Prokurator spojrzał i chociaż oblicze jego wyrazu nie zmieniło, to jednak w oczach zapłonął mu blask, dobrze mi znany. Nie było wątpliwości, stuprocentowy mężczyzna!
— O, cholera... — szepnęła Monika z głębokim uznaniem.
Trzej panowie zajrzeli na chwilę do sali konferencyjnej, a potem skierowali się do ostatniego pokoju, aktualnie pustego, bo Monika stała z nami, a Olgierd siedział u Witka w gabinecie. Patrzyłyśmy za nimi w milczeniu, wstrząśnięte nieprzeciętną urodą prokuratora.
— No? — powiedziała Jadwiga z triumfem. — Nie mówiłam?
— Ho, ho — powiedziała Anka, co można było rozmaicie zrozumieć. I po chwili dodała z powątpiewaniem: — On jest chyba nietypowy?
Trwałam wraz z nimi w kontemplacji, aż nagle tknęła mnie wspaniała, odkrywcza myśl. Zostawiłam je i na palcach weszłam do damskiego WC-tu.
Każde biuro ma swoje tajemnice. W damskim WC-cie było takie miejsce koło umywalni, w którym można było usłyszeć każdy szmer w pokoju głównego księgowego, pod warunkiem zajęcia pozycji w kucki albo na czworakach. Przypadkowo wiedziałyśmy o tym tylko we dwie z Alicją, odkrywszy ten sekret, kiedy Alicji rozerwały się korale. Zastygłam teraz w tym mało reprezentacyjnym miejscu i równie mało reprezentacyjnej pozycji i słuchałam...
Kapitan, którego poznałam po głosie, kończył właśnie opisywać szczegóły zbrodni i topografię biura, przy czym udało mi się usłyszeć wyjaśnienie najbardziej niezrozumiałego drobiazgu.
Dowiedziałam się, że Tadeusz został ogłuszony od tylu twardym przedmiotem, ostrożnie opuszczony na podłogę, a następnie doduszony owym nieszczęsnym paskiem. Twardym przedmiotem okazał się nasz służbowy dziurkacz, jedyny przedmiot w sali konferencyjnej, na którym nie znaleziono żadnych odcisków palców...
— Niech pan weźmie pod uwagę — mówił kapitan — że został uderzony dość lekko, tak, że uległ prawdopodobnie tylko chwilowemu zamroczeniu. Skóra na głowie jest wprawdzie przecięta, ale kość nienaruszona. Ta zbrodnia została zainscenizowana w określony sposób. Z jakichś powodów mordercy zależało na tym, żeby to wyglądało dokładnie tak, jak było pierwotnie przewidywane...
Zamarłam na czworakach pod tą umywalnią i zimny dreszcz przeleciał mi po krzyżu. W świetle jego wypowiedzi sama sobie wydałam się najbardziej podejrzana.
Panowie w sąsiedztwie rozmawiali dalej, więc usunęłam na bok te niemiłe myśli i skupiłam się, żeby nic nie stracić.
— ...Kto tego ostatni używał?
Jeszcze nie wiem, musimy to sprawdzić...
Pokiwałam sobie głową, melancholijnie i ze współczuciem. Badanie na temat, kto ostatni używał dziurkacza, mogłoby w naszej pracowni potrwać do sądnego dnia. W normalnych warunkach, nie wiadomo dlaczego, nikt się nigdy nie chciał przyznać do używania żadnej z ustawicznie potrzebnych rzeczy, a jeszcze teraz, po zbrodni?... Wyprą się, jak amen w pacierzu!
Kapitan mówił dalej, wzbudzając we mnie coraz większe zainteresowanie:
— Wśród rzeczy, znalezionych przy denacie, znajdowało się to!...
W pokoju głównego księgowego zapanowała na chwilę cisza, a potem któryś z panów gwizdnął przeciągle. Opanowała mnie szaleńcza ciekawość. Co, na miły Bóg, takiego mogli znaleźć przy Tadeuszu?!...
Trzej panowie ciągle jeszcze milczeli.
— Ciekawe... — mruknął wreszcie któryś. — Ho, ho...
— Trzeba to dokładnie przestudiować, znakomity punkt zaczepienia...
O mało nie oszalałam w tym WC-cie. Dałabym nie wiem co, żeby tam bodaj na chwilę zajrzeć! Niesłychanie przejęta słuchałam dalej, jak trzej panowie komentują wypowiedzi Marka na tle „dlaczego akurat Stolarek?” i biorą pod uwagę możliwość pomyłki co do osoby ofiary, jak postanawiają sprawdzić, czy nie chodziło o rzucenie podejrzeń specjalnie na mnie i jak oceniają naszą psychikę na podstawie obrazu Leszka.
