Jaxom zasłonił usta ręką. Znajomość przyszłości to cudowna rzecz i łatwo się wygadać.
— Wszyscy z twoich eskadr wrócili bezpiecznie? — zapytał go F’lar, gdy Jaxom spłynął na pokład.
— Parę smoków straciło kolor.
— Ale nie Ruth — powiedziała Lessa przyglądając się uważnie białemu smokowi i uśmiechając z aprobatą do Jaxoma.
— Mówi, że go przekarmiałem. Kto zawiadomi Siwspa? — Jaxom uśmiechnął się radośnie.
— My dwaj — zdecydował F’lar. Objął Jaxoma i razem skoczyli przez pokład do terminalu ładowni. — Wiesz, nie widziałem twojej eskadry.
— Ani ja twojej — odparł Jaxom chichocząc. — My biedni, przywiązani do gruntu Perneńczycy, nie mamy pojęcia o prawdziwych odległościach… — Rozpostarł szeroko ramiona. — Ta rozpadlina jest gigantyczna. Umieściliśmy silnik głęboko, na szerokiej skalnej półce.
— Siwsp już wie — oznajmiła Lessa. — Powiedziałam mu, że odlecieliście, a Ramoth utrzymywała kontakt z Mnementhem. To dziwne — dodała spoglądając uważnie na Jaxoma — ale nie słyszała Rutha.
— To rzeczywiście dziwne — odrzekł Jaxom udając zdumionego. — Na ogół całkiem dobrze go słyszy. Ale oboje zapominacie jak długa jest ta rozpadlina, a my byliśmy na najdalszym północnym końcu.
Dotarli do konsoli.
— Siwsp? — powiedział F’lar.
— Odnieśliście sukces. Wszyscy wrócili bezpiecznie?
— Tak. Czy nadal wątpisz w smocze zdolności? — drwił F’lar, a w jego głosie słychać było zarówno mściwość jak i triumf. Przyciągnął Jaxoma bliżej. — Nie chciałeś wierzyć, że smok może zrobić to, co mówi, że może.
— Wszystko odbyło się zgodnie z planem — odezwał się Jaxom, chichocząc z ulgi. — Mój zespół umieścił silnik dokładnie tam, gdzie chciałeś.
— Gratuluję wam obu odwagi i śmiałości.
— Nie przypochlebiaj się — parsknął F’lar.
— Zasługujecie na ogromne uznanie za ten wspaniały wyczyn. Dokonaliście czegoś niezwykłego, Przywódco Weyru. Co do tego nie ma wątpliwości. Ani też co do tego, że osiągniesz swój osobisty ceclass="underline" ostateczną likwidację Opadu Nici.
Jaxom uśmiechnął się do F’lara, ciesząc się z niezwykłej pochwały Siwspa.
— Wasze osiągnięcie jest równe pierwszemu lotowi jeźdźców przeciw Niciom. Wasze imiona będą wiecznie żywe w pamięci ludzi, tak jak imiona Seana O’Connella, Sorki Hanrahan…
— To naprawdę jest pochlebstwo — roześmiał się Jaxom. — Jesteś jedynym, który pamięta, kto pierwszy walczył na smokach przeciw Niciom.
— Właściwie Jaxomie — powiedział F’lar, uśmiechając się szeroko — Sebell pokazał mi poprawione Kroniki Cechu Harfiarzy. Teraz już wiemy, że pierwszych osiemnastu jeźdźców, którzy wylecieli przeciw Niciom, zostało uhonorowanych przez swoich współczesnych. Nikt nie wpadł w te niebezpieczeństwa o których nas ostrzegałeś — dodał F’lar, ciesząc się szczęśliwą chwilą.
— Dobrze być przygotowanym na niespodzianki — odrzekł Siwsp.
— Udało nam się — powtórzył F’lar po raz już chyba setny.
— I zasługujecie na to — powiedziała Lessa przyłączając się do nich z bukłakiem wina w dłoniach. — Najlepsze bendeńskie.
— Szesnasty rocznik? — upewnił się Jaxom wyciągając szyję, żeby dojrzeć nalepkę.
— Oczywiście — odparła Lessa z kokieteryjnym uśmiechem.
Jaxom zamrugał. Najwyższy czas, by zaczęła traktować go jak dorosłego. Potem spoważniał przyjmując od niej bukłak i uniósł go w toaście w stronę Przywódców Bendenu. — Za wszystkie Weyry Pernu! I za nas w ten dzień triumfu!
Jaxom pociągnął długi łyk, potem przekazał bukłak F’larowi, który wypił i oddał go Lessie. Gdy piła, F’lar zwrócił się do Jaxoma.
