Выбрать главу

— Opamiętaj się — powiedziałam sucho. — Sugerujesz, że Witek go zabił, żeby się nie rozgłosiło? Przecież by raczej zabił mnie!

— Co za kretynka z ciebie bez granic! — krzyknął diabeł, chwytając się rękami za rogatą głowę. — A skąd Witek ma wiedzieć, że ty coś wiesz?! Najpierw stawałaś na głowie, żeby się żywa dusza nie dowiedziała o twoich kontaktach z tamtym facetem, a teraz sobie wyobrażasz, że cały świat jest o tym powiadomiony!

Rzeczywiście, diabeł miał rację. Wiedziałam o perskim konkursie tylko dzięki temu, że byłam w bardzo bliskich stosunkach z człowiekiem, który oficjalnie był moim dalekim znajomym. I to wiedziałam bardzo niedokładnie, nie znałam szczegółów.

— No dobrze, niech ci będzie. Ale weź pod uwagę wobec tego, jak mało osób miało o tym jakieś pojęcie. Skąd tu Tadeusz?

Diabeł przyglądał mi się błyszczącymi oczami, jakby mnie chciał zahipnotyzować. Poczułam się odrobinę nieswojo i w głowie zaczęły mi się kłębić szczątki jakichś obrazów.

— No? — powiedział zachęcająco. — No? Przypomnij sobie, przypomnij... Koło Nowego Roku... Co Matylda mówiła?...

Diabeł znikł mi z oczu i ujrzałam na jego miejscu Matyldę, mówiącą z zakłopotaniem:

— Doprawdy, pani Joanno, chyba go ktoś wziął. Przed chwilą tu leżał. Ja się jeszcze zapytam i niech pani też zapyta. Nie wiem, czy to coś ważnego, bo bez nadawcy...

Obraz Matyldy zamazał się i znów diabeł patrzył na mnie błyszczącymi oczami.

— Święci patroni! — powiedziałam wstrząśnięta. — Masz rację, zaginął wtedy jakiś list do mnie! Czyżby?...

Diabeł się lekko wzdrygnął.

— Mogłabyś się powstrzymać od tych idiotycznych inwokacji. Właśnie, skąd wiesz, co to był za list i kto go zabrał? A jeżeli to był list od tamtego i wszystko tam było opisane?...

— Pozwól mi chwilę pomyśleć, bo jestem zbulwersowana. Nie, no co ty mówisz! Tadeusz był przytomny facet, niemożliwe, żeby mnie nim nie zaczął szantażować, gdyby się dowiedział!...

— Po pierwsze, z ciebie miał dosyć korzyści przez ORS. A po drugie, list był bez nadawcy, a on, jak się podpisywał?

— Nieczytelnym gryzmołem...

— To kogo można było tym szantażować, zakładając, że opisał tam sprawę perskiego konkursu?

— Masz rację, tylko Witka...

—Uffl

Diabeł odetchnął głęboko, przechylił się do tyłu na oparcie krzesła, wyciągnął zza drugiego ucha jeszcze dłuższego papierosa i zapalił.

—A więc, zreasumuj... — powiedział, puszczając misterne kółko.

— Dobrze. Jeżeli to był list do mnie od niego i jeżeli Tadeusz go zabrał, to wiedział o perskim konkursie i Witek miał najpoważniejszy powód, żeby go usunąć ze świata. Możliwości też miał. Należałoby sprawdzić, czy te przypuszczenia są słuszne, napisać do faceta i spytać. Co, jak wiesz, jest niemożliwe, bo nie mam zielonego pojęcia, gdzie ów osobnik przebywa.

— Bardzo dobrze. Na szczęście do tego śledztwa jest jeszcze milicja, nie tylko ty. Milicja znalazła coś ciekawego w waszym wychodku...

— Właśnie! Co?!

— Dowiesz się w swoim czasie. Milicja przeprowadza ekspertyzę klucza.

— Czekaj no, czekaj! Dlaczego mówiłeś, że o kluczu wiem tylko ja i morderca?

— Bo tak jest. Przekonasz się. To znaczy, tak było, teraz już byłaś uprzejma wtajemniczyć w to prokuratora... Nie przeczę, że ten klucz dużo wyjaśni. Czekaj, nie przerywaj mi, a propos prokuratora...

— Nie zmieniaj tematu, bo mi pomieszasz w głowie!

— Nie ma obawy, nie zdołam bardziej niż już masz pomieszane. No co, nie miałem racji z prokuratorem?

Z uczuciami, które mnie przepełniały niejako warstwami, zrobiło się nagle coś takiego, jakby ktoś przewrócił naczynie do góry nogami. Na wierzchu znalazły się jasne oczy i piękna, asymetryczna twarz.

