— Nie musi spać, potrzebuje wyłącznie prądu — odpowiedział Sebell. — Gdybyśmy mogli dostarczyć mu energii w nocy, gdy ogniwa słoneczne nie mogą działać, pracowałby przez całą dobę. — Siwsp, nie potrzebujesz snu, prawda?
— Działam tak długo, jak długo otrzymuję dostateczną ilość energii. Sen to ludzka potrzeba.
Sebell puścił oczko do Menolly.
— Nie masz żadnych ludzkich potrzeb? — Menolly domagała się wyjaśnień od Siwspa. Stanęła na wprost ekranu i wepchnęła pięści za pasek.
— Jestem zaprogramowany do optymalnego użytku zgodnie z życzeniem człowieka.
— Siwspie, czyżbym usłyszała obrazę w twoim głosie?
— Zaprogramowano mnie tak, abym się nie obrażał.
Menolly musiała się roześmiać. Później zdała sobie sprawę, że to właśnie wtedy Siwsp stał się dla niej osobowością, i przestała myśleć o nim wyłącznie jak o wspaniałej maszynie wynalezionej przez przodków.
— Menolly? — zawołał Robinton z drugiego końca korytarza, po raz pierwszy opróżnionego z naprzykrzających się gości. — Czy Sebell jest z tobą?
Sebell przesunął się tak, by Mistrz Harfiarz go zobaczył.
— Czy mogłabyś go zastąpić przy Siwspie? — poprosił Robinton. — Zebrało się dość Osób, byśmy mogli urządzić naradę.
Sebell położył dłoń na ramieniu Menolly, by dodać jej otuchy. — Widziałaś, jak prowadziłem spotkania nowych ludzi z maszyną — powiedział. — Jeśli ktoś jeszcze się pojawi, po prostu przedstaw go.
— To nie zadziałało w nocy, kiedy Piemur spróbował przedstawić mnie — pożaliła się Menolly.
Sebell uspokajająco ścisnął jej ranie.
— Mistrz Robinton i F’lar wprowadzili zmiany do protokołu.
— Co to jest protokół?
— Tego słowa używa Siwsp, gdy nie chce mówić o ustaleniach czy uprzejmości. — Pocałował ją szybko w policzek. — Jeżeli na naradzie będzie mowa o czymś ciekawym, wszystko ci powtórzę, przecież wiesz o tym.
— Wiem i jestem zadowolona, że nie muszę wysiadywać na jeszcze jednej — zawołała za nim, gdy je biegł korytarzem do Mistrza Robintona.
Sebell rzeczywiście wiedział, że Menolly nienawidzi formalnych ceremonii. A może teraz to się będzie nazywało „protokoły”? Menolly uśmiechnęła się do siebie, a potem zdała sobie sprawę, że jest sama z Siwspem.
— Siwsp, czy mógłbyś pokazać mi, jak brzmiała muzyka przodków?
— Wokalna, kameralna, symfoniczna?
— Wokalna — odpowiedziała Menolly bez wahania, obiecując sobie, że usłyszy też inne formy, gdy tylko będzie miała okazję.
— Klasyczna, antyczna, nowoczesna? Współczesny folk, czy popularne pieśni? Z instrumentalnym akompaniamentem, a może a cappella?
— Skoro mamy wolną chwilę, pozwól mi usłyszeć cokolwiek.
— Cokolwiek jest nieprecyzyjną kategorią. Sprecyzuj.
— Wokalna, popularna, z instrumentami.
— Odtworzę ci pieśń, która zostali nagrana podczas Uroczystości Lądowania.
I nagle pokój wypełnił się muzyką. Menolly natychmiast rozpoznała kilka instrumentów: gitarę, skrzypce i dźwięki jakichś piszczałek, a potem głosy, niewyuczone, lecz entuzjastyczne i muzykalne. Melodia była przejmująco znajoma, jednak nie rozumiała słów, choć śpiewający mieli dobrą dykcję. Co za niewiarygodna jakość dźwięku! Nie zniszczona przez czas, tak jakby muzycy i śpiewacy byli obecni w tym pokoju. Kiedy pieśń się skończyła, Menolly jeszcze długo milczała.
— Jesteś zadowolona, Mistrzu Menolly?
Menolly, słysząc normalny głos Siwspa, odzyskała panowanie nad sobą.
— Och, to było cudowne! Ja też znam tę melodię. Jak… osadnicy — tak, pomyślała, Lessa miała rację nazywając ich tym mniej onieśmielającym mianem. — Jak nazywa się ten utwór?
— To „Dom na Prerii”. Jest zaklasyfikowana jako zachodnioamerykańska muzyka ludowa. Ma wiele wersji, i wszystkie zostały włączone do plików, gdyż ludzie to uwielbiali.