— Powiedziałeś im, żeby oddali skafandry następnej grupie?
— Zgodnie z planem, jeźdźcy brązowych przekażą je N’tonowi w Weyrze Fort.
— Czy twój zespół rozrzucił te zarażone owoidy, jak chciał Siwsp?
Jaxom mrugnął do Lessy.
— Mirrim zamierzała sprowadzić próbki, które tam znalazła. — Lessa już miała się rozgniewać, ale uspokoił ją: — Powiedziałem jej, żeby tego nie robiła.
— Ile czasu do eksplozji, Siwsp? — spytał F’lar.
— Odczyt z HNO3 wskazuje, że nie ma przerw w wypływie. Przeżeranie metalu trwa dalej.
— To nie jest odpowiedź — żachnął się F’lar.
Jaxom uśmiechnął się.
— Innej na razie nie dostaniesz. A my nadal mamy trzeci silnik do umieszczenia.
I to go straszliwie niepokoiło. Bardzo potrzebował zamienić prywatnie parę słów z Siwspem i dowiedzieć się, czy Siwsp ma pomysł, jak on sam ma się wkręcić do grupy N’tona i skłonić smoki, żeby odebrały wskazówki od Rutha na drugi skok, tym razem o marne pięćset Obrotów w przeszłość. Przecież jakoś mu się to udało, gdyż drugi krater naprawdę tam był, na południowym krańcu rozpadliny. Jaxom wysilał umysł, i kiedy tylko mógł rozmawiać bez świadków ze Siwspem podczas tych ostatnich kilku dni, próbował wymyśleć coś, co nie wymagałoby wyjaśniania N’tonowi. Nawet nie chodziło o to, że N’ton nie uwierzyłby, albo nie był dyskretny, ale im mniej osób wiedziało o podróżowaniu w czasie, tym lepiej. Lessa byłaby wściekła, słysząc o ryzyku.
Więc teraz rozejrzał się.
— Czy tylko wy jesteście na górze, Lesso?
— Och, nie. — Uśmiechnęła się. — Wszyscy pozostali są na mostku. Patrzą przez teleskop z nadzieją, że zobaczą eksplozję. Mówiłam im, że na to trzeba poczekać. Byli pewni, że zobaczą eskadry. — Jaxom wstrzymał oddech, kiedy to powiedziała. Nieświadoma niczego, kontynuowała. — Oczywiście, nie zobaczyli. Czasami nawet Fandarel nie rozumie ogromu odległości. Ale wszyscy są dzisiaj tacy podnieceni.
— Ile czasu upłynęło od naszego powrotu? — zapytał F’lar Jaxoma.
— Około dwudziestu minut — odparł Jaxom. — Eskadry N’tona nie będą jeszcze gotowe. Czy ktoś potrzebuje twojego skafandra?
— Nie sądzę, ale na wszelki wypadek zdejmę go. Możesz zawieźć go na „Buenos Aires” jeśli okaże się potrzebny? — F’lar wręczył Jaxomowi hełm i, z pomocą Lessy, zaczął zdejmować skafander. Układając go na ramieniu Jaxoma, powiedział: — Chyba dołączymy do tych na mostku przy teleskopie, i popatrzymy, jak sprawuje się N’ton.
Gdy tylko drzwi windy zamknęły się za nimi, Jaxom powrócił do konsoli.
— Siwspie, co mam zrobić, żeby polecieć z N’tonem?
— Załatwiam to — odparł Siwsp, zaskakując go.
— W jaki sposób? — spytał Jaxom.
— Jesteś szybki i bystry. Już masz powód, żeby znaleźć się na „Buenos Aires”. Będziesz wiedział co robić, kiedy nadejdzie czas. Przenieś się tam teraz.
— Będę wiedział, kiedy nadejdzie czas, tak? — Jaxom mruczał do siebie przerzucając dodatkowy skafander przez ramię. Niosąc dwa hełmy i skafander, zbliżył się do Rutha. — Potrzymaj mi ten, dobrze? — poprosił, dając białemu smokowi jeden z hełmów, żeby mieć wolną rękę przy wsiadaniu. — Jak radzi sobie N’ton? Ma już wszystkie skafandry?
Układając skafander F’lara przed sobą poczuł zapach potu. Cóż, on sam też nie pachniał słodko po takiej pracy.
N’ton mówi, że trzeba umyć niektóre skafandry i dopasować hełmy.
Umyć? Jeźdźcy zazwyczaj byli drobiazgowi w swoich obyczajach higienicznych, i używanie zapoconego skafandra mogło im się wydawać odrażające. Och, tak, być może. Nie rozumiem o co chodzi z hełmami.