— Czy wolno mi wtrącić słówko? — spytał grzecznie K’van.
— Mój kielich jest pusty. — Z łobuzerskim uśmiechem Robinton poszedł z powrotem do przeładowanego jedzeniem stołu w poszukiwaniu bukłaka z winem.
— Zapraszaliście dziś Lorda Torika? — spytał niepewnie K’van.
— Oczywiście. — F’lar poprowadził K’vana w róg pokoju, bo nie chciał, by wciągnięto ich do ożywionej rozmowy, którą prowadzili pozostali Przywódcy Weyrów. — Poleciłem Breidemu, by go powiadomił.
K’van zdobył się na przelotny uśmiech. Obaj wiedzieli, że główną funkcją Breidego na Lądowisku było składanie raportów Lordowi Warowni Południowej o wszystkim, co mogło go zainteresować. Jednak z powodu swojej służalczości Breide często dostarczał takiej masy banalnych informacji, że Torikowi nie chciało się dokładnie czytać raportów.
— Próbuje zdobyć wystarczającą armię, aby usunąć Denola i jego ludzi z Wielkiej Wyspy — raportował K’van. Wszyscy wiedzieli, że Torik nie pozwoli, by banda rebeliantów przywłaszczyła sobie wyspę, którą uznawał za część swojej Warowni.
— Sądziłem, że już to osiągnął — powiedział ze zdziwieniem F’lar. — Torik jest bardzo stanowczym człowiekiem.
— Uważa również stanowczo, że mój Weyr powinien mu w tym pomóc. — K’van powiedział to z cierpkim uśmiechem.
— K’vanie, tego nie możesz zrobić! — wykrzyknął ze złością F’lar.
— To prawda, i próbowałem mu wyjaśnić, że Weyr nie istnieje dla jego wygody.
— No i jak to przyjął?
— Nie uznaje mojej odmowy za ostateczną. — K’van urwał i wzruszył bezradnie ramionami. — Wiem, że jak na Przywódcę Weyru jestem za młody…
— K’vanie, nie przejmuj się swoim młodym wiekiem. Jesteś doskonałym Przywódcą. Mówili mi o tym wszyscy starsi jeźdźcy pozostający pod twóją komendą.
K’van był wystarczająco młody by, słysząc taką pochwałę z ust najważniejszego Przywódcy Weyru, zaczerwienić się z radości.
— Torik by się z tym nie zgodził — oświadczył skromnie, ale z dumą wyprostował plecy.
F’lar nie mógł zaprzeczyć, że po młodzieńczemu szczupły K’van uległby w fizycznej konfrontacji z wysokim i potężnym Lordem Południowej Warowni. W czasie, gdy Heth K’vana odbył lot godowy z królową jeźdźczyni Adrei, Torik z zachwytem przyjąłby Przywódcę. Weyru wyszkolonego w Bendenie. Ale wówczas nie musiał się jeszcze zmagać z bezczelną rebelią w swojej Warowni.
— Najpierw — mówił dalej K’van — Torik chciał, żeby Weyr sprowadził swoich wojowników na wyspę. Kiedy odmówiłem, powiedział, że moim obowiązkiem wobec Warowni jest wyjawienie, gdzie rebelianci mają swój obóz. Argumentował, że skoro przelatujemy nad wyspą podczas Opadu, musimy widzieć, gdzie się znajdują, a ta informacja pomoże mu w stłumieniu rebelii. Kiedy odmówiłem, zaczął wmawiać starszym jeźdźcom brązowych smoków, że jestem zbyt młody, aby wiedzieć, co się należy Lordowi Warowni.
— Jednak mam nadzieję, że nic nie osiągnął — powiedział twardo F’lar.
K’van pokiwał twierdząco głową.
— Masz rację. Powiedzieli mu, że Weyr nie zajmuje się takimi sprawami. Wtedy… — młody Przywódca Weyru zawahał się.
— Co się wówczas stało? — ponaglił go F’lar.
— Próbował przekupić jednego z moich niebieskich jeźdźców obietnicą znalezienia mu odpowiedniego przyjaciela.
— Nie do wiary! — F’lar spoważniał. Z irytacją odgarnął włosy z czoła. — Lessa! — zawołał swoją partnerkę.
Kiedy F’lar wyjaśnił jej problem K’vana, ona też była rozjątrzona.
— Wydawałoby się, że akurat teraz powinien mieć tyle rozumu, by nie dręczyć jeźdźców smoków — powiedziała sucho, bo wiadomość ją rozzłościła. Widząc pełne lęku spojrzenie K’vana, lekko położyła mu rękę na ramieniu, by dodać mu otuchy.
— To nie twoja wina, że Torik jest chciwy jak Bitranin.
— Raczej zdesperowany — uściślił K’van z cieniem uśmiechu. — Mistrz Idarolan powiedział mi, że Torik zaoferował mu fortunę w kamieniach szlachetnych i świetny port, jeśli pożegluje z karną ekspedycją na Wielką Wyspę. Ale on tego nie zrobi. Co więcej, rozkazał wszystkim innym Mistrzom Żeglarzom, by nie pomagali Torikowi w tej sprawie. A oni go posłuchają.
