– Gdzie się pan nauczył angielskiego? – zapytała w drodze powrotnej do hotelu.
– Przez trzydzieści trzy lata byłem w Bangkoku kierowcą norweskiego dealera kamieni szlachetnych i zawsze rozmawiałem z nim po angielsku.
No tak, teraz rozumiem, pomyślała Satsuki. Pracowała kiedyś w szpitalu w Baltimore. Jeden z kolegów lekarzy był Duńczykiem i identycznie mówił po angielsku. Poprawna gramatyka, lekki akcent i brak slangu. Ten sposób mówienia był łatwo zrozumiały, sterylny i trochę nudny. Jakie to dziwne – w Tajlandii słyszy angielski w stylu norweskim.
– Mój pracodawca bardzo lubił jazz. Jeżdżąc samochodem, zawsze słuchał nagrań. I dlatego ja, kierowca, też w naturalny sposób polubiłem jazz. Kiedy zmarł trzy lata temu, otrzymałem ten samochód wraz z kasetami. Ta, która teraz gra, to też jedna z nich.
– To znaczy, że po śmierci pracodawcy uniezależniłeś się i zacząłeś pracować jako kierowca i przewodnik dla cudzoziemców?
– Owszem. W Tajlandii jest wielu kierowców przewodników, ale pewnie tylko ja jeden mam na własność mercedesa.
– Na pewno ci ufał.
Nimit długo milczał. Zdawało się, że waha się z odpowiedzią. Potem odezwał się:
– Pani doktor, ja jestem samotny. Nigdy się nie ożeniłem. Przez trzydzieści trzy lata żyłem jak cień tego człowieka. Chodziłem za nim wszędzie i we wszystkim mu pomagałem. Zupełnie jakbym stał się jego częścią. Kiedy się prowadzi takie życie, człowiek stopniowo przestaje sobie zdawać sprawę, czego sam pragnie.
Nimit lekko podkręcił magnetofon. Dobiegał z niego głęboki dźwięk saksofonu tenorowego – solówka.
– Na przykład tak samo jest z tą muzyką. Mówił: „Nimit, wsłuchaj się dobrze w tę muzykę. Starannie śledź linie improwizacji Colemana Hawkinsa. Wytęż słuch i zastanów się, co on ci chce za ich pomocą przekazać. Opowiada o wolnej duszy, która próbuje się wyrwać z piersi. We mnie jest taka dusza i w tobie też. Tutaj! Tu można dosłyszeć jej echo, prawda? Gorący oddech, drżenie serca”. Słuchałem tej muzyki wiele razy, wytężałem słuch i udało mi się usłyszeć echo duszy. Lecz nie jestem pewien, czy naprawdę słyszałem to na własne uszy. Kiedy jest się z kimś długo i wykonuje się polecenia tej osoby, staje się człowiek z tym kimś jednym ciałem i duszą. Rozumie pani, o czym mówię?
– Chyba tak.
Gdy słuchała Nimita, nagle przyszło jej do głowy, że być może łączył go z pracodawcą związek homoseksualny. Oczywiście było to tylko przypuszczenie podyktowane intuicją. Nie miała ku niemu podstaw. Lecz zdawało jej się, że przy takim założeniu można zrozumieć, co Nimit próbuje powiedzieć.
– Ale ja niczego nie żałuję. Gdybym dostał jeszcze jedno życie, prawdopodobnie postępowałbym tak samo. Zupełnie tak samo. A pani, pani doktor?
– Nie wiem. Nie mam pojęcia.
Nimit więcej się nie odezwał. Pokonał górę szarych małp i wrócili do hotelu.
W dzień przed powrotem do Japonii po drodze z basenu do hotelu Nimit zabrał ją do pobliskiej wsi.
– Pani doktor, mam do pani prośbę – powiedział, patrząc na nią we wstecznym lusterku. – Prywatną prośbę.
– Cóż to za prośba?
– Czy mogłaby mi pani poświęcić godzinę? Chciałbym panią zabrać w pewne miejsce.
– Proszę bardzo – odpowiedziała Satsuki. Nie zapytała, co to za miejsce. Już wcześniej zdecydowała, że we wszystkim zdaje się na Nimita.
By dotrzeć do domku owej kobiety, musieli przejechać przez całą wieś. Była to biedna wioska z biednymi domkami. Na zboczu rzędy ciasnych, nieomal zachodzących na siebie pól ryżowych, wychudłe, brudne bydło. Na drodze pełno było kałuż, wszędzie unosił się zapach łajna. Po wiosce włóczył się pies ze sterczącym członkiem, z okropnym warkotem przejechał motor 50cc i rozpryskał kałuże na obie strony. Nieomal nagie dzieci stały rządkiem przy drodze i wpatrywały się w przejeżdżający samochód. Satsuki nie mogła się nadziwić, że tak blisko owego luksusowego hotelu znajduje się taka nędzna wioska.
