— Owszem, pojmaliśmy agentkę Kultury. Osobiście uważam, że ani ten fakt, ani jej eliminacja nie mają większego znaczenia. Jednak Admiralicja zgodziła się na naszą ryzykowną misję tylko pod warunkiem, że spróbujemy ją schwytać.
— Hm… A co z jej pociskiem nożowym? Założę się, że zdołał wam się wymknąć.
— Dokonał samozniszczenia w chwili, kiedy wprowadzaliśmy go na pokład promu. — Xoralundra machnął ręką; podmuch powietrza, który zaraz potem dotarł do Horzy, przyniósł ze sobą wyraźną woń charakterystyczną dla Idirian. — Wystarczy. Muszę ci wyjaśnić, dlaczego zdecydowaliśmy się narazić na niebezpieczeństwo lekki krążownik, żeby pospieszyć ci z pomocą.
— Zamieniam się w słuch.
— Cztery dni standardowe temu grupa naszych okrętów przechwyciła samotną jednostkę Kultury o konwencjonalnym wyglądzie zewnętrznym, za to, jeśli wierzyć naszym skanerom, dość niezwykłej strukturze wewnętrznej. Okręt niemal natychmiast dokonał samozniszczenia, ale jego Umysł zdołał uciec. W pobliżu znajdował się układ planetarny. Umysł wyszedł z nadprzestrzeni dopiero nad samą powierzchnią jednej z planet, co dowodzi, że wbrew naszym dotychczasowym przekonaniom Kultura osiągnęła już znaczną biegłość w utrzymywaniu i kształtowaniu pól hiperprzestrzennych. My na razie możemy tylko marzyć o takiej biegłości. Mamy podstawy przypuszczać, że ów Umysł pochodzi z jednej z nowych Specjalizowanych Jednostek Kontaktowych, których produkcję Kultura właśnie rozpoczyna. Jego schwytanie zapewniłoby nam ogromną przewagę nad nieprzyjacielem. Querl przerwał na chwilę, z czego skwapliwie skorzystał Horza.
— Ta planeta to właśnie Schar? — zapytał.
— Owszem. Jeśli wierzyć ostatniej informacji wysłanej przez Umysł, zamierzał schronić się w tunelach tamtejszego Systemu Dowodzenia.
Horza uśmiechnął się z przekąsem.
— A wy, jak się domyślam, nie jesteście w stanie temu zapobiec?
— Przybyliśmy po ciebie, Bora Horza. To najlepszy środek zapobiegawczy, jaki wymyśliliśmy. Sądząc po kształcie twoich ust, dostrzegasz coś zabawnego w tej sytuacji. Wolno wiedzieć, co to takiego?
— Po prostu myślę sobie o różnych sprawach. Na przykład o tym, że ten Umysł albo miał mnóstwo szczęścia, albo jest niesamowicie bystry; że powinniście dziękować swojemu Bogu za to, że akurat znalazłem się w pobliżu; że Kultura na pewno nie będzie czekać z założonymi rękami.
— Mogę łatwo wyjaśnić wszystkie twoje wątpliwości — odparł Xoralundra. — Umysł jest wyjątkowo bystry, ale miał też mnóstwo szczęścia. My też mieliśmy szczęście. Kultura nic nie może zdziałać, ponieważ, o ile wiemy, nie korzysta z usług Metamorfów, a jeśli nawet, to na pewno nie takich, którzy kiedyś byli na Scharze. Wydaje mi się również, Bora Horza — dodał Idirianin, ponownie opierając wielkie ręce na stole i pochylając głowę nad człowiekiem — że ty również możesz mówić o sporym szczęściu.
— Owszem, ale ja, w przeciwieństwie do was, zawsze w nie wierzyłem.
— Hm… Nie przynosi ci to chwały — zauważył Idirianin.
Horza wzruszył ramionami.
— Tak więc chcecie zawieźć mnie na Schar, żebym odzyskał dla was Umysł?
— Jeśli to możliwe. Być może, doznał poważnych uszkodzeń, być może, dokona samozniszczenia, ale stawka jest na tyle cenna, że warto podjąć ryzyko. Naturalnie dostaniesz wszystko, czego będziesz potrzebował, lecz nie ukrywam, że najważniejsza jest sama twoja obecność.
— Co z innymi? Co z Metamorfami, którzy pełnią tam służbę nadzorczą?
— Nie dali znaku życia. Przypuszczalnie o niczym nie wiedzą. Za kilka dni powinni przekazać rutynowy meldunek, ale ze względu na zakłócenia łączności spowodowane wojną nie można wykluczyć, że nie zdołają wysłać sygnału.
— A co… — Horza zawiesił głos i przez kilka sekund z udawanym zainteresowaniem przyglądał się liniom, które kreślił palcem na stole. — A co wiecie o załodze bazy?