— Ale z przepisami prawnymi nawet ty nie dasz sobie rady — powiedziałam wbrew sobie z satysfakcją. — Dobrze wiesz, że nie może mnie poderwać przed zakończeniem śledztwa.

— W duchy wierzysz — oświadczył diabeł pogardliwie. Milczał chwilę, przyglądając mi się drwiąco.

— No to wracamy do tematu — zażądał, dokonując tym na nowo przewrotu mojego wnętrza. — Sama widzisz, że sprawa ma dużo stron i taka bardzo jasna nie jest.

— A ty ją zaciemniasz jeszcze więcej — powiedziałam zniecierpliwiona. — Najpierw upierałeś się przy Zbyszku, potem przy Monice, potem wyszła na jaw Jadwiga, a teraz wrabiasz Witka. Zdecyduj się na coś!

— Jeszcze czego. Ja ci podsuwam myśli, a ty sobie sama wyciągaj wnioski. Nie mam co robić, tylko pracować za ciebie! No, teraz się możesz zastanowić, gdzie są te brakujące rzeczy.

— Albo spłynęły kolektorem do Wisły, jeżeli je zabrał morderca — powiedziałam, zamyślając się — albo zostały gdzieś ukryte przez Tadeusza. Wiesz — dodałam, patrząc bystro na diabła — że nawet to drugie bardziej mi się podoba. Trudno przecież przypuszczać, że jedyne materiały, jakimi dysponował, były zawarte w notesie. To były tylko podręczne notatki, zasadnicze rzeczy powinien trzymać gdzie indziej, zręcznie ukryte. Diabeł uczynił coś w rodzaju ukłonu.

— Moje uznanie — powiedział. — Zaczynam naprawdę wierzyć, że do czegoś dojdziesz. Gdzie?

— A ty wiesz, gdzie?

— No pewnie, że wiem! Jazda, myśl!

— W domu?... — powiedziałam niepewnie.

— A gdzie jeszcze mógłby?...

— W pracowni nie. Przewrócili ją do góry nogami. Skrytka pocztowa? Nonsens! Musiałby mieć klucz i chyba jakieś zaświadczenie. Zresztą niech milicja sprawdza... U jakiejś rodziny? Wątpię... Nie, chyba tylko w domu.

— A jak w domu, to gdzie?

— Przecież nie pod poduszką! Czyja wiem, w różnych miejscach. Jeżeli się liczył z możliwością rewizji... Albo włamaniem którejś z ofiar... To musiał to dobrze schować. Przed żoną chyba też. I przed dzieckiem. Gdzie schować?...

— Pomogę ci — powiedział diabeł miłosiernie. — Głupia jesteś taka, że przykro patrzeć. Czym był Tadeusz z zawodu?

— Instalatorem sanitarnym...

— No? Nic ci to nie mówi?...

— W urządzeniach sanitarnych? — spytałam z powątpiewaniem. — Kto wie? Może i masz rację?... Diabeł pochylił się nieco i znów wpatrzył się we mnie hipnotycznie.

— Skup się — rozkazał. — Skup się! I patrz!...

Zaciągnął się niedopałkiem papierosa i wypuścił wielki kłąb dymu. Dym, gęsty i ciemny, zasłonił go, kotłował się chwilę, aż przybrał postać najzwyklejszego w świecie zlewozmywaka, przytwierdzonego do ściany. Obejrzałam zlewozmywak dokładnie, przykucnęłam i odkręciłam syfon pod spodem. Wyleciało nieco brudnej wody i nic więcej.

Znajdowałam się w mieszkaniu nieboszczyka Tadeusza Stolarka. W kuchni poza zlewozmywakiem nie było nic interesującego, przeszłam więc do łazienki. Odkręciłam syfon pod umywalką. Nic, jeżeli nie liczyć jednej małej spinki od mankietu. Położyłam spinkę na pralce, zajrzałam przy okazji do wnętrza pralki, obejrzałam dokładnie wannę. Wanna była obmurowana i wyłożona glazurą. Nic, żadnej skrytki. Wlazłam na wannę i zajrzałam do rezerwuaru. Również nic.

Zamyśliłam się, stojąc na środku łazienki. Żona Tadeusza była niewątpliwie idealną gospodynią, bo wszystko lśniło czystością. Zachęcona tą czystością zaczęłam oglądać miskę klozetową, bez przekonania usiłując pokręcić wszystkim, cokolwiek wystawało.

Z góry wiedziałam, że jeżeli to urządzenie ma prawidłowo działać, to nic tam nie powinno się ruszać. Ale miska klozetowa też musi mieć syfon... Tak, tylko że tędy przepływa woda... Zajrzałam od tyłu, ujęłam klapkę, przykręconą poniżej wlotu rury wodociągowej, i o dziwo! Klapka ruszyła się!