— ... Musi pan to koniecznie zobaczyć — powiedział kapitan.
Potem usłyszałam nieżyczliwe zdanie o Jarku, który wyraźnie coś kręci z obecnością w biurze, i wreszcie prokurator, którego głos już odróżniałam, powiedział:
— No trudno, panowie, musimy postąpić trochę niezgodnie z procedurą. Zaczynamy przesłuchanie na miejscu. Jeżeli ich wypuścimy do domu, to przepadło, niczego się nie dowiemy. Zajmiemy gabinet i tę salę konferencyjną, jak tylko wyniosą zwłoki...
Nie dowiedziawszy się w rezultacie, co za osobliwość znaleziono przy Tadeuszu, wyszłam z WC-tu, głęboko zaintrygowana.
W środkowym pokoju panował nastrój niemal towarzyski. Liczne zgromadzenie komentowało poczynania władz śledczych i omawiało metody znalezienia mordercy. Alicja proponowała sprowadzenie osła z ubłoconym brzuchem w celu zastosowania znanego, arabskiego sposobu.
— Po co? — zaprotestował Kazio. — Nie wystarczy ci osłów na miejscu?
— Wystarczy, ale żaden nie da sobie ubłocić brzucha...
Propozycje padały rozmaite i zupełnie nierealne. Zbyszek odwrócił się do mnie.
— Pani Joanno, chciałem panią przeprosić.
— Za co?!
— Za to, co mówiłem. Niech mi pani wybaczy, byłem cholernie zdenerwowany.
— Panie Zbyszku, po pierwsze dobrze pan wie, że mam do pana słabość i wszystko panu przebaczę, a po drugie nie przesadzajmy. Wszyscy byli zdenerwowani i wszyscy mówili różne głupstwa.
— Ale ja rzucałem na panią podejrzenia.
— Drobiazg. Jeżeli to ma ulżyć pańskiemu sumieniu, również chętnie rzucę na pana podejrzenie. Chce pan?
— Nie, dziękuję pani, już lepiej nie. Wolę sumienie...
— Z tej wypowiedzi można wnosić, że jesteś gorsza od wyrzutów sumienia — powiedział uprzejmie Marek. Siedział przy małym stoliku, pił kawę i z filozoficzną rezygnacją palił papierosa. — Czy nie orientujecie się, jak długo będą nas trzymali w tym przymusowym zamknięciu?
— A, właśnie! — przypomniałam sobie. — Coś ty najlepszego narobił? Dałeś im do zrozumienia, że nastąpiła pomyłka w wyborze ofiary...
— Czyżbyś sama była innego zdania?
— Nie wiem, nie omawiałam tego z mordercą. Na razie szukają wrogów Tadeusza, ale lada chwila zaczną szukać wrogów Witka.
— Bez trudu skompletują sobie piękną kolekcję. Nie mówiąc o tym, że nie dałbym głowy za niewinność kierownika pracowni. Albo głównego księgowego. Z racji zajmowanych stanowisk są to dla mnie osoby najbardziej podejrzane. Quo usque tandem?...
— Aż znajdą złoczyńcę — odparłam. — W naszym własnym interesie leży dać się jak najszybciej złapać. Aha, Alicja, co cię tak ciekawi?
— Zaraz — powiedziała Alicja. — Panie Zbyszku, co właściwie oznaczały te dziwne okrzyki Stefana? To on zabił Stolarka?
— Przeciwnie — odparł Zbyszek z westchnieniem. — Pożyczył mu pieniędzy...
— Jak to? — wyrwało się Kaziowi. — On też?!...
— Ach — powiedziała Alicja i gwizdnęła przeciągle. Spojrzałyśmy na siebie z nagłym zrozumieniem.
— Zdaje się, że czegoś tu nie pojmuję — powiedział Marek z łagodnym zainteresowaniem. — Mam wrażenie, że ostatnio wyrosły w pracowni różne tajemnice. Może byście tak uchyliły rąbka?... Albo nie, to już lepiej, po śledztwie, niedobrze jest wiedzieć za dużo.
Na razie nie zwracałyśmy na niego uwagi. Alicja wyglądała, jakby zaczęło jej się coś kłuć w głowie, więc przyglądałam się jej z zaciekawieniem. Prawdopodobnie ja wyglądałam tak samo, bo istotnie też mi się zaczęło coś kłuć i ona również przyglądała mi się z nie mniejszym zainteresowaniem.