Выбрать главу

— Nawet ważniejsze niż nowe generatory Fandarela, które będą napędzane turbinami wodnymi?

Mistrz Kowal z ogromną satysfakcją demonstrował, jak działa model elektrowni wodnej. Kuźnia pracowała dzień i noc, aby wykonać części składowe maszynerii.

— Oczywiście, że to jest ważne — odparł harfiarz, uważnie dobierając słowa.

— Ale powstał nowy kłopot: nie wszyscy chcą zaakceptować nowości.

Urządzono gabinety naukowe, każdy poświęcony innemu przedmiotowi. Największe przeznaczono na laboratoria do podstawowego nauczania chemii, fizyki i biologii. Według Siwspa te dziedziny wiedzy były najważniejsze. Jeden pokój zarezerwowano na krótkie konsultacje, a inny na nauczanie ogólne. Uzdrowicielom wyznaczono dość duże pomieszczenie. Jego ściany pokryły różnorodne rysunki, „bardzo obrzydliwe” jak to określiła Jancis. Siwsp poprosił o wydzielenie pokoju dla wybitnych studentów, którzy pobierali intensywne nauki z różnych przedmiotów: Jaxoma, Piemura, Jancis, K’vana, T’gellana, N’tona, Mirrim, Hamiana i jego trzech czeladników, czterech innych młodych jeźdźców spiżowych smoków, czterech niebieskich i trzech zielonych. Planowano, że inni jeźdźcy dołączą, kiedy znajdzie się miejsce w klasach, gdyż Weyry przejawiały największe zainteresowanie wykorzystywaniem Siwspa.

Czasami Robinton przechadzał się korytarzem i słuchał wykładów. Pewnego dnia, kiedy zajrzał na lekcję Jaxoma, Piemura, Jancis i dwóch czeladników Cechu Kowali, zobaczył zdumiewający widok. Nad wysokim stołem unosił się na jakieś pięć centymetrów pierścień z matowego metalu. Gdy studenci próbowali go dotknąć, przesunął się wzdłuż ławy tak, jakby sunął na niewidzialnych kółkach. Siwsp niewzruszenie kontynuował wyjaśnienia.

— Linie sił wtórnego pola magnetycznego powstającego w pierścieniu przebiegają w taki sposób, że są skierowane przeciwnie do linii sił pola wytwarzanego przez elektromagnesy.

Robinton przylgnął do framugi. Nie chciał przeszkadzać zafascynowanym studentom.

— Wygląda to o wiele bardziej dramatycznie w niskich temperaturach, gdzie nie ma oporu elektrycznego, pierścienie są nadprzewodnikami, i nie występuje utrata prądu. Nie dysponuję odpowiednimi urządzeniami, na których mógłbym wam to zademonstrować, ale za trzy lub cztery tygodnie pojmiecie ten wykład o nadprzewodnictwie. Jaxom zrozumie to nawet wcześniej, ale Piemur musi więcej popracować nad nawijaniem cewek elektromagnesów. Czeladniku Manotti, twoje formy nie trzymają wymiarów. Masz tydzień na poprawę.

Robinton odszedł na palcach, by nie wprowadzić studentów w zakłopotanie. Ale wycofując się do wyjścia uśmiechał się. Dobry nauczyciel powinien chwalić, zachęcać, a także ganić, kiedy trzeba.

W największych odkopanych budowlach na Lądowisku umieszczono dodatkowe warsztaty dla kowali, szklarzy i cieśli. Wrzała tam nieustająca praca.

Pewnego ranka Lytola i Robintona zaalarmował głośny wybuch. Popędzili w tamtą stronę. Okazało się, że wypadek nastąpił przy palenisku Mistrza Szklarza Moriltona. Gdy już dobiegli, zobaczyli, że Mistrz pomaga Jancis osuszyć krew ze skaleczonej twarzy Caselona, jednego z uczniów Szklarza. Wszędzie było mnóstwo maleńkich kawałków lustrzanego szkła.

— No i widzicie, co się stało — mówił spokojnie Mistrz Morilton do reszty uczniów. — Musicie zrozumieć, dlaczego gogle ochronne są tak ważne. Gdy to szkło termosu wybuchło, Caselon mógł równie dobrze stracić wzrok. W tym przypadku… — Morilton spojrzał pytająco na Jancis.

— W tym przypadku — podjęła z cierpkim uśmiechem Jancis — Caselonowi pozostanie na twarzy wielce interesujący wzór z blizn. Och, nie martw się — dodała, gdy młodzieniec skulił się ze strachu. Zagoją się. Nie wykrzywiaj się. Będziesz krwawił tylko dopóki nie wysmaruję cię mrocznikiem.