— Torik ma własne statki — wykrzyknęła Lessa z irytacją.
K’van już uspokoił się na tyle, by wykrzywić usta w szyderczym uśmiechu.
— Ale żaden z nich nie jest dość duży i nie przewiezie dostatecznej liczby wojowników, by usunąć Denola. Na ekspedycje Torika nieustannie napadano i jego ludzie odnosili takie rany, że stawali się bezużyteczni, albo też rebelianci ich brali w niewolę. — K’van uśmiechnął się jeszcze bardziej złośliwie. — Muszę przekazać Denolowi, że jest… sprytny. Ale chciałem wam powiedzieć o tym wszystkim zanim dotrą do was kłamstwa i plotki… lub inni Lordowie Warowni poskarżą się na nasze postępowanie.
— Oczywiście, K’vanie, wysłuchaliśmy cię z najwyższym zainteresowaniem — nagrodził go F’lar pochwałą.
— Musimy kiedyś znaleźć czas, by odwiedzić Lorda Torika — powiedziała Lessa. W jej oczach zamigotała stal. Potem paskudnie się uśmiechnęła. K’van poczuł ulgę, że Lessa nie zwraca się przeciwko niemu.
— Lord Torik potrzebuje pełnego raportu na temat Siwspa i o tym, co się działo tu, na Lądowisku. F’larze, sądzę, że sami powinniśmy go poinformować, prawda? — zasugerowała Lessa.
— Nie wiem tylko, kiedy nam się to uda — powiedział F’lar z westchnieniem. — Ale jakoś znajdziemy na to czas. K’vanie, trzymaj swój Weyr z dala od waśni Torika.
— Oczywiście.
Przywódcy Weyru Benden nie mieli wątpliwości, że K’van zastosuje się do ich próśb. Znali K’vana jako zdecydowanego i odpowiedzialnego młodzieńca, a teraz, gdy osiągnął wiek męski, te cechy stały się jeszcze wyraźniejsze. Będzie się przeciwstawiał Torikowi chociażby dlatego, że Torik nie wierzył w jego umiejętności.
— Teraz, proszę, włóż tę wtyczkę — powiedział Siwsp Piemurowi, ilustrując to odpowiednim rysunkiem na monitorze — w to gniazdko. — Kiedy Piemur wypełnił polecenie, Siwsp instruował go dalej. — Na dole monitora powinno się ukazać zielone światło.
— Nic takiego nie ma — odparł Piemur i potężnie westchnął. Mimo wszystko starał się zachować cierpliwość.
— W takim razie, mamy gdzieś złe połączenie. Zdejmij osłonę i sprawdź karty, płytę główną, urządzenia wejścia i wyjścia oraz pamięć — poprosił Siwsp. Piemura wcale nie pocieszył fakt, że Siwsp nie przejął się jeszcze jedną porażką. Dlaczego ta maszyna jest tak cholernie metodyczna i nieczuła? — Żeby maszyna mogła normalnie funkcjonować, musi być zmontowana zgodnie z projektem konstrukcyjnym. To pierwszy krok. Piemurze, bądź cierpliwy. To tylko kwestia odkrycia, które połączenie jest błędne.
Piemur zorientował się, że usiłuje zgiąć śrubokręt, którym się posługiwał. Jak Siwsp mógł wyczuć jego zniecierpliwienie? Wziął głęboki oddech i, nie ośmielając się patrzeć na boki, gdzie Benelek i Jancis koncentrowali się na własnej pracy, zdjął po raz kolejny pokrywę urządzenia. Zajmowali się tym nudnym i wymagającym dokładności zadaniem odkąd Terry ułożył wszystkie druty i kable zgodnie z życzeniem Siwspa. Piemura nie pocieszało, że Benelek, tak uzdolniony do mechaniki i odznaczający się zręcznymi rękami, wcale nie radził sobie lepiej. Zresztą Jancis również nie szło dobrze, chociaż jej niepowodzenia martwiły go raczej ze względu na nią samą. Od skurczu Piemura bolały ramiona, jego palce sztywniały od wszystkich tych wymagających dokładności ruchów, i miał już dość całego projektu. Z początku wydawało się, że sprawa jest prosta. Trzeba było tylko znaleźć kartony przechowywanych w jaskiniach części zamiennych, odkurzyć je i podłączyć. Niestety, to nie było wszystko. Najpierw Siwsp poprosił, żeby nauczyli się, do czego służy każda część: klawiatura, ciekłokrystaliczny ekran, pudło komputera i kody do aktywacji. Na szczęście, gdy przyszło do naprawiania zepsutych połączeń, Jancis i Benelek umieli sobie z tym poradzić. Raz czy dwa Piemur narobił błędów, ale niebawem dogonił resztę. Jeżeli ktoś raz nauczy się grać na instrumentach, ma palce tak wyćwiczone, że szybko przystosują się do nowego zadania. Ale początkowy entuzjazm, który ożywiał Piemura od świtu, już dawno się wyczerpał. Utrzymywała go w ryzach wyłącznie świadomość, że ani Jancis, ani Benelek się nie poddadzą.