Kobieta była stara. Mogła dobiegać osiemdziesiątki. Jej sczerniała skóra przypominała zniszczony popękany zamsz, głębokie zmarszczki jak doliny rozchodziły się po całym ciele. Była zgięta w krzyżu, miała na sobie obwisłą, za dużą sukienkę w kwiaty. Nimit złożył dłonie na powitanie. Staruszka odpowiedziała tym samym gestem.
Usiadły po przeciwnych stronach stołu, Nimit obok nich. Przez pewien czas rozmawiał o czymś ze staruszką. Mimo podeszłego wieku jej głos był pełen wigoru, miała też jeszcze własne zęby. Po chwili staruszka odwróciła się do Satsuki i spojrzała jej w oczy. Miała przenikliwy wzrok. Patrzyła nieruchomo, ani razu nie mrugnęła. Pod jej wzrokiem Satsuki poczuła niepokój, jak małe zwierzątko w ciasnym pomieszczeniu, któremu odcięto drogę ucieczki. Nagle zorientowała się, że jest zlana potem. Ciężko oddychała i twarz ją paliła. Chciała wyjąć z torebki pigułkę, ale nie miała wody do popicia. Woda mineralna została w samochodzie.
– Proszę położyć obie ręce na stole – powiedział Nimit. Satsuki posłuchała. Staruszka wyciągnęła rękę i ujęła jej prawą dłoń swoją drobną, lecz silną ręką. Przez jakieś dziesięć minut (a może było to dwadzieścia lub trzydzieści) staruszka bez słowa ściskała dłoń Satsuki i wpatrywała się jej w oczy. Satsuki bezsilnie patrzyła na kobietę, czasami lewą ręką ocierała chusteczką pot z czoła. Wkrótce staruszka wzięła głęboki oddech i puściła dłoń Satsuki. Potem odwróciła się do Nimita i przez pewien czas mówiła coś do niego po tajsku. Nimit przetłumaczył jej słowa na angielski.
– Mówi, że w pani ciele jest kamień. Biały twardy kamień. Wielkości piąstki dziecka. Nie wie, skąd się wziął.
– Kamień? – powtórzyła Satsuki.
– Na kamieniu jest coś napisane, ale nie rozumie, bo to po japońsku. Drobne litery napisane czarnym tuszem. Jest dość stary, więc zapewne nosi go pani w sobie od wielu lat. Musi go pani gdzieś wyrzucić. Inaczej, nawet po pani śmierci, po kremacji, kamień zostanie.
Staruszka zwróciła się do Satsuki i powoli długo coś do niej mówiła. Jej ton wskazywał, że to coś ważnego. Nimit znów przetłumaczył na angielski.
– Niedługo przyśni się pani wielki wąż. Powoli wypełznie z dziury w ścianie. Zielony wąż, gęsto pokryty łuską. Kiedy wypełźnie na długość około metra, proszę chwycić go za głowę. Musi go pani trzymać, nie wolno wypuścić. Na pierwszy rzut oka wygląda przerażająco, ale jest niegroźny. Dlatego nie wolno się bać. Proszę go chwycić mocno obiema rękami i trzymać ze wszystkich sił, jakby pani życie od tego zależało. Musi go pani trzymać, aż się pani obudzi. Ten wąż połknie kamień. Zapamięta pani?
– Zaraz, o co tu właściwie…
– Proszę powiedzieć, że pani zapamięta – nie ustępował Nimit. Mówił poważnym tonem.
– Zapamiętam.
Staruszka w milczeniu skinęła głową. Potem znów powiedziała coś do Satsuki.
– Ten człowiek nie umarł – przetłumaczył Nimit. – Nawet nie został draśnięty. Być może nie tego sobie pani życzyła, ale to dla pani bardzo pomyślne zrządzenie losu. Proszę być mu wdzięczną.
Staruszka rzuciła do niego parę słów.
– Na tym koniec – powiedział Nimit. – Wracajmy do hotelu.
– Czy to było coś w rodzaju przepowiadania przyszłości? – zapytała Satsuki w samochodzie.
– To nie przepowiadanie przyszłości, pani doktor. Pani leczy ludzkie ciała, a ona leczy serca. Głównie przepowiada sny.
– W takim razie należało jej zapłacić za fatygę. Nie spodziewałam się tego, byłam zaskoczona i wcale o tym nie pomyślałam.