Выбрать главу

— No tak, tylko dlaczego nasi przodkowie nie pozbyli się Nici? Przecież dysponowali wiedzą, którą my utraciliśmy — drążył dalej Lytol.

— Lytolu, nie jesteś jedyny, któremu to nie daje spokoju — odparł Robinton. — Ale Siwsp wytłumaczył, że wybuchy wulkanów nadeszły w krytycznym czasie, i osadnicy odeszli na Kontynent Północny, aby założyć tam bezpieczną bazę. Nie byli w stanie kontynuować prac nad likwidacją Nici.

— Dlaczego nie wrócili, kiedy Opad Nici ustał?

— Tego Siwsp nie wie. — Robinton musiał uznać, że w raporcie Siwspa istniały luki. — Jednak pomyśl… instrument muzyczny albo jedna z maszyn Fandarela mogą zrobić tylko to, do czego zostały skonstruowane. Zatem urządzenie, nawet tak wyszukane jak Siwsp, może zrobić tylko to do czego zostało zaprojektowane. Ono, to… — muszę się wreszcie zdecydować, za co uważać tę rzecz, pomyślał Robinton — na pewno nie kłamie. Chociaż, podejrzewam — Robinton postanowił wyjawić swoje wątpliwości — że nie odkrywa przed nami całej prawdy. Mieliśmy dość kłopotów próbując zrozumieć to, co już nam powiedział.

Lytol prychnął, uśmiechając się cynicznie. Robinton zauważył z ulgą, że D’ram nie odbiera jego słów tak samo.

— Chciałbym wierzyć, że możemy to zrobić! — dodał Robinton.

— Kto by nie chciał? — Lytol nieco złagodniał.

— Ja wierzę Siwspowi — oświadczył D’ram. — Widać, że wie, co mówi. Wyjaśnił, że właściwy czas nadejdzie za cztery lata, to jest Obroty, dziesięć miesięcy i dwadzieścia siedem dni. Dziś już tylko dwadzieścia sześć. Po to, by osiągnąć sukces, trzeba wybrać właściwy czas.

— Jaki sukces? — upierał się Lytol.

— Tego również musimy się nauczyć — Robinton uśmiechnął się zawstydzony, że tak mało wie. — Nie spierając się o szczegóły, Lytolu, trzeba przyznać, że jesteśmy ignorantami i na razie trudno nam zrozumieć wyjaśnienia Siwspa. Mówił coś o oknach i o wylocie w momencie właściwym dla przechwycenia Czerwonej Gwiazdy, czy raczej planety, która nam się wydaje czerwona przez większość czasu, kiedy jej orbita przebiega blisko nas. Pokazał nam rysunek. — Zauważył, że zaczyna się tłumaczyć, i opanował się. — Jeśli chcesz zadać mu pytania, na pewno ci odpowie.

Lytol rzucił Robintonowi sardoniczne spojrzenie.

— Inni mają ważniejsze powody, by konsultować się z Siwspem.

— Lytolu, musisz usłyszeć naszą historię od Siwspa — wtrącił D’ram, pochylając się ponad stołem. — Zrozumiesz wtedy, dlaczego tak bez zastrzeżeń wierzymy w jego obietnicę.

— Naprawdę was przekabacił, co? — zakpił Lytol.

— Uwierzysz, gdy usłyszysz, co ma do powiedzenia — zapewnił go Robinton wstając. Ręcznik zaczął mu się ześlizgiwać z bioder i musiał go szybko złapać, co odrobinę pozbawiło jego wypowiedź godności. — Ubiorę się i wracam na Lądowisko. D’ram, czy ty i Tiroth będziecie tak uprzejmi i mnie zawieziecie?

— Skoro naprawdę wypocząłeś, to lecimy — zgodził się D’ram, rzucając swojemu współmieszkańcowi długie, uważne spojrzenie. — Lytolu, nie przyłączysz się do nas?

— Nie dzisiaj.

— Boisz się, że mimo swoich zastrzeżeń zostaniesz przekonany? — spytał Robinton.

Lytol wolno potrząsnął głową.

— To niezbyt prawdopodobne, ale wy idźcie. Cieszcie się swoim marzeniem o niebie bez Nici.

— Ostatni prawdziwy sceptyk — mruknął Robinton pod nosem, trochę poruszony ciągłą niewiarą Lytola. Czy Lytol sądzi, że starość przytępiła umysł Robintona lub jego zdolność rozumowania? Czy też uważa, jak Corman, że jest dość łatwowierny, żeby dać się omamić przez byle prawdopodobną historię?