Lytol zajął się grupą ciekawskich, którzy nadbiegli do warsztatu, a Robinton z przyjemnością rozglądał się wkoło. Mistrz Morilton założył tu świetną siedzibę rzemiosła. W kącie pompa stukała tuk-tak tuk-tak. Rura aparatu zaopatrzona była w skórzany kołnierz, na którym widoczne były pozostałości lustrzanego szkła szyjki od butelki. Reszta szkła rozprysnęła po pokoju na miliard maleńkich świecących kawałków.

— Na Skorupy — mruknął Caselon, próbując zachować zimną krew podczas zabiegów Jancis. — To była moja dwudziesta!

Robinton zauważył wtedy, że na części stołu przysługującej Caselonowi już stało dziewiętnaście próżniowych butelek. Następnych dwanaście znajdowało się po drugiej stronie, gdzie pracował inny uczeń, Vandentine. Robinton nie mógł zrozumieć, dlaczego rozpryskujące się po całym pomieszczeniu kawałki szkła nie pokaleczyły ich.

— Nie urządzamy tu wyścigów, Caselonie — napomniał go Mistrz Morilton, kiwając groźnie palcem. — Co się właściwie stało? Akurat zajmowałem się prętem Bengela.

— To niechcący — mruknął Caselon wzruszając ramionami.

— Siwsp? — spytał Mistrz Morilton. Warsztat szklarzy miał z nim bezpośrednie połączenie.

— Kiedy wytapiał szkło, nie zbadał go aparatem ultradźwiękowym, ani nawet nie opukał tak, jak go uczyłem, aby wydobyć bąbelki powietrza z płynnego szkła. Zbytnio się przejmował tym, by wyprodukować więcej butelek niż jego kolega. Bąbelki pozostały w szkle, więc implodowało w próżni. Ale teraz możesz użyć jego dwóch naczyń do zademonstrowania właściwości ciekłych gazów.

Widząc, że mrocznik powstrzymał krwawienie na twarzy Caselona, Mistrz Morilton skinął na niego i Vandentine’a, aby poszli za nim do sąsiedniego pokoju. Robinton ruszył za nimi. W tym pomieszczeniu znajdowała się inna pompa. Z pokrytej szronem szyjki krople jasnobłękitnej cieczy spadały co sekundę do grubej, lustrzanej probówki.

— Błękitna ciecz to powietrze, takie, jakie jest w tym pokoju — mówił dalej Siwsp. — Kompresujemy je, a potem gwałtownie dekompresujemy tak, że ochładza się coraz bardziej, aż jego odrobina zmienia się w ciecz.

— Nie dotykajcie płyt chłodzących — ostrzegł Mistrz Morilton. — Zamrożą wam palce. Mistrzu Robintonie — dodał uśmiechając się do gościa — to jest wielofazowa lodówka, całkiem różna od tej, której używasz w Warowni Cove do ochładzania owoców.

Robinton z mądrą miną skinął głową.

— Ostatnia faza jest najtrudniejsza — powiedział Siwsp, podczas gdy Mistrz Morilton kazał Caselonowi napełnić flaszkę. Pokój wypełnił się mgłą, gdyż ciekłe powietrze kipiało, póki nie ochłodziło się we flaszce Caselona. Robinton cofnął się, bo parę kropel spłynęło po podłodze w jego stronę. — Teraz, Caselonie — instruował Siwsp — wracaj na swoje stanowisko i obserwuj działanie ciekłego powietrza.

— Zabawiacie się powietrzem? — spytał zaskoczony Robinton. Ale zaraz zauważył wszystkowiedzący uśmiech Mistrza Moriltona.

— Ten ciekły gaz — kontynuował Siwsp — może jednocześnie poruszać się w przeciwnych kierunkach. Wypełni wysokie naczynie i nie zostawi nic na dnie, a nawet będzie wypełzać szybciej, dużo szybciej, przez maleńkie otworki niż przez duże. Mistrzu Robintonie, czy zechciałbyś sam napełnić butelkę ciekłym powietrzem i sam przeprowadzić doświadczenie? To jeden z najniebezpieczniejszych, a przez to wiele uczących eksperymentów, jakie studenci mogą wykonać. Jancis, Sharra, są tu butelki także dla was. Ten eksperyment jest ważny dla was obydwóch. — Śmieszek obu dziewczyn powiedział Robintonowi, że nie wiedzą, o co chodzi. — Gdy już oswoicie się z ciekłym powietrzem, możemy zacząć uczyć się o specjalnych właściwościach ciekłego wodoru, a zwłaszcza ciekłego helu.

— Czy naprawdę powinniśmy się zajmować tak niebezpiecznymi sprawami? — spytał harfiarz.