— Gdzie są Sebell i Menolly? — spytała Lessa, usiłując zobaczyć w ciemności korytarza pomieszczenie Siwspa.
Jaxom zachichotał.
— Odpoczywają. Siwsp nawet się nie odezwał przy nich.
— Dlaczego? — spytała Lessa, zaskoczona. — Przecież mówiliśmy mu, że przyjdą.
— Ale nie ma ich na liście. A chociaż ja jestem Lordem Warowni, a Jancis jest Mistrzem, nie było tu żadnego Przywódcy Weyru.
Lessa nachmurzyła się.
— Właśnie tego chcieliśmy, Lesso — przypomniał F’lar. — Teraz widzę, że mogę ufać Siwspowi, skoro skrupulatnie słucha rozkazów, mimo że jest tak potężny.
Nagle zaskoczył ich wszystkich basowy ryk, i dopiero po chwili zdali sobie sprawę, że to śmiech Fandarela.
— Maszyna wykonuje to, do czego ją zaprojektowano. Popieram to.
— Ty popierasz wszystko, co jest skuteczne — burknęła Lessa. — Nawet, jeśli czasami mija się to ze zdrowym rozsądkiem.
— Zbyt długo żyliśmy ze smokami — odparł F’lar, uśmiechając się do swojej filigranowej towarzyszki — które wiedzą, o czym myślimy nawet gdy nie wypowiadamy tego na głos.
— Hm — mruknęła Lessa z rozdrażnieniem i rzuciła mu cierpkie spojrzenie.
— Wszyscy będziemy musieli uczyć się nowych rzeczy — powiedział Fandarel. — I już najwyższy czas zaczynać. Jaxomie, będę potrzebował kartek z rysunkami, które zrobił Siwsp, aby przekazać je Bendarkowi.
Jaxom zebrał kartki z płaskiego blatu, na którym zostawili je Piemur i Jancis.
— Jancis poszła zrobić świeży klah — poinformował jeszcze Lessę. — Wkrótce powinna wrócić.
— No, to idźcie sobie wszyscy — nakazała Lessa, odpychając ich rękami. — Jaxomie, jeśli jesteś zdecydowany zająć się jaskiniami, zabierz Fandarela na Ruthcie, dobrze? W ten sposób nie skręci sobie karku potykając się w ciemnościach. Ja tu zaczekam na Jancis i Piemura.
Rozdział II
Zanim jeszcze wzeszło słońce, na Lądowisku zaczęli gromadzić się ludzie pragnący zobaczyć Siwspa. Wieść o nim rozeszła się tak szybko, jak szybko wkręca się w ziemię Nić. Ciekawość i niewiara są potężną siłą, więc przychodzili z każdego Cechu, Warowni i Weyru. Ku niezadowoleniu niektórych, przyczyną podniecenia większości nie był olbrzymi zasób wiedzy Siwspa, lecz możliwość ujrzenia niezwykłych ruchomych obrazów, które to cudo rzekomo pokazywało.
Fandarel, nadzorując poszukiwanie materiałów z listy Siwspa, był zajęty w Jaskiniach Katarzyny. Breide, mając więcej pomocników, niż potrzebował, poczynił już ogromne postępy w ostrożnym oczyszczaniu pozostałych paneli słonecznych z popiołu i ziemi. Mistrz Esselin uważnie studiował rysunki Siwspa, poganiając jednocześnie ludzi Breide’a, którzy jego zdaniem nie usuwali piachu wystarczająco szybko, aby i on wreszcie mógł zacząć swoją pracę. Breide odwarkiwał, że nie rozebrał nawet budynków, które miały dostarczyć materiału pod rozbudowę, więc o co Esselin się wścieka?
Lessa, słysząc kłótnię, kazała im przestać zachowywać się jak dzieciaki i zająć się tym, co do nich należy. Potem z Menolly i Jancis znalazła wśród kobiet chętne pomocnice do ciężkiej harówki przy czyszczeniu ścian pokoi nieużywanych od tysięcy Obrotów, i do wynoszenia popiołów, które przesypały się przez szpary w oknach i drzwiach. Największy pokój, który według kobiet był pierwotnie przeznaczony na salę konferencyjną, został znów przygotowany w tym samym celu.
Pamiętając co przechowywano w magazynach, Lessa posłała po meble: stoły, biurka i tyle krzeseł, ile można było łatwo wydobyć bez wchodzenia w drogę Fandarelowi. Gdy kobiety wszystko wyszorowały, ukazały się jasne kolory, przydające sali wesołych akcentów. Najdalej położone pomieszczenie zostało zamienione w prywatną kwaterę Mistrza Harfiarza Robintona, wyposażoną w wygodne łóżko, miękko wyłożony fotel i stół.
