— Nie zaczniecie jej od razu dziś — wyjaśnił Siwsp. — Najpierw trzeba uzyskać odpowiednio mocne źródło energii. Mistrz Fandarel jest tak uprzejmy, że się tym już zajmuje, na swój własny, skuteczny sposób. — Mistrz Robinton obrócił się gwałtownie i wpatrzył w ekran. Siwsp mówił dalej. — Drugi priorytet, to instalacja dodatkowych stanowisk. Trzeci, to dostateczna ilość papieru. Czwarty…
F’lar roześmiał się i zamachał obiema rękami.
— Wystarczy, Siwspie. Gdy rzemieślnicy uporają się z twoimi zamówieniami, będziemy gotowi do nauki. Obiecuję ci to.
Mistrz Terry wstał i poprawił swój ciężki pas z narzędziami.
— Czy moglibyście już wyjść? — spytał uprzejmie. — Muszę zrobić więcej przyłączeń do Siwspa, a wy plączecie mi się pod nogami.
— W sali konferencyjnej na pewno jest teraz dość jedzenia i picia — powiedziała Lessa dyplomatycznie, zachęcając wszystkich do opuszczenia pokoju.
Mistrz Robinton zaczekał, aż inni wyjdą na korytarz. Spojrzał na Terry’ego, który już układał kable i mruczał coś do siebie pod nosem.
— Siwspie — odezwał się szeptem — czy ty masz poczucie humoru?
Odpowiedź nadeszła dopiero po dłuższej chwili.
— Mistrzu Robintonie, maszyny nie są zaprogramowane tak, żeby mieć uczucia. Ja jestem zaprogramowany do porozumiewania się z ludźmi.
— To nie jest odpowiedź.
— Jest to swego rodzaju wyjaśnienie.
Mistrz Robinton musiał się tym zadowolić.
Czterej jeźdźcy smoków ze Wschodniego Weyru poszybowali spiralą w dół, w stronę zbocza wzgórza ponad tamą. Z początku największe zainteresowanie budziło Lądowisko, ponieważ, jak dotąd, nikt nie miał okazji poszukiwać reliktów rzemiosła osadników wokół pobliskich wzgórz. A teraz okazało się, że czeka ich jeszcze jedna niespodzianka, sztuczne jezioro. Swego czasu Fandarel spiętrzył parę strumieni podczas Obrotów spędzonych jako uczeń i czeladnik w Siedzibie Cechu Kowali, i teraz rozpoznał ten obiekt.
Jezioro rozciągało się jak długi, lśniący palec, ograniczony dwiema wysokimi skarpami. Tamę wybudowano na zwężeniu w jego południowo-wschodnim krańcu. Chociaż ściana została przerwana i dwie kaskady spadały wdzięcznie do potoku poniżej, była to nadal największa tama, jaką Fandarel kiedykolwiek widział.
Mistrz Fandarel uświadomił sobie, że cudem był nie tyle sam fakt zbudowania tamy, ile to, że tak wiele z niej przetrwało dwa i pół tysiąca Obrotów. Jednak gdy brązowy Pranith D’clana przelatywał nad szczytem, Fandarel mógł dojrzeć, że czas pozostawił swój ślad na tamie. Wyglądało to tak, jakby stworzenie, większe nawet niż smok, wycięło na szczycie rowki, tworząc ujścia dla wodospadów, które przez nie spadały. Na pewno powodzie nieustannie przepychały tu skały lub osady, i stąd te zniszczenia. Pociągnął D’clana za rękaw i gorączkowo wskazywał grubym palcem w dół. D’clan kiwnął głową, a w następnej chwili Pranith zawęził spiralę i poszybował w stronę niewielkiego Lądowiska z lewej strony.
Ze zręcznością, której pozazdrościłoby mu wielu młodszych i sprawniejszych mężczyzn, Fandarel ześliznął się z brązowego karku smoka i lekko wylądował na ziemi. Natychmiast padł na kolana, by grubym nożem zeskrobać błoto i zaschniętą ziemię. Chciał przyjrzeć się bliżej materiałowi, z którego zbudowana została tama.
— Siwsp powiedział, że to plastobeton — mruknął pod nosem, gdy dołączyła do niego reszta zespołu. Evan, czeladnik, który często przekładał jego natchnione projekty na solidną rzeczywistość, był spokojnym człowiekiem. Bez zdziwienia przyjmował instrukcje od „gadającej ściany”. Belterak prawie tak samo posiwiały jak Fandarel, dobrze znał swoje rzemiosło, i miał ustalone zwyczaje przy pracy. Kontrastował z nim kapryśny, sprawiający kłopoty, ale silny jak zwierzę pociągowe Fosdak. Ostatni był Silton, pracowity młody człowiek, odznaczający się taką samą wytrwałością, jak Mistrz Terry. — Zbudowali to z plastobetonu — mówił dalej Fandarel — materiału, który przetrwał tysiące Obrotów. Na Skorupę Pierwszego Jaja, musieli być genialnymi rzemieślnikami!
