Выбрать главу

Mimo tego nadmiaru szczegółów, które komuś mogą się wydać zbędne, dlatego uprzedzając ewentualne zarzuty i pozostając ciągle w kręgu porównań botanicznych, przypominamy, że przecież las nie przesłania drzew, a więc mimo tego nagromadzenia jest możliwe, że jakiś słuchacz tej historii, ktoś uważny i czujny, kto nie stracił poczucia normatywnej konieczności, będącej wynikiem procesów myślowych uwarunkowanych głównie metodą zdobywania wiedzy, że taki właśnie słuchacz zdecydowanie wypowie się przeciwko istnieniu, a tym bardziej upowszechnieniu cmentarzy tak źle zarządzanych i tak obłąkańczych jak ten, który doszedł do tego, że krok w krok towarzyszy miejscom zarezerwowanym wyłącznie dla żywych, a mianowicie domom, ulicom, placom, parkom i skwerom, teatrom i kinom, kawiarniom i restauracjom, szpitalom, domom wariatów, posterunkom policji, boiskom, placom zabaw, targowym i wystawowym, parkingom, supermarketom, sklepikom, zaułkom, uliczkom i alejom. Nawet rozumiejąc nieuniknioną konieczność powiększania Cmentarza Głównego stosowanie do rozwoju miasta i wzrostu liczby mieszkańców, ów słuchacz stwierdzi, że teren przeznaczony na ostatni spoczynek powinien mieścić się w określonych granicach i spełniać określone wymogi. Zwyczajny czworobok otoczony wysokim murem, bez żadnych ozdób i fantazyjnych upiększeń architektonicznych z powodzeniem mógłby zastąpić tę ogromną ośmiornicę, trzeba jednak przyznać, bez obrazy dla poetyckiej wyobraźni, że istotnie bardziej niż drzewo Cmentarz Główny przypomina ośmiornicę, rozciągającą na wszystkie strony swoje macki, osiem, szesnaście, trzydzieści dwie, sześćdziesiąt cztery, które jakby zamierzały w końcu objąć cały świat. W krajach cywilizowanych istnieje zwyczaj, którego zasadność sprawdziła się w praktyce, że ciało pozostaje w ziemi na ogół od czterech do pięciu lat, po czym, chyba że za sprawą cudu nie ulega rozkładowi, wyjmuje się resztki, które nie uległy rozpadowi w wyniku żrącego działania wapna i trawienia robaków, żeby zrobić miejsce komuś innemu. W cywilizowanych krajach nie istnieje coś tak absurdalnego jak stałe miejsce na cmentarzu i przekonanie o nietykalności każdego grobu, jakby wieczność śmierci miała rekompensować ulotność życia. Konsekwencje tego widać gołym okiem, zamknięta brama, zamęt w ruchu wewnętrznym i coraz większe objazdy, jakie pogrzeby muszą robić poza Cmentarzem, żeby dotrzeć na właściwe miejsce, gdzieś na samym końcu którejś z sześćdziesięciu czterech macek ośmiornicy, dokąd nie da się trafić bez przewodnika. Cmentarz, podobnie jak Archiwum Główne, o czym wcześniej zapomnieliśmy powiedzieć, za swoją niepisaną dewizę przyjął słowa Wszystkie Imiona, choć prawdę mówiąc, odnoszą się one w pełni tylko do Archiwum, gdyż właśnie tam naprawdę znajdują się wszystkie imiona, zarówno zmarłych, jak i żywych, podczas gdy Cmentarz, ze swej istoty będący ostatnim miejscem przeznaczenia i miejscem ostatniego spoczynku, musi się zadowolić wyłącznie imionami zmarłych. Ten oczywisty fakt nie przemawia jednak do zarządców Cmentarza, którzy określają go jako pozorną niższość ilościową i komentują, wzruszając ramionami, Wcześniej czy później wszyscy tu trafią, Archiwum Główne Akt Stanu Cywilnego jest jedynie odgałęzieniem Cmentarza Głównego. Chyba nie trzeba mówić, że nazwanie Archiwum odgałęzieniem jest poczytywane za obelgę. Jednakże mimo całej tej rywalizacji i emulacji zawodowej, stosunki między pracownikami Archiwum i Cmentarza są oparte na przyjaźni i wzajemnym szacunku, gdyż prócz współpracy instytucjonalnej, wynikającej z powiązań formalnych oraz zbieżności statutowych, obie instytucje zdają sobie sprawę z tego, że pracują na przeciwległych krańcach tej samej niwy, zwanej życiem, która rozciąga się między nicością a nicością.