Menolly poprosiłaby, żeby Siwsp odegrał jej znacznie więcej melodii, ale niestety do pokoju wszedł Piemur. Niósł dziwaczne urządzenie, z szeroką wstęgą cienkich pasków zwisających z jednej strony. Przód urządzenia przypominał część blatu Siwspa, z seriami wklęśnięć w pięciu uporządkowanych rzędach pod cienką płachtą czegoś, co wyglądało na plastik.
— Piemurze, połóż to łaskawie na panelu. Na wysokości twojej głowy — poprosił Siwsp. — Zapadło długie milczenie, potrzebne na ocenę. — Wygląda na to, że części zostały właściwie złożone. Ostatecznym sprawdzianem będzie aktywacja, ale z tym musimy poczekać na źródło energii. Jak Mistrz Terry radzi sobie z okablowaniem?
— Nie wiem. Pracuje w innym pokoju. Zaraz pójdę sprawdzić. Menolly, proszę, potrzymaj tę tackę. Wolałbym jej nie upuścić. — Uśmiechając się sowizdrzalsko, Piemur złożył swój ciężar w jej ramionach i wybiegł na korytarz.
— Co tu masz? — spytała Jancis, zjawiając się z podobnym przedmiotem w dłoniach.
Menolly wyjaśniła, o co chodzi, i obserwowała, jak Jancis powtarza czynności Piemura. Zaraz za nią przyszedł Benelek, mądry syn Lorda Groghe’a, który był teraz uzdolnionym czeladnikiem kowalskim. Według Fandarela, miał on mnóstwo nowych pomysłów. Menolly nie była więc wcale zdziwiona widząc, że Benelek tu pracuje.
Gdy tylko Siwsp zaaprobował ich działania, Benelek spytał, o jakiej porze może się do niego podłączyć.
— Gdy tylko będzie prąd. Tak więc, czeladniku Benelku, podczas gdy i tak musisz czekać, byłoby dobrze gdybyś zabrał się za składanie terminali — odparł Siwsp. — Z częściami, które już mamy, można złożyć co najmniej dziesięć. W dwóch trzeba wymienić ekrany. Mam nadzieję, że Mistrz szklarski będzie tak dobry i zajmie się tym.
— Naprawdę nie rozumiem, Siwspie, jak będziesz mógł poradzić sobie z dwunastoma osobami jednocześnie — zastanawiała się na głos Menolly.
— Grasz na więcej niż jednym instrumencie, prawda? To znaczy, o ile poprawnie zrozumiałem sposób nauczania w twoim Cechu.
— Tak, ale nie jednocześnie.
— Ja składam się z wielu części, które mogą działać osobno w tym samym czasie.
Menolly rozważała tę informację, niepewna, co odpowiedzieć. Na szczęście, gdy jej przedłużające się milczenie mogłoby się wydać niegrzeczne, przybiegł Mistrz Terry, cały oplatany pętlami kabli.
Rozdział III
W odnowionej sali konferencyjnej na nadzwyczajnej naradzie zebrało się siedmiu Lordów Warowni, ośmiu Mistrzów Rzemiosła oraz ośmiu Przywódców i cztery Władczynie Weyrów. Protokołował Czeladnik Harfiarz Tagetarl.
F’lar wstał i objął przewodnictwo zebrania, chociaż wszyscy widzieli, że miał na to ochotę Mistrz Robinton. Wielu zdało sobie również sprawę z tego, że stary harfiarz od wielu Obrotów nie był równie ożywiony i pełen energii. Przyjęli więc, że plotki o pogorszeniu jego zdrowia musiały być znacznie przesadzone. Zauważono także, że Przywódcy Weyru Benden wyglądali na mniej zdesperowanych. Byli niemal weseli i pełni optymizmu.
— Zdaje się, że wszyscy zostaliście przedstawieni Siwspowi — zaczął F’lar.
— Przedstawieni? Gadającej ścianie? — parsknął Lord Corman z Igen.
— To coś więcej, niż tylko gadająca ściana — stwierdził Robinton, cierpko spoglądając na Cormana, który aż się zaczerwienił, zaskoczony niespodziewaną gwałtownością starego harfiarza. Szturchnął porozumiewawczo Lorda Bargena z Warowni Dalekich Rubieży.
— Znacznie więcej, niż tylko ściana — potwierdził F’lar. — Siwsp jest inteligentną maszyną, skonstruowaną przez pierwszych osadników na Pernie. Zawiera nieskończenie wiele informacji, cenną wiedzę, która może nas nauczyć, jak polepszyć życie w Warowniach, Cechach i Weyrach. — Wziął głęboki oddech. — Oraz jak całkowicie zniszczyć Nici.