Trzy smoki były tak samo zainteresowane tamą, jak ludzie. Ze skrzydłami złożonymi na grzbietach chodziły wzdłuż szerokiego szczytu, i wszystkiemu się przyglądały. Nagle V’line zaśmiał się i powiedział głośno, że jego brązowy Clarinath chce wiedzieć, czy ma czas na kąpiel. Zachwycił się wodą, bo wygląda na wyjątkowo czystą i przejrzystą.
— Później — poprosił Fandarel, nie przerywając inspekcji budowli.
— Zdumiewająca konstrukcja — mruknął Evan. Spojrzał ponad krawędzią. — Fandarelu, widać, dokąd w różnych okresach dochodziła woda. Przez wiele Obrotów chyba nie podnosiła się wysoko, chociaż z pewnością od czasu do czasu zdarzały się powodzie. — Podszedł do strumienia, i wskazał w dół i na lewo. — Tam, Mistrzu, właśnie tam nasi przodkowie mieli swoją elektrownię.
Fandarel zmrużył oczy i osłonił je wielką ręką, a potem z zadowoleniem skinął głową, bo dostrzegł pozostałości elektrowni. Coś musiało na nią spaść z góry. Prawdopodobnie ten sam gruz, który z niezwykłą siłą przerwał tamę.
— D’clanie, czy mogę poprosić ciebie i Pranitha, żebyście zabrali nas tam na dół? Evan i ja pójdziemy pierwsi, żeby upewnić się, że jest to bezpieczne.
D’clan i Pranith uprzejmie spełnili tę prośbę. Smok znalazł dość miejsca, aby usiąść koło ruin. Z całej budowli pozostały jedynie podtrzymujące dach ciężkie belki, i wewnętrzne ściany, przycementowane do nagiej skały. Ale podłoga, mimo grubej na długość noża warstwy naniesionej przez wiatry ziemi, nie była zniszczona.
— Evanie, młodzi mają wystarczająco silne plecy, więc niech to oczyszczą — powiedział Fandarel. — D’clanie, możesz tu zawołać pozostałych? Potem smoki mogą iść popływać.
— Spędzają więcej czasu w wodzie niż w powietrzu — poskarżył się D’clan. — Spiorą sobie skórę, jeśli nie będą uważać, a smok z uszkodzoną skórą jest do niczego w pomiędzy. — Ale w jego tonie było więcej serdeczności niż niezadowolenia.
Gdy pomocnicy zaczęli wybierać szuflami błoto, Fandarel i Evan dokonali dokładnych pomiarów całego obszaru, a potem wyliczyli, gdzie zainstalować nowe koło wodne. Evan zręcznie wykonał wstępny szkic, a Fandarel zaakceptował jego projekt. Potem mrużąc oczy patrzył wkoło, na wysoką, gładką powierzchnię tamy i wzgórza.
— Gdy ustalimy, co tu trzeba zrobić, wrócimy do Telgaru, aby zebrać wszystkie potrzebne materiały. — Uśmiechnął się do Evana. — Mamy przed sobą całkiem nowe zadanie, prawda? I możemy się posłużyć prawdziwymi planami.
— Dzięki temu praca będzie bardziej skuteczna — odparł spokojnie Evan.
— Mój drogi F’larze — powiedział Robinton uspokajająco do Przywódcy Weyru, który był bardzo rozczarowany tym, że nie zdołał uzyskać pełnego poparcia Lordów Warowni — Siwsp najwyraźniej wywarł wrażenie na Laradzie, Asgenarze, Groghem, Toronasie, Bargenie i Warbrecie, a także na Jaxomie. Siedmiu z szesnastu to nieźle jak na początek. Oterel jeszcze się waha, a Corman zawsze potrzebuje czasu, żeby wszystko przemyśleć. Laudey cię poprze. Będziesz miał dosyć pracowników do oczyszczenia tej zapuszczonej jaskini. — Robinton położył rękę na ramieniu F’lara i lekko je uścisnął. — F’larze, tak gorąco pragniesz pozbyć się Nici i, moim zdaniem, jest to twój najważniejszy obowiązek. Natomiast zarządzanie Warowniami jest obowiązkiem Lordów, ale oni czasami nie biorą pod uwagę całokształtu sytuacji. K’vanie, chciałeś coś powiedzieć? — Harfiarz zauważył, że młody Przywódca Południowego Weyru niespokojnie kręci się pod ścianą. — Czyżbym zmonopolizował F’lara, podczas gdy ty chcesz z nim porozmawiać?