— Ci, którzy nas popierają, robią to z całego serca, a ci, którzy się obawiają lub są sceptyczni, kryją się i niszczą to, czego nie potrafią zrozumieć.
— Naszym obowiązkiem jest pomóc im zrozumieć — powiedział Sebell, delikatnie ją ganiać.
— Ale niektórzy nie chcą — odparła buntowniczo. Wyciągnęła ręce do góry, by rozluźnić mięśnie karku. — Znam ten rodzaj. Och, jak ja ich znam i szkoda, że nie możemy zostawić ich samym sobie, ale stoją nam na drodze.
— Zmieniamy ich całe życie. To przeraża ludzi. Zawsze tak było i zawsze będzie. Lytol przysłał mi fascynujące wyjątki z historycznych danych Siwspa. Niesamowite. Ludzie nic się nie zmienili od tamtych czasów, kochanie. Najpierw reagują, a potem dopiero myślą. — Pocałował ją w policzek. — Mam czas, żeby opowiedzieć Robsowi i Olosowi bajkę zanim wyjdę.
Menolly przytuliła się do niego.
— Jesteś taki dobry — powiedziała i pocałowała go namiętnie.
Kiedy zatrzymał się w progu, żeby jeszcze raz posłać jej czułe spojrzenie, już znowu pochylała się nad swoją kompozycją. Uśmiechnął się widząc po jej postawie, jak bardzo jest skoncentrowana na swoim zajęciu. Kochała go, chociaż musiał zaakceptować fakt, że zawsze będzie miał dwóch rywali — muzykę i Mistrza Robintona. Ale te dwie miłości wypełniały także jego serce. Z tą myślą udał się do dzieci, żeby zaśpiewać synom i podziwiać córkę, Lemisę, która na razie była jeszcze tak mała, że można ją było tylko adorować.
Laradian, najstarszy syn Lorda Larada, czekał na Sebella na dobrze oświetlonym podwórcu, kiedy uprzejmy smok przydzielony Warowni Fort przywiózł harfiarza do Telgaru.
— Ojciec i Lord Asgenar są w małym gabinecie, Mistrzu Harfiarzu — oznajmił formalnie, ale zaraz rozluźnił się i powitał Sebella uśmiechem.
Na palenisku w rogu przyjemnego pokoju palił się ogień, na ścianach wisiały piękne gobeliny i oprawione rysunki, chyba Perschara, o ile Sebell się nie mylił. Kilka ciężkich starych foteli pokrytych skórą whera, na których odpoczywały liczne, pokolenia zmęczonych telgarskich Lordów, olbrzymie biurko i stół, przy których Lordowie Warowni od wieków prowadzili rachunki, meblowało pokój dostatecznie. Sebell natychmiast dostrzegł ostatni dodatek: dobrą kopię, choć w zmniejszeniu, fresków z Honsiu.
— Hm, tak — powiedział Larad zauważając jego spojrzenie. — Moja córka Bonna udała się tam z grupą Perschara i przywiozła to do domu. Oczywiście Mistrz Perschar cały czas ją nadzorował, ale według niego jest to całkiem udana reprodukcja.
— Zapraszam do obejrzenia oryginału — odrzekł Sebell, witając skinieniem głowy Asgenara, który siedział na jednym z foteli.
— Och, nie! — wykrzyknął Larad, a na jego miłej twarzy odmalowało się udawane przerażenie. — I rozpuścić plotkę, że chcę przejąć to miejsce dla jednego z moich synów? — Poprosił Sebella, by usiadł, i uniósł butelkę wina. — To Benden. — Uśmiechnął się, bo znał upodobanie swojego gościa do bendeńskich win, ale napomknienie o plotkach świadczyło o tym, że naprawdę jest zmartwiony.
— Podtrzymuję wiele tradycji ustanowionych przez Mistrza Robintona — przyznał Sebell przyjmując pełen puchar. Chwilę delektował się winem, uniósł brwi, oceniając smak. — Szesnasty?
— Tak. To Mistrz Robinton doradził mi zakup tylu bukłaków tego rocznika, ile tylko się uda.
— A więc? — Sebell zwrócił się uprzejmie do obu Lordów Warowni. — Plotka doskwiera?
— Chciałbym, żeby to była tylko plotka, Sebellu — powiedział Larad. Wyjął z mankietu rękawa mały zwój do przesyłania wiadomości i wręczył go harfiarzowi. — Niestety, sprawa jest o wiele poważniejsza, i wymaga twojej szybkiej decyzji. Znam nadawcę na tyle dobrze, żeby wziąć jego słowa na serio.
