— Piękny głos? — spytała Menolly. Sok z owoców spłynął jej na brodę, więc pospiesznie ją wytarła.
— Tak — potwierdziła Lessa uśmiechając się na widok reakcji Menolly. — Siwsp ma naprawdę piękny głos. Prawie tak samo dobry, jak głos Mistrza Robintona.
— Poważnie? — Menolly, słysząc to porównanie z jej ukochanym Mistrzem, uniosła gęste brwi. — Jakie to sprytne ze strony naszych przodków — dodała, nie zwracając uwagi na prowokację Lessy.
— Menolly, uczciwie cię ostrzegam — powiedziała Lessa, uśmiechając się filuternie. — Ta rzecz jest doprawdy zadziwiająca.
Menolly odwzajemniła uśmiech.
— Dziękuję. Jak sądzisz, czy on może znać muzykę naszych przodków?
— Spodziewałam się tego pytania — roześmiała się Lessa.
— Powiedział — wtrąciła Jancis — że w swoich bankach pamięci ma Programy Inżynieryjne i Kolonialno-Planetarne Zestawy, jak również Kroniki kulturalne i historyczne, które koloniści uznali za ważne. A muzyka jest istotnym elementem kultury, prawda?
Lessa ukryła uśmiech, zachwycona subtelnym przekomarzaniem się Jancis.
— Tak powinno być. I o to spytam tego Siwspa w pierwszej kolejności. — Menolly nie dała wytrącić się z równowagi, i spokojnie zabrała się do jedzenia.
— Siwsp jest inteligentnym narzędziem, ale jego głos brzmi zawsze tak samo, chociaż jest wyjątkowo miły — kontynuowała Lessa. — To tylko jeden głos, nawet jeśli w tych olbrzymich bankach pamięci zawiera również muzykę przodków.
W drzwiach pojawił się F’lar. Wyraźnie był zmęczony. Lessa poznała to po tym, że jak zwykle w chwilach napięcia, bezmyślnym gestem odgarniał z czoła włosy.
— A, Lessa, tu jesteś. Menolly, Robinton potrzebuje ciebie i Lessę. Musimy też ustalić, kogo umieścić na liście osób, które mogą mieć dostęp do Siwspa, bo absolutnie wszyscy chcą z nim rozmawiać. Jednak Piemur ma rację. Większość ludzi nie wierzy temu, co słyszy. — Przysiadł na stole i chwycił pasztecik. — Prawdopodobnie nie uwierzą nawet wtedy, gdy już go zobaczą.
— Nie możemy ich za to winić — oświadczyła Lessa. — Ale zadowalanie sceptyków to strata cennego czasu Siwspa. I naszego. Musimy się naradzić.
Jancis poderwała się z miejsca, bo uważała, że nie zasługuje na to, by uczestniczyć w naradzie.
— Nie dziecko, nie uciekaj. Narada nie odbędzie się od razu. — Lessa parsknęła śmiechem. — Nie teraz, gdy wszyscy biegają w kółko jakby poszaleli. Ale przynieś więcej naczyń, klah i jakiś posiłek. F’lar, proszę, zjedz coś.
— Nie mam czasu. Jest tyle do zrobienia. — F’lar machnął ręką, ale wrzucił do ust jeszcze jeden kawałek pasztecika.
— A kiedy zamierzasz zrobić sobie przerwę na śniadanie? — spytała ostro Lessa. Wstała, zepchnęła F’lara ze stołu i siłą posadziła na najbliższym stołku. Położyła przed nim resztę pasztecików, napełniła własny kubek i dodała do klahu tyle słodzika, ile lubił. — Nie spałeś ostatniej nocy, i jeśli nie zjesz, nie będziesz się nadawał do niczego. A teraz powiedz, kto ci się naprzykrza? Czy mamy tu wystarczającą liczbę Lordów Warowni, Mistrzów Cechów i Przywódców Weyrów, by móc podejmować decyzje?
— Przybyli już wszyscy Lordowie Warowni i Mistrzowie Rzemieślnicy, których nie zdążyliśmy wezwać wczoraj — odparł F’lar, wyraźnie zniecierpliwiony.
— Chyba wyjaśniłeś im…
— Wszyscy wyjaśnialiśmy — krzyknął F’lar, coraz bardziej poirytowany. — Wiemy, jak wielu ludzi zajmujących ważne stanowiska jest przewrażliwionych na punkcie własnej godności, ale teraz chyba każdy z nich został osobiście obrażony tym, że nie wezwano ich już wczoraj. — Spoglądając spode łba ugryzł pasztecik i popił łykiem klahu. — A najbardziej skarżą się ci, którzy, jak dotąd, nie zwracali najmniejszej uwagi na to, co się dzieje na Lądowisku.
