— Nie tylko Telgar — dodał Sebell poważnie. Podniósł swój kielich i uroczyście przepił do Nurevina, który aż się zaczerwienił doświadczając takiego uhonorowania.
— Prześlę wiadomość Lytolowi, a on już podejmie odpowiednie środki — powiedział Sebell i szybko skreślił parę linijek. Kimi wyciągnęła łapkę, żeby mógł przymocować kapsułkę, bo dokładnie wiedziała, czego po niej oczekiwano.
— Kimi, zabierz to do Lytola w Warowni Cove, gdzie mieszka nasz Mistrz! Gdzie mieszka Zair. Rozumiesz?
Kimi słuchała uważnie, przechylając głowę to w jedną to w drugą stronę i obracając oczami znacznie szybciej niż zazwyczaj. Wydała jedno ćwierknięcie i zniknęła.
— Ostrzeżony to zabezpieczony, Kupcze Nurevinie. Czy jaszczurka Brestollego powróciła do niego?
— Tak. To tylko niebieska, ale porządnie ją wyuczył. Mogę wysłać moją królową, jeśli potrzebujesz dalszych informacji. Utrzymuje kontakt z Brestollim by mieć pewność, że dobrze się nim opiekują. — Nurevin mrugnął i uśmiechnął się. — Bitranie potrzebują mnie bardziej niż ja ich, gdyż tak ciężko się z nimi targować. Jestem jedynym kupcem, który dociera do nich w tych niebezpiecznych czasach. Więc, że tak powiem, mam przewagę. — Urwał, przybierając poważny wyraz twarzy. — Czy Lord Larad powiedział ci o twoich harfiarzach? — Kiedy Sebell potwierdził skinieniem głowy, mówił dalej. — To było zrobione celowo, albo niech Nić mnie spali!
— Kiedy ucisza się harfiarza, wszyscy inni powinni słuchać uważniej — powiedział Sebell.
Nurevin skinął poważnie głową.
— Słyszałem też inne rzeczy, kiedy byłem w Bitrze… — Zawahał się.
— Spokojnie, człowieku — zachęcał go Larad. — Harfiarz i tak na ogół wcześniej czy później się wszystkiego dowiaduje. Ale jeśli to coś takiego jak wiadomość od Brestollego, może byłoby lepiej, gdyby Mistrz Sebell to usłyszał już teraz.
— No cóż, to tylko plotki. — Nurevin znowu urwał, najwyraźniej nie chcąc ich powtarzać, ale gestami i wyrazem twarzy trzej mężczyźni zachęcili go do mówienia. — Mówi się, że Lord Jaxom i biały smok zabili umyślnie G’lanara i Lamotha.
— Na Skorupy! Jak ktoś może powtarzać takie głupstwa? — wykrzyknął Asgenar ze złością.
— Och, mówiono jeszcze gorsze rzeczy — powiedział Sebell, ale zwrócił się do Nurevina: — Mistrz Robinton był przy tym i zapewnił mnie, że to na Jaxoma napadnięto. A Lamoth umarł ze wstydu, że jego jeździec nastawał na życie innego jeźdźca. Coś jeszcze?
— No, to jest jeszcze głupsze — mówił dalej Nurevin, pewniejszy siebie i zachęcany przez obecnych. — Że smoki zabiorą trzy statki kolonistów i znikną z Pernu, zostawiając nas tylko z miotaczami ognia przeciw Niciom!
— A słyszałeś może inną plotkę, że jeźdźcy zabiorą stare wahadłowce, zrzucą je na Czerwoną Gwiazdę i zniszczą ją? — Kiedy Nurevin potrząsnął przecząco głową, Sebell ciągnął dalej z poważnym wyrazem twarzy.
— A tę, że Mistrz Uzdrowiciel otrzymał od Siwspa lekarstwo, które sparaliżuje ludzi, tak żeby można było wyciąć ich organy i użyć do uzdrowienia niektórych chorych?
Nurevin parsknął.
— Słyszałem to w Bitrze. Nie uwierzyłem w to wtedy i nie wierzę teraz. Ten Siwsp jest przerażający, ale nie widziałem, żeby coś, co wy produkował, nie pomogło nam w jakiś sposób. Najlepsze smary do osi jakie miałem to te, które Siwsp dał Kowalom. I ten nowy metal do sworzni i śrub, który nie zgina się ani nie pęka, kiedy koła są przeciążone.
Wróciła Kimi. Zaćwierkała o wykonaniu zadania, potarła złotą główką policzek Sebella, aż wreszcie wyciągnęła obciążoną cylindrem łapkę. Sebell odczytał wiadomość.
— Chociaż jest późno, proszą mnie do Warowni Cove. Jeśli mi wybaczycie…
Obaj Lordowie odprowadzili go do wyjścia.
