— Nie musimy prosić tego stworzenia o pozwolenie? — spytał Bargen.
— Siwsp jest wielce uprzejmy — wyjaśnił Robinton, uśmiechając się radośnie.
Poszli więc do pokoju Siwspa: trzej Lordowie Warowni, Przywódcy i Władczynie Weyrów, oraz Mistrzowie Cechów. Terry już tam był. Wydawał się bardzo z siebie zadowolony. Właśnie odpędzał ludzi od zwoju kabli, który ciągnął się od maszyny i szedł dalej wzdłuż ściany po lewej stronie na zewnątrz, i do przyległego pokoju. Wysoko w ścianie po prawej stronie wstawiono okno, umożliwiając dopływ świeżego powietrza. Ławek i stołków wystarczyło dla prawie wszystkich, nawet dla Lorda Groghe, który zdecydował się wysłuchać opowieści Siwspa po raz drugi. Menolly stanęła obok Sebella. Wzięła go za rękę i uścisnęła, gdy pierwszy obraz Pernu w czarnej przestrzeni kosmicznej rozjaśnił ekran.
— To jest zdumiewające! — wykrzyknął Bargen, ale był jedyną osobą, która się odezwała, zanim Siwsp zakończył swoją relację widokiem pojazdu powietrznego znikającego w opadzie popiołów na zachodzie. Potem, lekko oszołomiony, zamruczał: — Corman jest skończonym głupcem. Norist też.
— Dziękujemy ci, Siwspie — powiedział Lord Groghe z Warowni Fort, wstając i rozprostowując zesztywniałe kończyny. — Widziałem to już wczoraj, ale było warto zobaczyć te wydarzenia jeszcze raz. Będę tu przychodził, kiedy tylko mi się to uda. — Skinął głową F’larowi. — Wiesz, że popieram jeźdźców smoków. Wy też ich poprzecie, Warbrecie, Bargenie, prawda? — spytał, groźnie wysuwając brodę do przodu, gotów wymusić na nich potwierdzenie.
— Myślę, że musimy, Warbrecie — powiedział Bargen. Wstał i uprzejmie ukłonił się F’larowi, a potem Mistrzowi Robintonowi. — Dobrego dnia, panowie. I, powodzenia.
Inni Lordowie wyszli wraz z nim.
— Nie zamierzam tłumić waszego optymizmu — odezwał się jeden z jeźdźców, G’dened — ale Siwsp nie powiedział, jak właściwie ma zamiar zlikwidować Nici.
— Nie, nie powiedział, prawda? — poparł go inny jeździec R’mart, potrząsając głową jakby chciał oczyścić umysł po wszystkim, co usłyszał. — Przodkowie mieli o wiele więcej narzędzi i maszyn, no i te pojazdy. Jeśli oni nie potrafili pozbyć się Nici, jak my mamy to zrobić?
— Wszystko w swoim czasie — odpowiedział im Siwsp. — Ostatniej nocy uzyskaliśmy kilka istotnych informacji. Najważniejsza dla was jest ta, że za cztery lata, dziesięć miesięcy i dwadzieścia siedem dni będzie możliwe wytrącenie na stałe zabłąkanej planety z jej obecnej orbity. Zbliży się ona wówczas do orbity waszej piątej planety, daleko od Rukbatu, a gdy zepchniemy ją z dotychczasowej drogi, pociągnie kłęby Nici daleko poza Pern.
Siwsp przykuł uwagę wszystkich w pokoju, bo na ekranie rozbłysnął model układu Rukbatu. Planety poruszały się z wolna wokół gwiazdy, a wędrowiec przechodził pod kątem do nich.
F’lar roześmiał się słabo.
— Smoki Pernu są silne i pracowite, ale nie sądzę, by mogły przesunąć Czerwoną Gwiazdę.
— Nie będą nawet próbowały — wyjaśnił Siwsp — gdyż stanowiłoby to śmiertelne niebezpieczeństwo dla nich samych i dla jeźdźców. Ale mogą wykonywać inne niezbędne zadania przygotowawcze, które pozwolą dokonać stałej zmiany orbity tej planety.
Raz jeszcze wszyscy zamilkli.
— Chciałbym dożyć tego dnia! — gorączkował się G’dened. — Gdybyśmy tylko mogli tego dokonać, zgodziłbym się lecieć pomiędzy następne czterysta lat w przyszłość.
— Dlaczego nasi przodkowie sobie z tym nie poradzili, skoro jest to możliwe? — spytał R’mart.
