— Zacznijmy jeszcze raz — rozległ się niezmienny, spokojny głos Siwspa. — Sprawdzimy każdy panel, aby upewnić się, że nie ma uszkodzeń lub pęknięć w obwodach i czipach.
— Zrobiłem to już dwa razy — żachnął się Piemur, zaciskając zęby.
— Więc trzeba to zrobić jeszcze raz. Użyj szkła powiększającego. Moje wykresy były niewielkie, bo mogliśmy je powiększać. Na Ziemi nie potrzebowaliśmy większych, ale tu musimy postępować powoli, krok po kroku.
Walcząc o to, by jakoś się opanować, Piemur sprawdzał czipy, obwód za obwodem, opornik za opornikiem, kondensator za kondensatorem. Koraliki i srebrzyste linie, które jeszcze tak niedawno go fascynowały, teraz stały się przekleństwem, po prostu kłopotem. Naprawdę żałował, że kiedykolwiek zobaczył te cholerne rzeczy.
Szczegółowa obserwacja nie ukazała mu żadnej usterki. Tak więc, kontrolując swoje palce jak tylko mógł, odłożył ostrożnie komponenty na wyznaczone miejsce. Wszystkie weszły dokładnie tam, gdzie miały wejść.
— Upewnij się, że każda karta jest właściwie umocowana w rowkach — powiedział Siwsp jak zwykle spokojnie.
— Właśnie to zrobiłem! — Piemur wiedział, że zabrzmiało to płaczliwie, ale wobec niewzruszenia Siwspa, trudno mu było zachowywać się rozsądnie. Jednak zaraz wrócił mu dobry humor. Maszyny, uświadomił sobie, robią tylko to, do czego zostały zaprogramowane. Nie mają uczuć, które by przeszkadzały w bezproblemowym wykonaniu ich obowiązków.
— Piemurze, zanim odłożysz na miejsce pokrywę, dmuchnij lekko na urządzenie, aby upewnić się, że nie ma drobin kurzu zatykających połączenia.
Mistrz Esselin radził sobie dobrze z rekonstrukcją budynku Siwspa, ale ta praca wznosiła chmury kurzu, którego część mimo podjętych ostrożności przenikała do pomieszczenia.
Piemur ostrożnie dmuchnął, założył pokrywę i umocnił ją wtyczką. Zabrało mu chwilę zanim zorientował się, że zielone światło świeci się na panelu dokładnie tam, gdzie miało się świecić, i że na ciekłokrystalicznym ekranie pojawiła się litera. Wykrzyknął z radości, wprawiając w popłoch Jancis i Benelka.
— Nie rób tego, Piemurze — skarcił go młody czeladnik, patrząc spode łba. — Mało brakowało, a byłbym dokonał złego połączenia.
— Piemurze, to naprawdę działa? — Jancis uniosła oczy, w których malowała się nadzieja.
— Rusza, gdy zapala się zielone światełko! — wykrztusił Piemur, zacierając ręce i ignorując kwaśne spojrzenie Benelka. — W porządku, Siwsp, co mam teraz zrobić?
— Używając liter na klawiszach przed tobą, wystukaj CZYTAJ MNIE.
Mozolnie wyszukując poszczególne litery, Piemur wystukał polecenie. W tej samej chwili ekran na wprost niego rozkwitł słowami, cyframi i literami.
— Hej, wy dwoje, popatrzcie. Słowa! Ekran jest pełen słów!
Benelek tylko spojrzał z irytacją, ale Jancis stanęła za Piemurem i podziwiała rezultat. Potem z aprobatą poklepała go po ramieniu i wróciła do swojego zadania.
— Czytaj uważnie i zapamiętaj informacje wyświetlone na ekranie — powiedział Siwsp. — W ten sposób nauczysz się wchodzić w programy, których potrzebujesz do odnalezienia kolejnych informacji. Jeśli przyswoisz sobie te nazwy, będziesz zręczniejszym operatorem.
Piemur przeczytał wszystko kilka razy, ale wcale nie uważał, że jego wiedza się poszerzyła. Wyglądało na to, że znane mu słowa znaczyły więcej niż powinny. Westchnął i znowu zaczął od początku strony. Słowa były zawodem harfiarza, a on nauczy się tych nowych interpretacji, nawet jeśli zabierze mu to pełen Obrót.
— Też to mam! — krzyknęła Jancis radośnie. — Też mam zielone światełko!