— Dwaj najstarsi członkowie zostali zastąpieni przez młodszych, natomiast obaj młodzi strażnicy awansowali i pozostali na miejscu.
— Chyba nie grozi im żadne niebezpieczeństwo?
— Wręcz przeciwnie. W obecnej sytuacji Planeta Umarłych, ukryta za Barierą Milczenia Dra’Azon, jest jednym z najbezpieczniejszych miejsc, jakie można sobie wyobrazić. Ani my, ani Kultura nie odważymy się urazić Dra’Azon. Właśnie dlatego oni nie są w stanie nic zrobić, a my możemy się posłużyć wyłącznie tobą. Horza także pochylił się nieco do przodu.
— Zakładając, że jakimś cudem udałoby mi się dostarczyć wam ten metafizyczny komputer…
— Sądząc po brzmieniu twojego głosu, zapewne zamierzasz poruszyć kwestię wynagrodzenia — przerwał mu Xoralundra.
— Istotnie. Już wystarczająco długo nadstawiam za was karku. Mam dość. Tam, w bazie na Scharze, jest bliska mi osoba. Jeśli się zgodzi, chcę ją stamtąd zabrać i wycofać się z wojny. To będzie moja zapłata.
— Nie mogę niczego obiecać, ale przekażę twoją prośbę. Bądź pewien, że przy jej rozpatrywaniu zostanie uwzględniona twoja długa i wierna służba.
Horza usiadł głębiej w fotelu i zmarszczył brwi. Nie wiedział, czy Xoralundra mówi poważnie, czy kpi sobie z niego. Sześć lat z pewnością nie było długim okresem dla prawie nieśmiertelnych istot, ale z drugiej strony querl Xoralundra doskonale zdawał sobie sprawę, jak często jego wątły i kruchy podopieczny stawiał wszystko na jedną kartę, nie oczekując w zamian żadnej nagrody, więc może jednak mówił serio.
Hełm zapiszczał znowu, zanim Horza zdążył otworzyć usta, by przedstawić kolejne żądanie. Skrzywił się odruchowo. Na idiriańskich okrętach bojowych natężenie hałasu było wprost proporcjonalne do rozmiarów czyniących go istot i maszyn; zamiast zwyczajnie mówić, wszyscy wrzeszczeli i ryczeli, wszelkie brzęczyki, dzwonki i elektroniczne piski przyprawiały o świdrujący ból w uszach, natomiast komunikaty przekazywane przez głośniki mogły zwalić z nóg. Miał nadzieję, że podczas jego obecności na krążowniku nie zostanie ogłoszony alarm bojowy, bo mógłby tego nie przeżyć.
— O co chodzi? — warknął Xoralundra.
— Agentka jest już na pokładzie. Potrzebujemy jeszcze ośmiu minut na ściągnięcie wszystkich platform…
— Czy miasta zostały zniszczone?
— Tak jest, querlu.
— Natychmiast uruchomić silniki i skierować się ku flocie!
— Querlu, czuję się w obowiązku zwrócić uwagę, że…
— Kapitanie — przerwał Xoralundra stanowczym tonem — podczas trwającej obecnie wojny doszło do tej pory do czternastu starć jeden na jeden między naszymi lekkimi krążownikami typu 5 i Wszechstronnymi Jednostkami Kontaktowymi klasy „góra”. Wszystkie zakończyły się zwycięstwem nieprzyjaciela. Czy widziałeś, co zostaje z lekkiego krążownika po takim pojedynku?
— Nie, querlu.
— Ja też nie, i nie mam najmniejszego zamiaru tego oglądać. Wykonać rozkaz. — Idirianin ponownie pstryknął przełącznikiem z boku hełmu i skierował na Horze spojrzenie nieruchomych oczu. — Jeśli twoja misja zakończy się sukcesem, zrobię co w mojej mocy, żeby zapewnić ci zwolnienie ze służby i stosowne wynagrodzenie. Jak tylko dołączymy do głównej floty, przesiądziesz się na szybki statek zwiadowczy i udasz się na Schar. Przed samą Barierą Milczenia wsiądziesz do promu orbitalnego. Prom będzie nie uzbrojony, ale znajdziesz na nim wyposażenie, które może okazać ci się przydatne, w tym także nadprzestrzenne skanery spektograficzne, na wypadek gdyby Umysł dokonał ograniczonej autodestrukcji.
— Skąd mam wiedzieć, że będzie ograniczona? — zapytał podejrzliwie Horza.
— Pomimo stosunkowo niewielkich rozmiarów, Umysł waży kilkaset ton. Eksplozja ładunku antymaterii, który zniszczyłby obiekt o tak znacznej masie, rozerwałaby także planetę, a to z pewnością nie spodobałoby się Dra’Azon. Żaden Umysł Kultury nie odważy się podjąć takiego ryzyka.