— Planeta znajdowała się wówczas w tak niedogodnym położeniu wobec Pernu, że nie mogliśmy działać od razu. — Siwsp znowu zamilkł na chwilę, a potem mówił dalej tonem, w którym Mistrz Robinton usłyszał ironię. — A zanim dokonałem koniecznych obliczeń, wszyscy udali się na północ, pozostawiając mnie bez łączności z operatorami. — Siwsp znów chwilą milczał, a potem podjął: — Smoki, które wyhodowaliście, dzięki swoim rozmiarom i sile będą niezbędne dla powodzenia projektu. Jeśli tego chcecie.
— Jasne, że chcemy! — wykrzyknęli z oburzeniem jeźdźcy Tgellan i T’bor, a wszyscy inni jeźdźcy smoków zerwali się na równe nogi. Mirrim ścisnęła ramię Tgellana. Na jej twarzy malowała się determinacja.
— Nie tylko F’lar żyje marzeniem o wyeliminowaniu Nici — dodał N’ton. — Również inni zrobią wszystko, by raz na zawsze ich się pozbyć.
Po policzkach D’rama, najstarszego z jeźdźców, płynęły łzy.
— Wszyscy gorąco tego pragniemy, Siwspie. Nawet ja, stary człowiek, i mój staruszek smok!
Z zewnątrz doszedł ich chór ryczących smoków, głęboki bas spiżowych, dźwięczne soprany królowych, wysoki przenikliwy ton zielonej Path Mirrim.
— Nie będzie to łatwe zadanie — kontynuował Siwsp — a wy musicie się wiele nauczyć, żeby w wybranym dniu osiągnąć sukces.
— Dlaczego mówisz o czterech Obrotach, dziesięciu miesiącach i iluś tam dniach? — zapytał K’van, najmłodszy Przywódca Weyru.
— Dwadzieścia siedem dni — poprawił go Siwsp. — Dlatego, że dokładnie wtedy otworzy się okno startowe.
— Okno? — K’van spojrzał bezwiednie na to nowe, w ścianie.
— Jako jeździec, zawsze zabierasz smoka w dokładnie określone miejsce, gdy idziesz w pomiędzy, prawda? — K’van nie był jedynym jeźdźcem, który przytaknął. Siwsp mówił dalej. — Jest to jeszcze ważniejsze, kiedy podróżuje się w przestrzeni kosmicznej.
— Będziemy podróżować w kosmosie? — spytał F’lar, wskazując na ekran, na którym przez chwilę widzieli, czym jest przestrzeń kosmiczna.
— W pewnym sensie. Za jakiś czas zrozumiecie terminy dotyczące waszych nowych zadań. Teraz powiem wam tylko, że okno w słownictwie podróży kosmicznych oznacza okres, w którym istnieje możliwość dotarcia do celu. Jeżeli mamy osiągnąć sukces…
— Jeżeli? — krzyknął R’mart. — Przecież powiedziałeś, że to możliwe! — i spojrzał oskarżycielsko na F’lara.
— Plan jest możliwy do zrealizowania i ma pełne szansę powodzenia, jeśli dokona się całej pracy przygotowawczej — powiedział Siwsp twardo. — Ale sukces będzie zależał od tego, czy przyswoicie sobie nowe umiejętności i wiedzę. To oczywiste, że chociaż jeźdźcy smoków są oddani sprawie, mają też niewiele wolnego czasu. Jednak do wykonania zadania potrzebujemy wszystkich smoków i jeźdźców, a także poparcia ze strony Cechów oraz Lordów Warowni, którzy pozwolą swoim ludziom zająć się pracami pomocniczymi. Będzie najlepiej, jeśli do projektu zostaną włączeni wszyscy mieszkańcy planety tak, jak to było za czasów waszych przodków.
— Nadal nie rozumiem, dlaczego oni nie rozwiązali tego problemu, kiedy mieli na to szansę — odezwał się znowu R’mart.
— Wasi przodkowie nie mieli tak ogromnych i mądrych smoków, jak wasze. Gatunek ewoluował i przekroczył początkowe specyfikacje genetyczne. Jeśli przejrzycie się… — Na ekranie pojawiły się dwa smoki. — Spiżowy to Carenath, jego jeźdźcem jest Sean O’Connell, a ten drugi to Faranth z jeźdźczynią Sorką Hanrahan. — Potem Siwsp pokazał dwa inne smoki, trzy razy większe od poprzednich. — A oto Ramoth i Mnementh. Skala jest taka sama.
— Patrzcie, ten spiżowy nie jest nawet tak duży, jak Ruth — wykrzyknął T’bor, rzucając przepraszające spojrzenie na Przywódców Weyru Benden.
— Rzeczywiście — przyznał F’lar bez gniewu. — Siwspie, zrozumieliśmy, o co ci chodzi. A więc, jak mamy zacząć naukę, o której mówisz?