— Jedynym problemem będzie nakłonienie go, by z tego korzystał — powiedziała Lessa po raz ostatni przecierając stół ściereczką. Miała smugi kurzu na policzkach, delikatnym nosie i silnie zarysowanej brodzie. Kosmyki jej długich czarnych włosów wymykały się z warkoczy. Menolly i Jancis wymieniły spojrzenia, aby zdecydować, która powie Lessie, że się pobrudziła. Jancis pomyślała, że wygląd Władczyni Weyru, jak również energiczne sprzątanie uczyniły ją nagle bardziej przystępną. Młoda Mistrzyni Kowalstwa zawsze bała się słynnej Lessy.
— Jakoś nigdy nie myślałam, że zobaczę Władczynię Weyru Benden harującą jak sługa — szepnęła do Menolly. — Robi to z prawdziwym zacięciem.
— Ma praktykę z czasów, kiedy ukrywała się przed Faxem w Warowni Ruatha, zanim Naznaczyła Ramoth — wyjaśniła jej Menolly z ponurym uśmiechem.
— Ale wygląda tak, jakby dobrze się przy tym bawiła — dziwiła się Jancis.
I rzeczywiście, tak było. Przywracając brudny pokój do stanu czystości i porządku Lessa miała poczucie, że wykonuje użyteczną pracę.
Przyniesiono mapy, które Lessa zamówiła w archiwum Esselina, więc razem z dziewczętami przymierzała je do różnych ścian, aby zdecydować, skąd będzie je najlepiej widać.
— Czy naprawdę powinniśmy używać tych cennych dzieł do takiego… — Jancis trudno było znaleźć odpowiednie słowa.
— Przyziemnego celu? — spytała Menolly z szerokim uśmiechem.
— Właśnie.
— Tak ich używano na początku — powiedziała Lessa wzruszając ramionami. — A więc dlaczego nie powiesić ich znowu?
W miarę, jak mijały godziny ciężkiej pracy, Władczyni Weyru odzyskiwała równowagę ducha. Odkrycie Siwspa i jego obietnica, że pomoże F’larowi w ostatecznym wyeliminowaniu Nici, wstrząsnęło nią. Sama również rozpaczliwie tego pragnęła, prawie tak samo jak F’lar, ale obawiała się konsekwencji. Poranny szał szorowania pozwolił jej częściowo wyładować niepokój. Teraz już czuła, że przez jej umysł i ciało przepływa ożywczy nurt oczekiwania na niezwykłe wydarzenia.
— Skoro mapy nie zniszczały — swoją drogą, co za zdumiewające materiały mieli osadnicy — równie dobrze my możemy użyć ich zgodnie z celem, dla którego zostały sporządzone — mówiła dalej szybko. Zdecydowała, że „osadnicy” to mniej onieśmielające słowo niż „przodkowie”. Uważnie przyglądała się mapom. — Południowy Kontynent jest naprawdę wielki, prawda? — I uśmiechnęła się, na wpół do siebie. — Jancis, podnieś trochę wyżej. Tak. Teraz jest prosto.
Wygładziła na ścianie mapę Południowego Kontynentu. Potem, zadowolona, ustawiła kołek i zdecydowanie wbiła go kamieniem, który gdzieś znalazła. Esselin tak długo się wahał, czy dać im dwa kosze i łopatę, że nie chciało jej się prosić go o młotek. Kamień był równie dobry.
Odstąpiła z dziewczętami od ściany, aby podziwiać swoje dzieło. Nadal potrzebowała dłuższej chwili, żeby odczytać podpisy, wykonane literami o innym kształcie, niż przywykła. Zastanawiała się, jak Siwsp dał sobie radę ze skurczonym, ścieśnionym pismem Mistrza Arnora w Kronikach. Biedny Mistrz Arnor.
I biedny Robinton, który poczuł się taki upokorzony, gdy zrozumiał, że mimo całej ciężkiej pracy, którą Cech Harfiarzy włożył w utrzymywanie czystości języka, zaszły w nim zmiany.
A stary Arnor jest całkowicie niepodatny na zmiany. Dostanie spazmów, kiedy o tym usłyszy. Była to jeszcze jedna strona odkrycia: wiedza i oczywista inteligencja stawiały Siwspa w pozycji Mistrza Mistrzów we wszystkich dyscyplinach. Oprócz, jak się wydaje, wiedzy o smokach. Być może sugerowała się tonem Siwspa, ale czy nie słyszała nuty podniecenia w tym normalnie zrównoważonym głosie, gdy rozmowa schodziła na smoki?