Выбрать главу

– Nie. Chyba nikt z moich znajomych nie mieszka w Kobe – odparła Satsuki, lecz nie była to prawda. W Kobe mieszkał tamten mężczyzna.

Nimit zamilkł na pewien czas. Potem odwrócił lekko głowę w jej stronę i powiedział:

– Jednak trzęsienie ziemi to przedziwna rzecz. Jesteśmy przekonani, że ziemia pod naszymi stopami jest twarda i nieruchoma. Mówi się przecież, że ktoś „mocno stoi nogami na ziemi”. Aż pewnego dnia nagle uświadamiamy sobie, że tak nie jest. Ziemia, skała, która powinna być niewzruszona, staje się płynna jak gęsta ciecz. Tak podawali w wiadomościach. Chyba mówili, że przechodzi w stan ciekły. Na szczęście w Tajlandii prawie nie ma dużych trzęsień ziemi.

Satsuki zamknęła oczy, opierając się wygodnie o siedzenie. W milczeniu przysłuchiwała się grze Errolla Garnera. Mam nadzieję, że tamten mężczyzna został przywalony czymś ciężkim i twardym, zgnieciony na miazgę. Albo wpadł w szczelinę w płynnej ziemi i został pochłonięty. Tego właśnie pragnęłam przez długie lata.

W południe Nimit zatrzymał się na odpoczynek na stacji benzynowej przy autostradzie. Satsuki wypiła w barku kawę, w której pływały fusy, i zjadła pół słodkiego pączka. Na miejsce dojechali o trzeciej. Miała spędzić tydzień w luksusowym hotelu w górskim kurorcie. Budynki postawiono tak, by można było z okien podziwiać płynący doliną górski potok. Zbocze pokrywały piękne bajecznie kolorowe kwiaty, ptaki ćwierkały wysokimi głosami i przelatywały z drzewa na drzewo. Dla Satsuki zarezerwowano oddzielny domek. Miał dużą jasną łazienkę, łóżko z eleganckim baldachimem, room service działający przez dwadzieścia cztery godziny. W hallu była biblioteka, w której można było wypożyczać książki, płyty kompaktowe i filmy na wideo. Wszystko było czyste, zadbane i kosztowne.

– Pani doktor, dzisiaj na pewno jest pani zmęczona długą podróżą. Proszę spokojnie wypocząć. Jutro o dziesiątej przyjadę po panią. Zawiozę panią na basen. Proszę tylko przygotować ręcznik i kostium kąpielowy – powiedział Nimit.

– Na basen? Przecież w tym hotelu jest podobno duży basen.

– Basen hotelowy jest zatłoczony. Pan Rappaport mówił, że pani doktor jest pływakiem z prawdziwego zdarzenia, więc znalazłem w pobliżu basen, na którym można pływać po torach. Jest opłata za wstęp, ale symboliczna. Sądzę, że na pewno się tam pani spodoba.

John Rappaport, jej amerykański kolega, zorganizował ten urlop w Tajlandii. Od czasów reżimu Czerwonych Khmerów jeździł po całej Azji Południowo-Wschodniej jako specjalny korespondent gazety i miał znajomości w Tajlandii. To on polecił jej Nimita, który oferował usługi jako kierowca i jednocześnie przewodnik. „Nie musisz się o nic martwić. Zdaj się na tego faceta, Nimita. Wszystko dobrze pójdzie. Ten człowiek nie ma sobie równych” – powiedział Rappaport z szelmowskim błyskiem w oku.

– Dobrze. Zdaję się na ciebie.

– A więc będę o dziesiątej rano.

Satsuki rozpakowała się, wygładziła pogniecione sukienki i spódnice, powiesiła na wieszakach, potem przebrała się w kostium kąpielowy i poszła na basen. Rzeczywiście, tak jak mówił Nimit, nie dało się w nim porządnie popływać. Miał kształt gruszki, pośrodku znajdował się piękny wodospad, w płytkiej wodzie dzieci grały w piłkę. Zrezygnowała z pływania, położyła się pod parasolem, zamówiła sherry Tio Pepe z perrier i zabrała się do rozpoczętej wcześniej nowej powieści Johna Le Carré. Kiedy zmęczyło ją czytanie, zakryła twarz kapeluszem i zdrzemnęła się. Miała krótki sen o króliku. W niewielkiej klatce siedział drżący królik. Była północ i zdawało się, że królik coś przeczuwa, boi się. Na początku obserwowała go z zewnątrz, lecz nagle się zorientowała, że sama jest królikiem. W mroku majaczyła sylwetka tego czegoś. Po przebudzeniu miała niesmak w ustach.

