Na policzki Mistrza Oldive’a w miarę, jak pochłaniał swoją wielką porcję, zaczęły powracać kolory. Benelek jadł z zacięciem, oczy utkwił gdzieś w oddali, a czasami kiwał głową, jakby aprobując swoje rozważania. Jaxom był zbyt wyczerpany, by myśleć. Zdecydował, że pomyśli znów jutro rano. Sharra zrozumie. Miał nadzieję, że Brand też nie będzie miał do niego pretensji, bo znowu będzie musiał zostawić swojego Zarządcę samego z problemami kierowania Warownią Ruatha. Ale Brand nigdy nie miał nic przeciwko temu. Jednak Lytol mógłby się obrazić, ale oczywiście Mistrz Robinton wyjaśni staremu wychowawcy Jaxoma znaczenie pracy ze Siwspem.
— Muszę przesłać wiadomość do tego młodego czeladnika u Wansora — powiedział Oldive Lessie. Na jego długiej twarzy malował się entuzjazm. — Potrzebuję aparatu podobnego do tego, który został znaleziony w Weyrze Benden. Powiększy obraz krwi i tkanki tak, że będziemy mogli rozpoznać infekcję powodującą chorobę. — Sięgnął po uporządkowany stosik, który Jancis ułożyła z jego papierów, i zaczął go przeglądać. — Siwsp mówi, że mikroskop jest niezbędny do udoskonalenia diagnozy, a nawet metod leczenia. Poinformował mnie również, jak przeprowadzać inne konieczne badania.
— Mikroskop? — spytała Lessa pobłażliwie. Miała dobrą opinię o Mistrzu Uzdrowicielu, który niedawno przysłał do niej kobietę z cudownym talentem leczenia nawet najbardziej uszkodzonych smoczych skrzydeł i bolesnych Pobrużdżeń Nicią.
— Tak to nazwał. — Oldive położył rękę na czole. — Siwsp wepchnął dziś tak wiele w moją biedną głowę, że zastanawiam się, czy pamiętam własne imię.
— Nazywasz się Oldive — Piemur pospieszył mu złośliwie z pomocą. Przewrócił oczami na widok gniewnego spojrzenia Lessy, ale przycichł, gdy Jancis szturchnęła go w bok.
Kiedy skończyli posiłek, Jaxom zaoferował gotowość przewiezienia Mistrza Oldive’a do domu.
— Och, nie, Jaxomie, chciałbym udać się wprost do Ruathy. Mam informacje dla Sharry. — Twarz uzdrowiciela rozjaśniła się w pełnym zadowolenia uśmiechu.
— Siwsp zna lekarstwo dla jej chorych? — ucieszył się Jaxom.
Mistrz Oldive kiwnął w stronę swojej torby.
— Lekarstwo? Jeszcze nie wiem. Ale poradził mi, jakie badania przeprowadzić, i jak doraźnie ulżyć chorym. — Westchnął. — Ileż to wiedzy medycznej utraciliśmy! Siwsp oczywiście zachowuje się bardzo uprzejmie, ale widziałem jego zdumienie, gdy się zorientował, że nie znamy chirurgii. Jednakże, bardzo chwalił nasze środki prewencyjne i techniki niechirurgiczne. Och… — Wykonał ręką gest pełen zmęczenia. — Mógłbym mówić i mówić. — Uśmiechnął się skromnie. — Kogo mam prosić o dodatkowy czas z Siwspem? Wielu mistrzów i czeladników mogłoby sporo zyskać na takich konsultacjach.
Lessa podniosła wzrok na zmęczonego F’lara, który stanął w drzwiach.
— Nie pomyślałem o przydzielaniu czasu Siwspa — mruknął Przywódca Weyru wzruszając ramionami.
— Gdy tylko zdołamy podłączyć indywidualne stanowiska — powiedział Piemur — uzyskamy kolejne cztery połączenia z Siwspem.
— Cech Uzdrowicieli powinien mieć pierwszeństwo — dodała Lessa rozcierając dłońmi zmęczoną twarz.
— Przecież to będą konsole do nauki — żachnął się Benelek, patrząc spode łba.
— Owszem — zastanawiał się Piemur na głos. — Ale skoro dają dostęp do Siwspa, można ich używać także w innych celach. Przynajmniej tak mi się wydaje.
— Jesteś harfiarzem, a nie czeladnikiem mechanikiem.
— Ja jestem Mistrzem — wtrąciła Jancis zadziornym tonem — i chciałabym ci przypomnieć, że Piemur zestawił i podłączył swoją jednostkę wcześniej, niż udało się to komukolwiek z nas.