— Asgenarze, czasami zastanawiam się — powiedział Larad ze smutkiem, gdy wrócili do ciepłego, wygodnego pokoju — dlaczego ludzie są tacy podli.
— Zdaje się, że ma to coś wspólnego z oporem w stosunku do tych, którzy chcą im pomóc.
— Nie wtedy, gdy nastają na życie Mistrza Robintona — odparł Larad, ciągle jeszcze przerażony tą możliwością. — Przez całe życie nikogo nigdy nie skrzywdził. Cały nasz świat, nawet najmniejsze dzieci, powstałby przeciw takiej zbrodni.
— Co, niestety, czyni go użytecznym zakładnikiem — orzekł Asgenar z westchnieniem żalu.
Kiedy Sebell dotarł do Warowni Cove, był tam wczesny ranek. On i brązowy smok, który go przywiózł, zostali natychmiast powitani przez stada ćwierkających jaszczurek, tak liczne na niebie, jak Nici podczas Opadu. Tiroth osiadł na trawniku przed Warownią i mrugał pomarańczowymi oczami, aż on i brązowy Folrath się rozpoznały. Sebell ucieszył się widząc tak liczną wartę. Oczywiście porywacze nie mogli jeszcze tu dotrzeć, bo droga z Bitry, czy nawet z najbliższego portu była długa.
Wszystkie kosze żarów w salonie były otwarte, oświetlając Robintona, D’rama, Lytola i T’gellana, którzy siedzieli wokół stołu.
— O, Sebell! — zawołał Robinton i wyciągnął na powitanie ręce z radosną miną. Sebell pomyślał, że stary harfiarz perwersyjnie cieszy się niebezpieczeństwem. — Masz dalsze nowiny o tym ohydnym spisku?
Sebell potrząsnął głową. Odwzajemnił serdeczne powitanie, ale zauważył również, że inni nie podzielają radości Robintona.
— Wiesz tyle co wszyscy. Nurevin obiecał, że za pośrednictwem jaszczurki pozostanie w kontakcie z Brestollim na wypadek, gdyby tamten dowiedział się jeszcze czegoś.
— Posłałem Zaira z wiadomością do Mistrza Idarolana — powiedział Robinton. — Mam nadzieję, że uda mu się zatrzymać spiskowców.
— Mieliśmy dość bezmyślnego wandalizmu i sabotaży — wykrzyknął gniewnie Lytol. — Tym razem musimy złapać złoczyńców i odnaleźć tych, którzy pomagają im się ukrywać. Ktokolwiek zamyśla skrzywdzenie Mistrza Harfiarza, któremu cały Pern zawdzięcza tak wiele…
— Ależ Lytolu — powiedział Robinton, otaczając plecy przyjaciela ramieniem. — Przestań tak mówić. Zawstydzasz mnie. A ten cały plan pokazuje tylko, jak głupi są nasi przeciwnicy. Jak mogą sądzić, że przedostaną się do mojego domu strzeżonego przez tak lojalnych przyjaciół? — Harfiarz wskazał na roje jaszczurek ognistych za oknem.
— Wiem, że nie mogą do ciebie dotrzeć, Robintonie — krzyknął Lytol waląc pięścią w stół. — Ale sam fakt, że ośmielają się…
Robinton uśmiechnął się złośliwie.
— Może powinienem pozwolić im się schwytać? Pozwolić im, żeby mnie zabrali — zaczął, a Lytol wpatrywał się w niego z przerażeniem — tam, gdzie planują mnie uwięzić, a potem… — podniósł dłoń i zacisnął ją nagle w pięść — …niech eskadry mścicieli opadną na tę podłą zgraję, wezmą ją w powietrze i zrzucą do najgłębszych kopalń Larada, gdzie będą skazani na poświęcenie swojej źle użytej energii na potrzebną pracę.
Na twarzy Lytola odmalowała się rezygnacja i rozgoryczenie.
— Powinieneś traktować to poważnie, przyjacielu.
— Tak też robię. Naprawdę. — Wyrazista twarz Robintona potwierdzała jego słowa. — Jestem głęboko zasmucony, że ja, czy ktoś inny na Pernie może być prześladowany w tak okropny sposób. Ale — dodał unosząc palec — to bardziej wymyślne niż próba zniszczenia paliwa do silników statków kosmicznych czy sabotaż na Siwspie. Wiecie co? Powinniśmy poprosić go o radę.
— To wszystko przez Siwspa… — zaczął Lytol w podnieceniu, a potem urwał, gdy zdał sobie sprawę, co powiedział. T’gellan i Sebell z całej siły próbowali zachować obojętność. Lytol szybko wstał i wyszedł z pokoju.