— Nie — zapewnił go D’ram, kiedy zadał pytanie staremu Przywódcy Weyru. Szli już do spiżowego Tirotha, czekającego na nich nad brzegiem morza. — Jest bardzo pragmatyczny. Powiedział mi wczoraj, że za bardzo się podniecamy, aby móc logicznie się zastanowić nad wpływem, jaki Siwsp wywrze na nasze życie zmieniając podstawową strukturę społeczeństwa, jego wartości i różne takie. — Prychnięcie D’rama wskazywało, że nie zgadza się z Lytolem. — Lytol musiał stawić czoło zbyt wielu zmianom we własnym życiu i nie życzy sobie następnych.

— A ty?

Siadając między wyrostkami rogowymi na karku Tirotha, D’ram uśmiechnął się do Robintona przez ramię.

— Jestem jeźdźcem, Mistrzu Harfiarzu, i moim głównym zadaniem jest niszczenie Nici. Jeśli więc istnieje nawet najmniejsza nadzieja… — wzruszył ramionami. — Tiroth, zabierz nas do Lądowiska!

— Uważaj D’ramie — ostrzegł go Robinton. — Tam wiele się zmieniło od wczorajszego południa, kiedy odlecieliście.

Monarth poinformował mnie o tym. Harfiarz wiedział, że Tiroth mówi do D’rama telepatycznie, więc jego pierś nabrzmiała z dumy, że ma przywilej słyszenia. Pokazał mi zmiany.

Czyżby w tonie Tirotha zabrzmiało niezadowolenie?

Jednak spiżowy smok zabrał ich w pomiędzy i wyszedł nad wzgórzem na zachód od budynku Siwspa, unosząc się w powietrzu ponad smokami wygrzewającymi się na cyplu. Robinton spojrzał na nie, ciekaw, kto tu obecnie przebywa. Potem przypomniał sobie, że Weyr Benden był dziś zajęty walką z Opadem Nici.

Szybując w dół w stronę budynku, Robinton i D’ram nie mogli zauważyć zmian zanim spiżowy smok nie skręcił w prawo i nie odchylił skrzydeł w tył, aby wylądować na szerokim podwórcu.

— Nie miałem pojęcia! — sapnął D’ram, odwracając się do harfiarza, który był równie zdumiony jak on.

Robinton ukrył własną reakcję pod pełnym otuchy uśmiechem. Najwyraźniej, sądząc po rozmachu z jakim pracowano tu w nocy, Lytol należał do mniejszości. Wszystko urządzono tak, by ułatwić dostęp do Siwspa. Oryginalny budynek był teraz trzy razy większy, a z trzech boków przylegały do niego dobudowane oficyny. Zsiadając ze smoka, Robinton rozpoznał dodatkowe akumulatory Fandarela, umieszczone pod osłoną. Przypuszczał, że zapewnią one energię dopóki nie zostaną skończone potężniejsze turbiny wodne.

Na szerokim nowym podwórcu kilka grup sprzeczało się gwałtownie, a ponad ich głowami jaszczurki ogniste głośno krzyczały podnieconymi głosami. Większość ludzi nosiła oznaki mistrzów i czeladników różnych rzemiosł. Krój ich tunik wskazywał, że pochodzili też z różnych Warowni.

— Walczą o dostęp do Siwspa? — spytał D’ram zeskakując obok Robintona.

— Na to wygląda. — Robinton nie rozpoznał nikogo z kłócących się, choć przed zamkniętymi drzwiami budynku zauważył czterech z najlepszych pracowników Mistrza Esselina. Zaczerpnął tchu i zdecydowanym krokiem ruszył naprzód.

— O co chodzi? — zapytał głośno. Wystarczyła chwila, by wszyscy zorientowali się, kto do nich mówi. Natychmiast go otoczyli, a każda ze stron domagała się jego uwagi. — Spokój! — krzyknął. — Spiżowe i złote smoki dołączyły ze wzgórza swój władczy ryk i zapadła cisza. Wtedy Robinton wskazał na jednego z mężczyzn noszącego węzeł Mistrza Górniczego i oznakę Cromu.

— Mistrz Esselin nie chce mnie wpuścić — powiedział mężczyzna kłótliwie.

— A mój Lord Warowni — mężczyzna noszący węzeł głównego zarządcy Bollu przepchnął się naprzód — chce poznać fakty o tym tajemniczym stworzeniu.

— Deckter powierzył mi to samo zadanie — uzupełnił zarządca z Nabolu, najbardziej zatroskany z nich trzech. — Domagamy się prawdy o tym Siwspie. Mam zobaczyć to cudo, zanim wrócę do Nabolu.