— Obawiasz się, że cię stamtąd wyrzucą? — spytał Piemur z bezczelnym uśmiechem.
Jaxom nie zniżył się do odpowiedzi, ale Jancis szturchnęła męża łokciem w żebra.
— No to w drogę — powiedział F’lar zerkając z boku na Lessę.
— Tylko poproszę Siwspa o wydruk z położeniem kopalń piasku — powiedział D’ram, wstając.
Gdy D’ram i Jaxom wyszli, Lytol z niechęcią zmarszczył czoło.
— Lytolu, nie złość się — łagodziła Lessa. — Sharra ma pełne prawo irytować się, że Jaxom spędza tu tyle czasu.
— Zwłaszcza, że sama oddałaby wszystko za lekcje uzdrawiania — dodała Jancis. — Ale, Piemurze, czy też zauważyłeś, że kiedykolwiek Jaxom jest nieobecny, Siwsp się o niego dopytuje?
— Hm, tak, zauważyłem — odpowiedział Piemur, zamyślając się na chwilę. Potem przyjął niedbałą pozę. — Ale Siwsp z pewnością każe pracować Jaxomowi ciężej niż któremukolwiek z nas, oprócz Mirrim i S’lena.
— S’len? — F’lar niezbyt pamiętał, kto to jest. — Czy to nie ten młody jeździec z Fortu?
— Tak, to ten. I Siwsp uparł się, że wyszkoli Mirrim tak, by dorównała poziomem nam wszystkim — dodał Piemur.
— Dlaczego zielone smoki są dla niego takie ważne? — spytała Lessa.
— Bo są małe — wyjaśnił jej Piemur.
— Małe?
— Przynajmniej tak mi się wydaje, a Ruth jest najmniejszy z nich wszystkich — ciągnął Piemur. — Nie mam wątpliwości, że ci dwaj mają do spełnienia specjalną rolę w Wielkim Planie Siwspa.
Lessa i Lytol wydawali się zaniepokojeni.
— Och, nie martwcie się o Jaxoma — powiedział Piemur lekko. — Jest najlepszy z nas wszystkich. Naprawdę rozumie całą tę mechanikę nieba, której uczy nas Siwsp.
— Czy wspomniał wam o czymś? — spytała Lessa Robintona i Lytola.
Obaj mężczyźni zaprzeczyli, a Robinton uśmiechnął się.
— Podaje mi cytaty literackie, takie jak: „Wszystko ma swój czas, i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem.”
No więc teraz, moim zdaniem, jest czas na takie rzeczy, jak nauka podstaw z Siwspem. Podczas gdy czas na wielkie rzeczy jest wciąż odległy o cztery Obroty, siedem miesięcy i ileś tam dni.
— Cytaty z literatury? — spytał F’lar, zaskoczony. Jego lekcje z Siwspem były całkiem praktyczne: taktyka, matematyczne prognozy Opadu Nici, leczenie smoków. Mimo że tym ostatnim osobiście się nie zajmował, starał się być poinformowanym o innowacjach wprowadzanych przez Siwspa.
— Och, tak. Chociaż Siwsp przyznaje, że wybiera to co, jego zdaniem, może mi się podobać. Nasi przodkowie mieli fascynującą i bogatą literaturę pochodzącą z wielu kultur. Czasami aż się wstydzę. Niektóre z naszych epickich sag zidentyfikował jako przeróbki ziemskich oryginałów. Fascynujące.
— Moje studia są równie interesujące — powiedział Lytol. Pochylił się nas stołem, jego twarz rozjaśniła się od entuzjazmu. — Nie sądzę, żeby ktokolwiek z nas zdawał sobie sprawę, że nasz obecny system polityczny opiera siana Karcie, którą ustanowili pierwsi osadnicy. A system ten jest niezwykły, jak powiedział mi Siwsp.
— Dlaczego? — spytał F’lar zaskoczony. — Przecież pozwala sprawnie funkcjonować Weyrom, Warowniom i Cechom.
— Dlatego, że głównym elementem polityki na Ziemi było wtrącanie się w cudze sprawy, walka, interesy regionalne i po prostu chciwość — odpowiedział Lytol.
Zręcznie przerywając wykład Lytola na temat historii, Lessa wstała, kiwając na Robintona i dwóch czeladników.
— Musimy już wracać do Weyru. Siwsp dał mi następny uzdrawiający specyfik do wypróbowania na skrzydle Lisath, które ciągle nie chce się zagoić.
Powiedziałem Araminie, że przybywamy, oznajmił Ruth, gdy Jaxom go dosiadał. Wiesz, że lubi wiedzieć wcześniej, dodał konfidencjonalnym tonem.
Jaxom wolałby, żeby Ruth nie zobowiązywał ich do złożenia wizyty Araminie i Jaygemu. Naprawdę, powinien od razu wracać do Ruathy, a do Rajskiej Rzeki udać się dopiero rano.
