilometrów na godzinę. Pociąg Wubslina zdążył przesunąć się najwyżej o długość jednego wagonu i poruszał się w tempie piechura. Ostatni wagon odjeżdżającego pociągu w ułamku sekundy został zmiażdżony i wypchnięty pod sklepienie stacji. Rozpędzony skład nie zmniejszając prędkości pruł metalowe i plastikowe ściany, miażdżył stalowy szkielet, gruchotał podwozie. Lawina zdeformowanych nie do poznania szczątków, wymieszanych ze skalnym gruzem sypiącym się ze ścian i sufitu, wylewała się na peron, zamieniając go we wrzące, wypełnione chaosem i potwornym łoskotem piekło. Na monstrualny hałas, oprócz łomotu samego zderzenia, składały się niezliczone eksplozje, zgrzyt stali wbijanej w skałę, huk pękającego szkła, ryk pary uciekającej z rozszarpanych przewodów.
Xoxarle uciekł w głąb tunelu, byle dalej od końca świata, który rozpętał się na stacji.
Wubslin poczuł zderzenie całym ciałem. Jak tylko potężna siła wgniotła go w fotel, zrozumiał, że przegrał; jego pociąg poruszał się wolno, stanowczo zbyt wolno. Dopiero teraz, pod wpływem straszliwego uderzenia, zaczął się rozpędzać, ale było już za późno. Bezsilny, wciśnięty w siedzisko Wubslin wsłuchiwał się w błyskawicznie narastający potępieńczy hałas. Wokół niego wszystko trzęsło się i drżało. Zamknął oczy, a pół sekundy później został zmiażdżony jak owad.
Horza padł na posadzkę i zwinął się w kłębek przy jakichś drzwiach. Nie miał pojęcia, kiedy ani jak się tam znalazł. Łkał bezgłośnie z twarzą osłoniętą ramionami, z uszami wypełnionymi ogłuszającym hukiem, zasypywany odłamkami, od których zrobiło się gęsto w powietrzu.
Balveda także znalazła sobie płytką wnękę i wtopiła się w nią, odwrócona plecami do katastrofy.
Unaha-Closp ukryła się pod sklepieniem groty, za obudową jednej z kamer, i stamtąd obserwowała rozwój wydarzeń. Widziała, jak pociąg powoli rusza z miejsca, widziała, jak kilka sekund później wpada na niego skład gnający z obłąkańczą prędkością i w okamgnieniu zamienia go w stertę złomu, widziała, jak zmiażdżone wagony wylatują niemal pod sufit, po czym spadają na peron, widziała metalowe i plastikowe fragmenty śmigające we wszystkie strony jak pociski, a przed niektórymi musiała nawet zasłonić się polem siłowym. Widziała, jak lawina zmiata z peronu nieruchome ciało Yalson, mija o centymetry Umysł, by wreszcie z potworną siłą grzmotnąć w ścianę, tworząc gigantyczne zwalisko wokół wejścia do tunelu. Buchnęły płomienie, światło zamigotało, spiętrzone wraki opadły z łoskotem, huk zderzenia przebrzmiał głuchym echem, pojawił się dym, tu i ówdzie rozległy się eksplozje. Chwilę potem, ku zaskoczeniu drony, włączył się system gaśniczy. Z otworów w sklepieniu jaskini trysnęła woda zmieszana z pianą i zaczęła opadać na rumowisko niczym ciepły śnieg. Rozgrzany metal syczał groźnie, ogień walczył z pianą, usiłując przyłączyć się do dzieła zniszczenia. Rozległ się przeraźliwy krzyk. Drona spojrzała w dół, przez zasłonę z piany i dymu, i ujrzała Horze, który wyskoczył z jakiejś wnęki, wybiegł na zasłany szczątkami peron, po czym, wciąż krzycząc i strzelając na oślep, pognał w kierunku wejścia do tunelu dla pieszych, w którym ukrył się Xoxarle. Unaha-Closp spodziewała się, że lada chwila Idirianin odpowie ogniem i Horza runie na kamienną posadzkę, ale Metamorf wciąż pędził jak szalony, wrzeszcząc i strzelając. Drona rozejrzała się w poszukiwaniu Balvedy, lecz nigdzie nie mogła jej dostrzec.