— A więc wszyscy troje je mamy — powiedział Benelek z zadowoleniem. — Siwspie, mam teraz wystukać CZYTAJ MNIE?
— Początkowa lekcja jest dla wszystkich taka sama, Benelku. Gratuluję! Ile osób wyznaczono do zapoznania się z tym programem? Jest wiele do zrobienia.
— Cierpliwości, Siwsp — powiedział Piemur, naśladując ton maszyny i uśmiechając się złośliwie do Jancis. — Gdy wiadomość się rozejdzie, zlecą się stadami.
— A jeździec białego smoka, Lord Jaxom? Czy będzie jednym z nich?
— Jaxom? — powtórzył Piemur lekko zdziwiony. — Zastanawiam się, gdzie on się podział.
Rozdział IV
Przez większość dnia Jaxom był tak zajęty, jak tylko Piemur mógł sobie życzyć. On i Ruth przetransportowali pięć ładunków kartonów z jaskiń do budynku Siwspa, a potem, właśnie kiedy ostatni został rozładowany, Mistrz Fandarel pilnie potrzebował ich do przeniesienia Mistrza Cieśli Bendarka z powrotem do Lemos i siedziby jego Cechu. Mistrz Cieśla nie mógł się doczekać, kiedy Siwsp zacznie projektować nową maszynerię do wytwarzania papieru i poprawienia jakości produktu przez dodanie odrobiny szmat do miazgi drzewnej.
Kiedy Jaxom i Ruth powrócili na Lądowisko, Mistrz Terry potrzebował pomocy przy poszukiwaniu kabli i drutów, które wreszcie znaleziono w dotąd nie badanym zakątku jaskiń. Oczywiście Jaxom i Ruth uprzejmie przewieźli Mistrza Terry’ego i jego kable z powrotem do budynku Siwspa. Jaxom starał się nie przejmować tym, że zleca mu się tak podrzędne zadania, gdyż rozumiał, że pomaga w wykonywaniu bardzo ważnego przedsięwzięcia, chociaż jeszcze rano miał nieco inne wyobrażenie o tym, jak on i Ruth spędzą dzień.
Biały smok marzył o wygrzewaniu się w gorącym południowym słońcu. Zima na Północnym była chłodna i wilgotna, słońce świeciło rzadko. A Jaxom bardzo chciał pracować z Piemurem, Jancis i Benelkiem przy Siwspie.
Jednak wszyscy wiedzieli, że Jaxom z natury jest miły i uczynny. Było im znacznie łatwiej poprosić o przysługi jego niż pozostałych jeźdźców. Skoro Ruth nigdy nie miał nic przeciwko temu, Jaxom czuł się zobowiązany do pomocy. Według Sharry postępował w ten sposób dlatego, że za wszelką cenę chciał być inny niż jego despotyczny ojciec, Fax. Ale jej zdaniem Jaxom czasami posuwał się za daleko w tej pokucie. Zazwyczaj interweniowała, jeśli czuła, że nadużywano jego uprzejmości. Tylko że teraz była w Ruathcie, a jej interwencja bardzo by się przydała, gdyż Jaxom uważał, że dość już zrobił dla innych i własna uprzejmość zaczynała mu stawać kołkiem w gardle.
Zanim Terry rozładował swoje zwoje kabli, Jaxom uświadomił sobie, że burczy mu w brzuchu. Nie było w tym nic nadzwyczajnego, skoro od rana, kiedy to razem z Menolly i Sebellem zjadł paszteciki z mięsem i wypił kubek klahu, nie miał niczego w ustach. Żona zawsze martwiła się, że nie znajduje czasu na posiłki, i Jaxom usiłował pamiętać o jej wskazaniach. Żałował, że z powodu ciąży Sharra nie może mu tutaj towarzyszyć, ale w takim stanie nie wolno ryzykować wejścia w pomiędzy. Poszedł więc do budynku kuchennego, nieświadom, że F’lar zwołał nadzwyczajne zebranie, gdyż inaczej byłby tam, aby go poprzeć. W kuchni musiał się sam obsłużyć, bo kucharze byli zajęci uczniem, który poważnie poparzył sobie rękę o gorący ruszt. To przypomniało mu, że obiecał sprowadzić na Lądowisko Mistrza Oldive’a. Zajmie się tym, kiedy tylko się posili, i być może potem on i Ruth będą mogli wreszcie robić to, co chcą.