— W jaki sposób się dowiedzieli? — spytała zdziwiona Lessa.
F’lar uśmiechnął się ironicznie i rzucił niechętne spojrzenie na Menolly.
— Zgadnij.
Harfiarka jęknęła i ukryła twarz w dłoniach.
— Znowu te przeklęte jaszczurki ogniste! — rozzłościła się Lessa. — I na dodatek przybyli na smokach!
F’lar skrzywił się i znów zaczął odgarniać włosy z czoła.
— Nie powinienem był przydzielać jeźdźców Cechom i Warowniom. Korzystają z tej uprzejmości tak, jakby smoki były biegusami.
— Och, no cóż, każda rzecz ma swoje dobre i złe strony, a ta uprzejmość z pewnością poprawiła stosunki z Warowniami i Cechami. W tej chwili stanowi to tylko niewielką niewygodę. Mimo wszystko, Lordowie i Mistrzowie muszą poznać Siwspa. Niektórzy, ci o bardziej zacofanych poglądach, i tak nie uwierzą świadectwu własnych oczu. Ale skoro zebrało się już tyle gapiów, równie dobrze można pozwolić im na zaznajomienie się ze Siwspem.
— No tak — zżymał się F’lar, wymachując drugim pasztecikiem. — Sebell wpuszcza ich po kilku naraz i przerywa spotkania, gdy Siwsp jest potrzebny do kontynuowania bieżącej pracy. Większość z nich odchodzi kręcąc głową i próbując ukryć oszołomienie. Bardzo niewielu zrozumiało, ile zyskamy dzięki tej maszynie. — Uderzył pięścią w stół. — Kiedy pomyślę, ile kiedyś mieliśmy, kim byliśmy! I kim znowu możemy być dzięki Siwspowi!
Lessa uśmiechnęła się widząc jego zaangażowanie.
— Zgodnie z tym, co mówi Siwsp, nawet Lądowiska nie zbudowano w jeden dzień. — Zaczęła masować napięte mięśnie na karku i barkach męża. — Jedz, kochany. Już raz poradziliśmy sobie z niedowiarkami. Zrobimy to znowu na nasz własny, niezrównany sposób. — Pochyliła się i pocałowała go w policzek.
— A ty, tak jak zwykle, radzisz sobie ze mną, prawda? — F’lar uśmiechnął się do niej ze smutkiem.
Lessa spojrzała na niego z lekką urazą. Wróciła na swoje krzesło i zabrała się za przerwane śniadanie.
— Dodaję ci otuchy, kochanie moje. — W jej umyśle rozległo się niedowierzające parsknięcie Mnementha. — Nie psuj efektu — powiedziała spiżowemu smokowi.
Dobrze, odparł rozespany Mnementh. Na tym Lądowisku słońce jest rozkosznie ciepłe.
Ramoth entuzjastycznie przyznała mu rację.
W drzwiach pojawił się Sebell, ukłonił się Lessie i F’larowi, a potem skinął na Menolly.
— Mistrz Robinton chce, żeby Menolly dopisano do listy. N’ton wyrazi zgodę w imieniu Przywódców Weyrów. A Fandarel złapał Jancis w drodze do kuchni. Jest potrzebna do szkicowania. Ktoś inny przyniesie klah i jedzenie. — Sebell poczęstował się ostatnim pasztecikiem. — Urządziłyście tu doskonałą salę konferencyjną. — I, obejmując Menolly przez plecy, wyprowadził ją z pokoju.
Lessa rzuciła wymowne spojrzenie na małżonka, on obdarzył ją serdecznym uśmiechem, a potem żarłocznie dokończył pasztecik i sięgnął po owoc.
— A ty jesteś na liście? — spytała Menolly Sebella, gdy już wyszli na korytarz.
Sebell tylko się uśmiechnął i przytulił ją. Szli równym krokiem. Tak jak już nie raz, Sebell dziwił się swemu szczęściu. Udało mu się zdobyć Menolly na swoją towarzyszkę. Nie miał nic przeciwko temu, że część jej serca należała do Mistrza Robintona. On sam też był bardzo oddany staremu harfiarzowi, darzył go szacunkiem i całkowitą lojalnością. Ale Menolly była radością jego życia.