Pan José bywał już niejednokrotnie na Cmentarzu. Urzędowa potrzeba sprawdzania, wyjaśniania rozbieżności, porównywania danych i usuwania nieścisłości sprawia, że pracownicy Archiwum dość często muszą udawać się na Cmentarz, prawie zawsze są to kanceliści, z rzadka referenci, zaś nigdy kierownicy i szef oczywiście nigdy. Z tych samych powodów kanceliści i niekiedy referenci Cmentarza Głównego odwiedzają Archiwum i są tu przyjmowani z równą serdecznością, jaka niebawem zostanie okazana panu José. Podobnie jak fasada, również i wnętrze budynku jest dokładną kopią Archiwum, choć pracownicy Cmentarza twierdzą, że to Archiwum jest kopią Cmentarza, w dodatku niepełną, zważywszy na brak bramy, na co ci z Archiwum odpowiadają, Ładna mi brama, wiecznie zamknięta. Tak czy inaczej jest tu identyczna barierka na całą szerokość ogromnej sali, takie same niebotyczne regały, biurka są również ustawione w kształcie trójkąta, którego podstawę stanowi osiem biurek kancelistów, za nimi czterech referentów, potem dwóch kierowników, którzy są zastępcami zarządcy, podobnie jak w Archiwum kierownicy są zastępcami kustosza i wreszcie na wierzchołku trójkąta siedzi zarządca. Wspomniani urzędnicy nie są jednak jedynymi pracownikami Cmentarza. Po obydwu stronach drzwi wejściowych znajdują się jeszcze długie ławki, na których, twarzą do barierki, siedzą przewodnicy. Niektórzy nazywają ich brutalnie, jak to dawniej bywało, grabarzami, lecz w oficjalnym biuletynie municypalnym ta kategoria pracownicza jest określana jako przewodnik cmentarny, co wcale nie jest, jak by można sądzić, jakimś eufemizmem, użytym w dobrej wierze, żeby zatuszować okrutne i bolesne skojarzenia z łopatą kopiącą prostokątny dół, jest to bowiem odpowiednia nazwa dla kogoś, kto nie tylko zakopuje nieboszczyka w ziemi, lecz również prowadzi go po jej powierzchni. Owi przewodnicy pracujący parami czekają, siedząc w milczeniu, na przybycie orszaku pogrzebowego i wówczas zaopatrzeni w marszrutę, sporządzoną przez kancelistę, któremu przypadł dany zmarły, wsiadają do czekającego na parkingu samochodu, mającego z tyłu migający świetlny napis Idź za mną, jaki widzi się na lotnisku, a więc przynajmniej pod tym względem zarządca Cmentarza Głównego ma rację, twierdząc, że są bardziej zaawansowani pod względem nowoczesnej technologii niż w Archiwum Głównym, gdzie do tej pory przestrzega się tradycji nakazującej pisać piórem maczanym w kałamarzu. Istotnie, kiedy się widzi samochód pogrzebowy i cały orszak posłusznie posuwający się za przewodnikami po zadbanych ulicach miasta i podmiejskich wertepach, w ślad za migającym napisem Idź za mną, Idź za mną, Idź za mną, aż do samego grobu, trudno nie pogodzić się z tezą, że nie wszystko na świecie zmienia się na gorsze. Nie od rzeczy będzie jeszcze wspomnieć, choć nie ma to specjalnego znaczenia dla całościowego zrozumienia niniejszej relacji, że jedną z najbardziej charakterystycznych cech osobowości przewodników jest przeświadczenie, że świat naprawdę jest rządzony przez wyższą inteligencję, wrażliwą na ludzkie potrzeby, bo jak mawiają, gdyby było inaczej, to samochody nie zostałyby wynalezione dokładnie w czasie, gdy zaczęły być potrzebne, to znaczy, gdy Cmentarz Główny rozrósł się do tego stopnia, że transport zwłok tradycyjnymi środkami lokomocji, takimi jak drąg i sznur lub wózek na dwóch kółkach, byłby prawdziwą drogą krzyżową na golgotę. Jeśli ktoś grzecznie zwróci im uwagę, żeby uważali na słowa, gdyż droga krzyżowa i golgota znaczy jedno i to samo i że nie ma sensu używać wyrażeń związanych z bólem odnośnie do kogoś, kto raz na zawsze przestał cierpieć, jest bardziej niż pewne, że odburkną niegrzecznie, Niech każdy pilnuje własnego nosa.