Выбрать главу

— Bzdura! — wrzeszczał Zbyszek, usiłując go przekrzyczeć. — Pan cierpi na manię prześladowczą!

— I jeden, i drugi! — darł się Ryszard nie słuchając. — Obaj nawzajem siebie warci!...

— Oszalał — powiedziała Alicja z dezaprobatą i stanowczym ruchem wyjęła mu z ręki wstępny projekt ośrodka kempingowego. Ryszard, nie zwróciwszy na to żadnej uwagi, wypowiadał się dalej grzmiącym głosem.

— Co mu się stało? — spytałam z zaciekawieniem.

— Drobna różnica zdań na temat metod działania w stosunkach służbowych — wyjaśnił Marek uprzejmie. — Szczerze mówiąc nic z tego nie rozumiem.

— Za to ja rozumiem — oświadczyła Alicja spokojnie. — Chodź stąd, on robi stanowczo za dużo hałasu. Wszystko ci wyjaśnię.

Stanąwszy znów na posterunku pod lustrem, poczułam się nieco skołowana. Co się dzieje w tym biurze, na litość boską? Istne trzęsienie ziemi!

Przez przedpokój przeszła nagle Monika jak chmura gradowa, minęła nas bez słowa i zniknęła w swoim pokoju. Popatrzyłyśmy za nią i spojrzałyśmy na siebie.

— Mów — zażądałam stanowczo. — Jeżeli jeszcze raz nam ktoś przeszkodzi, popełnię następne morderstwo. Tu się różne rzeczy wykrywają, i to stanowczo za szybko. Nie mogę za nimi nadążyć, pomiesza mi się wszystko i w rezultacie zamiast znaleźć zbrodniarza, dostanę fioła. Mów najpierw, co cię ciekawi.

— Czekaj — odparła Alicja i wykorzystując bliskość lustra, wydłubała sobie z oka rzęsę. — Zaczynam się czuć oszołomiona. We mnie też się budzą dziwne podejrzenia — odwróciła się i popatrzyła na mnie trochę niepewnie. — Nigdy w życiu nie wierzyłam w duchy, ale teraz mam nieodparte wrażenie, że oni rozmawiali z nieboszczykiem...

Kiwnęłam głową, bo natychmiast ją zrozumiałam. To było właśnie to, co mi się tak mgliście tłukło po głowie. Oczywiście konwersacja z nieboszczykiem była wykluczona, ale w tym tkwiło sedno rzeczy.

— Skup się — powiedziałam uroczyście. — Przed nami długa nocna rodaków rozmowa. W trzech zdaniach tego nie załatwimy, zacznijmy w porządku chronologicznym. Co cię od początku ciekawi?

— Może byśmy gdzieś usiadły? — powiedziała Alicja. — Nie umiem rozmawiać na stojąco.

— Nie ma gdzie, wszędzie koniec świata. Jutro usiądziesz.

— No trudno, słuchaj. Wyobraź sobie, byłam w wychodku jeszcze przed śmiercią...

— Teraz jesteś już po śmierci?...

— Tadeusza!... Nie wygłupiaj się, tylko słuchaj. Miałam zamiar umyć ręce, ale zrezygnowałam z tego, bo z pokoju Olgierda dochodziły niezwykłe odgłosy. Zupełnie zaskakujące.

— Olgierd się zalecał do Moniki?

— Przeciwnie...

— Co przeciwnie? Odpychał ją ze wstrętem?

— Głupiaś. Przestań mi przerywać. Tam był Zbyszek z jakąś babką. Przemawiał do niej strasznie czule.

Poczułam się tym głęboko poruszona.

— Co mówił?

— Czekaj, żebym nie przekręciła. Mówił: „Kiziu, nie martw się, ja to załatwię. Wszystko będzie dobrze, nikt się nie dowie”... A potem jeszcze kilka razy powtórzył „moje kochanie” z przerwami...

— Moje kochanie z przerwami? Co to jest?

— Nie kochanie z przerwami, tylko czynił przerwy. Między jednym kochaniem a drugim. Mało hałaśliwie, ale zupełnie jednoznaczne, nigdy w życiu nie czyniłaś takich przerw?

— Co? A owszem, czyniłam...

— No właśnie... Nie masz pojęcia, jak mnie to zdziwiło, bo kto? Zbyszek? Ten wzór cnót?! I cholernie mnie ciekawi, która to była. W pierwszej chwili myślałam, że Monika, ale po pierwsze nie mogłam sobie zestawić Moniki z tą Kizią, a po drugie okazało się, że Monika cały czas siedziała u Witka w gabinecie razem z Olgierdem. Jak myślisz, która to?