— Dość! — Lessa władczo uderzyła dłonią w stół. — Wszyscy jesteśmy zmęczeni. — Wstała gwałtownie. — Ramoth! — Na zewnątrz, złota królowa ryknęła w odpowiedzi. — Macie wszyscy opuścić budynek. Natychmiast! — Spojrzała surowo najpierw na Benelka, potem na innych. — My też już pójdziemy. — Jej spojrzenie zatrzymało się na F’larze, który uśmiechnął się i uniósł do góry ręce, jak gdyby w obronie. — Te dwa budynki, które stoją na lewo stąd, zostały przeznaczone na sypialnie. Idźcie już! — Machnęła na nich rękami, a potem tak długo patrzyła na nich ze złością, aż wreszcie zaczęli się zbierać.
Wychodząc z Jaxomem z budynku, Mistrz Oldive cicho się roześmiał.
— Nie sądzę, by w ogóle udało mi się zasnąć. Mam mnóstwo do nauczenia się i przejrzenia. Ale i tak to, czego dowiedziałem się dzisiaj, to tylko najmniejsza okruszyna wiedzy medycznej przechowywanej przez Siwspa! Wyjaśnił mi kilka niepokojących przypadków. Przywiozę tu Mistrza zielarskiego Amprisa, żeby pokazał mu nasz lekospis. — Zmęczony uśmiech rozjaśnił twarz Mistrza Oldive’a. — Siwsp powiedział, że robimy dobry użytek z lokalnych roślin, i rozpoznał wiele z tych, którzy nasi przodkowie sprowadzili z Ziemi. Ziemia! — Mistrz Oldive, prostując w miarę możliwości swoje pokręcone ciało, spojrzał w górę na upstrzone gwiazdami niebo. — Czy wiemy, gdzie znajduje się Ziemia w stosunku do Pernu?
— Nie sądzę — odparł ze zdziwieniem Jaxom. — Siwsp chyba nas o tym nie poinformował. Może nie chciał. Nasi przodkowie przybyli tu po to, by uniknąć wojny, zabójczej walki prowadzonej przeciwko złu o wiele bardziej niszczycielskiemu niż Nici, więc może chcieli zapomnieć o Ziemi.
— Naprawdę? Czy cokolwiek może być bardziej niszczące niż Nici? — Uzdrowiciel był jednocześnie zdumiony i przerażony.
— Mnie też jest trudno w to uwierzyć — przyznał Jaxom.
Ruth zeskoczył z plamy słońca, na której do tej pory się wylegiwał, i poszybował na oczyszczony placyk przed budynkiem Siwspa. Pochylił głowę, aby otrzymać serdeczne klepnięcie od swojego jeźdźca.
— Ale się spiekłeś — powiedział Jaxom, potrząsając dłonią jakby chciał ją ochłodzić.
Tak. Było świetnie. Ramoth i Mnementh czekają, żebyśmy pierwsi stąd odlecieli, powiedział Ruth. Tak naprawdę jest dość miejsca, ale znasz Ramoth. Lubi mną rządzić.
Jaxom roześmiał się wsiadając na Rutha. Ze zmęczenia nie poszło mu to zbyt sprawnie. Biały smok, nie czekając na polecenie przykucnął, aby pomóc Mistrzowi Oldive. Wciąganie uzdrowiciela na górę jeszcze mocniej uzmysłowiło Jaxomowi, jak bardzo jest zmęczony. No nic, wkrótce będą już w domu. Ale zaraz z westchnieniem przypomniał sobie, że będą musieli zrobić jeszcze jedną rundę później, aby zabrać Oldive’a z powrotem do jego Cechu.
Sharra zmusi go do zatrzymania się u nas na noc. Będzie chciała pogadać, więc nie pozwoli mu odejść, odezwał się Ruth uspokajająco.
Gdy smok wzniósł się w górę, Jaxom i Oldive mogli zobaczyć, jaki ruch panuje na Lądowisku. Ścieżki, oświetlone koszami żarów, rozpościerały się jak szprychy koła, którego środkiem był budynek Siwspa. Stolarze i cieśle pracowali w świetle koszy kończąc układanie dachu nad przybudówką. Sąsiednie budynki mieszkalne były oświetlone, a ciepłe wieczorne powietrze wypełniał aromat pieczonych mięsiw. Na dalszych wzgórzach, ogromne, pełne życia, zabarwione na niebiesko smocze oczy pstrzyły się w ciemności jak olbrzymie klejnoty na ciemnoniebieskim tle.
Dobra, Ruth, lecimy do domu, do Ruathy. Jaxom z radością skupił myśli na Warowni, na wielkim podwórcu i szerokich schodach, i na dawnych stajniach, w których mieszkał ze swoim smokiem gdy byli młodsi. Zimno pomiędzy ścisnęło ich zmęczone umysły i ciała w złowrogich objęciach. Nie pomogło im nawet wychynięcie na słabe popołudniowe słońce zimy. Jaxom czuł drżenie siedzącego za nim Oldive’a. Ale Ruth wyszedł tylko o parę uderzeń skrzydłami ponad Warownią i łagodnie poszybował w stroną głównego podwórca, otoczony radosnym stadkiem ognistych jaszczurek, które obrały sobie Warownię za siedzibę.