Spojrzawszy na wiadomość, Sebell zerwał się na równe nogi z wygodnego fotela, kipiąc gniewem i przeklinając.
— „Dowiedziałem się, że powstał plan porwania Mistrza Robintona, co zmusi mieszkańców Lądowiska do zniszczenia tego, co autorzy planu nazywają Obrzydliwością” — przeczytał Sebell na głos. — Chcą narazić Mistrza Harfiarza? Żądać za niego okupu w postaci zniszczenia Siwspa? — Gniew ustąpił miejsca przerażeniu. — Kim jest ten Brestolli, który podpisał notatkę?
— Jest woźnicą. Obaj go znamy. — Larad skinął w stronę Asgenara, który przytaknął.
— Nie wywoływałby fałszywego alarmu. Wysłał swoją jaszczurkę z tą notatką do kupca Nurevina, u którego pracuje, a Nurevin natychmiast przyjechał z nią do mnie, zostawiając swoje furgony o dzień drogi stąd. Powiedział, że musiał zostawić Brestollego w Bitrze, bo w wypadku złamał nogę i żebra.
— Nurevin jest na zewnątrz. Poproszę go — wtrącił Asgenar i wyszedł z pokoju.
— Myślał, że uważniej posłuchasz ostrzeżenia, jeśli to my ci je przekażemy — uśmiechnął się cierpko Larad.
— Nie było potrzeby, by ktoś mi o nim zaświadczył — powiedział Sebell, powtórnie czytając wiadomość. — To wygląda na prawdę. Zresztą nic, co zaczyna się w Bitrze już mnie nie zdziwi.
— A więc wiesz także, że twoi harfiarze w Warowni Bitra zostali objęci kwarantanną, na wypadek gdyby przenosili zaraźliwą chorobę?
— Bitrański eufemizm na przekazywanie prawdy? — zapytał Sebell. Przeciągnął palcami przez włosy gestem bezradności. — Rzeczywiście ostatnio nie mieliśmy wiadomości od nich. Powinienem był wysłać przynajmniej jednego z jaszczurką ognistą.
— Jeśli chcesz, nasz Mistrz Celewis może zorganizować ekspedycję ratunkową — zaproponował Larad.
— Tak, poproszę, oczywiście jeśli można to zrobić bez narażania Brestollego — odparł Sebell.
Larad uniósł brwi i uśmiechnął się szelmowsko.
— Przecież znasz umiejętności Celewisa…
— Rzeczywiście, znam — roześmiał się Sebell.
— A więc możesz być pewien, że przeprowadzi to zręcznie.
W tej chwili do pokoju wszedł Nurevin, poprzedzając Asgenara.
— Nie miałem okazji poznać cię bliżej, Kupcze Nurevinie — powiedział Sebell z uśmiechem. Podał Nurevinowi rękę, którą tamten mocno uścisnął. — Ale zapewniam cię, że Cech Harfiarzy jest ci niezmiernie wdzięczny za wiadomość.
— Brestolli nie wdaje się w awantury, Mistrzu Harfiarzu — odrzekł Nurevin, przekrzywiając głowę, żeby podkreślić swoją opinię. Był to spalony słońcem mężczyzna średniego wzrostu, siwiejące włosy miał starannie splecione w warkocz. Jego ubranie było doskonałej jakości, ale zniszczone. — Pomyślałem, że najlepiej przekazać to komuś, kto dopilnuje, by się tym należycie zajęto. Nie chciałem zostawić Brestollego w Bitrze, ale złamał nogę w trzech miejscach, zmiażdżył ramię i ma popękane żebra. Koło pękło na kamieniach i jego wóz się wywrócił. Uzdrowiciel nie pozwolił go przenosić, więc opłaciłem pewnego piwowara dobrymi markami i towarami, żeby się nim zaopiekował. Brestolli ma oczy i uszy otwarte, chociaż gada tyle, że nie pomyślałbyś, by mógł usłyszeć cokolwiek poza własnym głosem. Ale skoro przysłał mi taką wiadomość to znaczy, że naprawdę coś słyszał. Nie miej co do tego wątpliwości. Nie chciałbym, żeby mówiono, że nie ostrzegaliśmy, jeśli coś się zdarzy dobremu Mistrzowi Robintonowi. Co to, to nie.
Larad poczęstował go kielichem bendeńskiego wina, a oczy Nurevina zajaśniały po pierwszym łyku, bo rozpoznał smak.
— Czynisz mi zaszczyt, Lordzie Laradzie.
— Telgar jest twoim dłużnikiem, Kupcze Nurevinie.