Nic nie mówiłam, bo w ogóle nie potrzebowałam myśleć. Wiedziałam, która, równie dobrze, jak i to, że Alicja podejrzewa mnie. Pokręciłam głową.

— Nie ja, wbrew twoim przypuszczeniom. Moje kontakty ze Zbyszkiem należą do przeszłości, a zresztą nigdy nie weszły w stadium czułego szeptania. A w każdym razie nie na terenie pracowni. To bardzo interesująca wiadomość...

— Co teraz? — spytała Alicja, bo długą chwilę milczałam, usiłując jakoś uporządkować sobie klepki. Nie bardzo mi to wychodziło, zwłaszcza że panujące dookoła zamieszanie zupełnie nie sprzyjało myśleniu.

— Będę do ciebie mówiła — powiedziałam stanowczo. — Ty słuchaj i wtrącaj się w stosownych chwilach. Może coś z tego wyniknie... Ciebie jeszcze nie egzaminowali?

— Nie.

— To dobrze. Mnie już. I mam nieodparte wrażenie, że jeżeli tylko trochę pomyślę, to już będę wszystko wiedziała. Co za męczące uczucie!... Słuchaj, oni wiedzą o nas dziwnie dużo, znacznie więcej niż my sami. To piekło, które się tu rozpętało, znakomicie o tym świadczy. Można byłoby przypuszczać, że wszyscy sypią się nawzajem, ale ktoś musiałby zacząć pierwszy. Tymczasem pierwszy był Janusz, który nic nie wie o sprawach Danki, Kacpra, Moniki... Wiedział tylko o mnie, przysięgał, że nic o mnie nie powiedział, i ja mu wierzę. Potem byłam ja i z całą stanowczością stwierdzam, że oni okazali się lepiej poinformowani. Skąd?...

— Właśnie dlatego mam to idiotyczne wrażenie, że rozmawiali z nieboszczykiem — odparła Alicja z niesmakiem i lekkim zakłopotaniem.

— Obawiam się, że masz bardzo dobre wrażenie, Spróbuj sprecyzować, skąd ci się to bierze i od kiedy się zaczęło.

— Wrażenie mi się od kiedy?...

— Wrażenie ci się. No!...

— Mam wrażenie, że chyba przez Kacpra... Wiem na pewno, że Kacper po pijanemu szlochał w kamizelkę Stolarkowi na temat swoich uczuć do Moniki. Do mnie zresztą też szlochał...

— Czekaj! — przerwałam. — Już jestem na prostej drodze! Kto wiedział najwięcej o Dance? Jarek! A Jarek poszedł dopiero teraz. Potrafisz policzyć, ile razy Jarek był ze Stolarkiem na wódce?

— A muszę liczyć?... — zaniepokoiła się Alicja.

— Nie, niekoniecznie. Danka nie powiedziała, Jarek jeszcze nie zdążył. Kto znał moje machinacje finansowe z Tadeuszem? Wiesio, Janusz i ja. No i Tadeusz. Janusz nie powiedział, ja nie powiedziałam, Wiesio nie powiedział...

— Skąd wiesz, że Wiesio?...

— Nie rozmawiał z nimi jeszcze wtedy... To kto zostaje? Ostatnia osoba: nieboszczyk! Dobrze, dobrze, wiem, że to nonsens, ale w tym jest coś... No, włączaj się!

— Czekaj — powiedziała Alicja, marszcząc brwi. —Rzeczywiście... Czy nie znaleźli przypadkiem czegoś wśród rzeczy Tadeusza?

W tym momencie spłynęło na mnie olśnienie, które powinno było spłynąć już dawno.

— Alicja, jesteś genialna! — powiedziałam uroczyście i z zachwytem. — Jesteś ósmym cudem świata!

— Co ty powiesz — zdziwiła się uprzejmie Alicja i patrzyła na mnie pytająco.

Tadeusz miał notes. Wielki, zielony notes, cały zapisany, doskonale mi znany, ponieważ prowadził w nim między innymi rachunki ze mną. Cóż innego mogły oznaczać podsłuchane przeze mnie słowa:

„Trzeba to dokładnie przestudiować...”, jak nie znalezienie przez milicję tego notesu?!

— No dobrze — powiedziała Alicja z powątpiewaniem. — Ale nie prowadził chyba w tym notesie pamiętnika, dotyczącego spraw współpracowników?

— Pozwól mi się skupić, bo znów mi się coś rysuje. Kojarzą mi się z tym takie dziwne podejrzenia...

Zawahałam się nieco, bo podejrzenia były bardzo niemiłe, i ciągnęłam dalej:

— Wiedział o różnych osobach same kompromitujące rzeczy. Kazio... ten Kazio wyjaśnia najwięcej... I te krzyki Ryszarda... Bo właściwie dlaczego mu wszyscy pożyczali?...