Wiedziała, że ten mężczyzna mieszka w Kobe. Znała jego adres i telefon. Nigdy nie straciła go z oczu. Zaraz po trzęsieniu ziemi zadzwoniła do niego, ale oczywiście się nie dodzwoniła. Mam nadzieję, że twój dom zmienił się w kupę gruzu, myślała. Że cała rodzina błąka się przy drodze bez grosza przy duszy. Kiedy pomyślę, co zrobiłeś z moim życiem, z tymi dziećmi, które mogłam urodzić, taka kara wydaje się całkowicie zasłużona.

Basen odkryty przez Nimita znajdował się o trzydzieści minut jazdy od hotelu. Po drodze mijało się górę, której zalesiony szczyt zamieszkiwały liczne małpy o szarej sierści. Siedziały wzdłuż drogi i przypatrywały się przejeżdżającym samochodom, jakby przepowiadały ich przyszłość.

Basen znajdował się na terenie tajemniczego ośrodka otoczonego wysokim murem. Prowadziła do niego ciężka żelazna brama. Nimit powiedział przez okno dzień dobry, a strażnik bez słowa otworzył bramę. Żwirowa droga wiodła do starego, kamiennego, piętrowego budynku, za którym znajdował się podłużny basen. Był to lekko podniszczony, lecz porządny dwudziestopięciometrowy basen z trzema torami. Otaczał go trawnik oraz drzewa, woda była czyściuteńka i wokoło nie było żywego ducha. Przy basenie stał rząd starych drewnianych leżaków. Panowała cisza, Satsuki zdawało się, że nikogo tu nie ma.

– Jak się pani podoba? – zapytał Nimit.

– Wspaniały – odparła Satsuki. – To jest jakiś klub sportowy?

– Coś w tym rodzaju. Ale z pewnych powodów teraz prawie nikt z niego nie korzysta. Dlatego proszę pływać, ile pani sobie życzy. Wszystko uzgodniłem.

– Dziękuję. Wszystko potrafisz załatwić.

– Jest pani bardzo uprzejma – podziękował ukłonem, lecz jego twarz nic nie wyrażała. Tak nakazywały tradycyjne maniery.

– Tamten domek to przebieralnia, jest toaleta i prysznic. Proszę dowolnie ze wszystkiego korzystać. Ja będę czekał w pobliżu samochodu, więc w razie potrzeby proszę zawołać.

Satsuki od młodości lubiła pływać i kiedy miała czas, chodziła na basen do klubu sportowego. Trener nauczył ją prawidłowych stylów. W wodzie udawało jej się odegnać różne nieprzyjemne wspomnienia. Kiedy długo pływała, czuła się wolna jak ptak szybujący po niebie. Ponieważ dużo się gimnastykowała, nigdy nie imały się jej żadne choroby i praktycznie nic jej nie dolegało. Nie przybrała też niepotrzebnie na wadze. Oczywiście ciało straciło jędrność młodości, szczególnie w okolicy bioder przybyło jej niechcianych kilogramów. Ale nie mogła narzekać. Przecież nie miała zamiaru pozować do reklam. Wyglądam o ponad pięć lat młodziej niż moje rówieśniczki, a to niemałe osiągnięcie, pomyślała.

W południe Nimit na srebrnej tacy przyniósł jej nad basen kanapki i herbatę z lodem. Kanapki z jarzynami i serem były ładnie pokrojone w niewielkie trójkąty.

– To pan je zrobił? – zapytała zdziwiona Satsuki.

Nimit uśmiechnął się lekko.

– Nie, pani doktor, ja nie zajmuję się kuchnią. Zamówiłem je.

Satsuki chciała zapytać u kogo, lecz nie zrobiła tego. Rappaport mówił, że wszystko dobrze pójdzie, jeżeli zda się na Nimita. Nie musi o nic pytać. Kanapki były niezłe. Po posiłku odpoczęła. Słuchając na walkmanie pożyczonej od Nimita taśmy sekstetu Benny Goodmana, czytała książkę. Po południu jeszcze trochę popływała i o trzeciej wrócili do hotelu.

Przez pięć dni powtarzało się dokładnie to samo. Pływała do woli, jadła kanapki z jarzynami i serem, słuchała muzyki i czytała książki. Prócz basenu nigdzie indziej się nie wybrała. Pragnęła całkowicie wypocząć i nie myśleć o niczym.

Zawsze pływała sama. Położony w górach basen musiał być wypełniany wodą czerpaną ze studni, ponieważ była bardzo zimna i w pierwszej chwili Satsuki nieomal zapierało dech. Lecz po przepłynięciu kilku basenów rozgrzewała się i temperatura wody była już w sam raz. Kiedy zmęczyło ją pływanie crawlem, zdejmowała okularki i odwracała się na plecy. Na niebie unosiły się białe chmurki, na ich tle fruwały ptaki i ważki. Gdybym tylko mogła na zawsze tu zostać, pomyślała Satsuki.