— No dobrze, ale nie zatrzymamy się tam na długo — zgodził się, dając Ruthowi łagodnego klapsa.
Biały smok bardzo lubił młodą kobietę, która jako dziewczynka słyszała smoki z taką łatwością i tak nieustannie, że błagała Jaygego, kupca z rodu Lilcampów, aby zabrał ją daleko od smoków, bo inaczej popadnie w szaleństwo. Ich statek rozbił się w drodze do Południowego Kontynentu, zostali ocaleni przez ryby okrętowe i wysadzeni przez nie na brzeg. Tam odkryli i odbudowali starodawne budynki, nie zdając sobie sprawy ze znaczenia tego znaleziska. Odnalezieni przez Piemura podczas jego wędrówki wzdłuż wybrzeża, zostali oficjalnie mianowani Lordami Rajskiej Rzeki, która rozrosła się do całkiem sporej Warowni, miała nawet własne osiedle Rybaków. Były kupiec z ogromnym zaskoczeniem usłyszał od Piemura i Jancis, że jego przodek ze strony ojca, nazwiskiem Lilienkamp, ocalił tak wiele użytecznych przedmiotów w Jaskiniach Katarzyny.
Zgodnie ze wskazówkami danymi im przez Siwspa, Jaxom i Ruth pojawili się ponad płaską łąką. Dopiero po kilkakrotnym przeleceniu nad miejscem, w którym miały znajdować się złoża piasku, Jaxom zauważył wgłębienie całkiem zarośnięte trawą i krzewami, z ledwo widocznym białym lśnieniem przezierającym przez roślinność. Gdy wylądowali, Jaxom z trudem wyrwał zasłaniającą ziemię zieleń i podniósł garść piasku tak delikatnego, że wyglądał jak pył. Sapiąc i pocąc się napełnił duży worek, który ze sobą w tym celu przywieźli. W końcu, zgrzany i zmęczony Jaxom wdrapał się na smoka, ale zdążył ochłonąć zanim Ruth delikatnie i bezbłędnie osiadł przed uroczą starą rezydencją Warowni Rajskiej Rzeki.
— Witajcie, Lordzie Jaxomie i Ruthcie! — zawołał Jayge schodząc po schodach z szerokiej werandy. — Ara zaczęła wyciskać świeży sok jak tylko Ruth powiedział jej o waszej wizycie. Cieszę się, że tu jesteście, gdyż coś się wydarzyło!
Idę popływać. Jaszczurki ogniste mówią, że wyszorują mi grzbiet, powiedział Ruth Jaxomowi. Jego oczy migotały na zielono z zachwytu. Gdy Jaxom wyraził zgodę, biały smok poszybował na brzeg i wskoczył w sam środek rzeki. Stadka jaszczurek ognistych, zarówno dzikich jak i noszących barwy swoich ludzkich przyjaciół, krążyły nad nim radośnie.
— Poszedł się wyszorować, co? — spytał Jayge. Był średniego wzrostu, ubrany tylko w szorty, klatkę piersiową miał opaloną na piękny brązowy kolor, chociaż jego nogi nie były tak ciemne. Dziwnie nakrapiane zielone oczy wyróżniały się w opalonej twarzy, która odzwierciedlała mocną osobowość i spokój, pomimo lekkiej zmarszczki przecinającej czoło. Poprowadził Jaxoma na górę, w cień werandy.
— Cieszę się, że się u nas zatrzymałeś, Jaxomie. Jakim cudem zdołałeś się tak spocić w pomiędzy?
— Kradnąc twój piasek.
— Naprawdę? — Jayge przyglądał mu się w zamyśleniu. — A po co ci piasek Rajskiej Rzeki? Choć jestem pewien, że i tak mi powiesz. Skinął na Jaxoma by usiadł w hamaku, podczas gdy sam oparł się o poręcz werandy i skrzyżował ręce na piersi.
— Osadnicy mieli kopalnię piasku w twoich zaroślach. Cenili piasek Rajskiej Rzeki, używali go do wyrobu szkła.
— Jest go z pewnością dosyć. Czy Piemur i Jancis znaleźli te, jak imtam, czit…
— Czipy? — podpowiedział Jaxom z uśmiechem.
— Czipy. Przydają się na coś?
— Udało nam się ocalić tranzystory i kondensatory, ale nie wszystkie zostały już naładowane.
Jayge rzucił mu długie, twarde i podejrzliwe spojrzenie, po czym uśmiechnął się.
— Skoro tak mówisz…
Mały Readis, ubrany tylko w przepaskę biodrową, wyszedł na werandę i rozcierając zaspane oczy przyglądał się Jaxomowi trochę nieprzytomnie.