Выбрать главу

No dobrze, niech ci będzie. Zawsze wiem kiedy jesteśmy. Jednak gdy tylko wyszli z pomiędzy ponad Warownią Ruathy, Jaxom miał powód by żałować, że w ogóle wrócił. Gwałtowna zamieć pędzona wiatrem od gór całkiem zasłoniła zabudowania.

Dobrze, że zawsze też wiem gdzie jestem, zauważył Ruth, wyciągając szyję i mrugając oczami, by pozbyć się z nich płatków śniegu.

Widzisz ziemię, Ruth? Nie pomyślałem o sprawdzeniu pogody. Jaxom przykrył policzki dłońmi w rękawicach. Mimo grubej kurtki jeździeckiej chłód przenikał go do szpiku kości. Nogi, odziane w spodnie odpowiednie do południowego lata, powoli zmieniały mu się w bryły lodu.

Ja też tego nie sprawdziłem, odpowiedział Ruth okazując, że się nie gniewa. Jeszcze tylko chwilka. Jestem dokładnie nad podwórcem. Nagle odgiął skrzydła, a Jaxom poczuł wstrząs, bo smok wylądował z impetem.

Przepraszam. To przez śnieg.

Jaxom szybko zsunął się na ziemię, ale droga do wielkich drzwi, które prowadziły do weyru Rutha, była zablokowana przez wysokie zaspy. Musiał odkopać śnieg, aby otworzyć jedno skrzydło drzwi chociaż na tyle, by Ruth mógł wsunąć swoje nogi. Potem już silny smok odsunął ciężkie metalowe drzwi.

Wchodź do środka. Prędzej, rozkazał Ruth Jaxomowi, a ten chętnie usłuchał.

Kiedy znaleźli się w weyrze, który był cieplejszy tylko dlatego, że nie dochodził tam porywisty wiatr, z trudem zamknęli drzwi. Rozcierając energicznie nogi by przywrócić w nich czucie, Jaxom pobiegł po kamiennej podłodze do wielkiego paleniska, gdzie ułożono drwa na ogień. Zgrabiałymi palcami niezręcznie usiłował zapalić podpałkę i w końcu mu się to udało. Płomienie żarłocznie pożerały suche drewno, a Jaxom mógł się ogrzać.

— Zazwyczaj nie przeszkadza mi zimno — powiedział Jaxom zdejmując kurtkę i otrząsając ją ze śniegu. — Ale to przejście z cudownej pogody Południowego do…

Meer powiedział, że Jarrol jest silnie przeziębiony, a Sharra nie czuje się najlepiej, gdyż czuwa całymi nocami, przekazał Ruth, a jego oczy zabarwiły się żółcią zmartwienia.

— Małe dzieci często się przeziębiają o tej porze roku — uspokajał go Jaxom chociaż wiedział, że Jarrol za często pociągał tej zimy nosem. A biedna Sharra była wyczerpana, gdyż nie pozwalała nikomu innemu zajmować się ich pierworodnym.

— Och, Ruth, jaki ja jestem głupi! — wykrzyknął Jaxom gwałtownie. — Przecież Sharra może się przenieść na południe, cieszyć się dobrą pogodą i studiować z Siwspem.

Jak? Nie może wejść w pomiędzy będąc w ciąży.

— Może podróżować statkiem. Dowiemy się od Mistrza Idarolana kiedy może ją zabrać. O tej porze roku nie ma tu nic takiego, czym Brand nie mogłyby się zająć beze mnie. — Nagle Jaxom poczuł się dużo lepiej. Wkrótce potem, kiedy znalazł Sharrę kołyszącą przeziębionego syna w cieple ich apartamentu, i opowiedział jej o swoim planie, natychmiast wzbudził w niej entuzjazm równy swojemu. W ogóle nie poruszyła sprawy jego niezwykłego przybycia. Gdy tylko uśpiła Jarrola i ułożyła go w kołysce, udowodniła zachwyconemu Jaxomowi, jak się cieszy mając go w domu i w łóżku.

Zdenerwowany czeladnik harfiarz Tagetarl opuścił zespół pomieszczeń Siwspa i udał się do Robintona, który siedział przy swoim biurku w holu.

— Siwsp chciałby porozmawiać z tobą i Sebellem, gdy będziecie mieli trochę czasu — zaanonsował.

— Tak? Co on znów szykuje? — spytał Robinton, zauważając niezwykłe poruszenie czeladnika.

— Chce, żeby Cech Harfiarzy zbudował prasę drukarską. — Tagetarl ze wzburzeniem obiema rękami odgarnął włosy z twarzy i prychnął z irytacją.

— Prasę drukarską? — Robinton westchnął głośno, potem obudził swoją jaszczurkę ognistą.

— Zairze, proszę, znajdź Sebella i poproś go by tu przyszedł. Zair ćwierknął zaspany, ale posłusznie odwinął ogon z szyi harfiarza, zszedł wzdłuż jego ramienia na stół, przeciągnął się, a potem podskoczył i wyfrunął przez otwarte drzwi.

— Sebell nie może być daleko, jeśli Zair nawet nie wchodzi w pomiędzy — zauważył Robinton. — Napij się klahu zanim przyjdzie. Wyglądasz jakbyś go potrzebował. Dlaczego Siwsp nagle zdecydował, że Cech Harfiarzy potrzebuje prasy drukarskiej?

Tagetarl z wdzięcznością nalał sobie kubek, przysunął krzesło do biurka Robintona, i jeszcze raz odgarnął swoje długie czarne włosy, tym razem już spokojniej.

— Spytałem uprzejmie, czy moglibyśmy dostać kopie kwartetów smyczkowych, które grał pewnego wieczoru. Domick chciał mieć zapis. Powiedział, że jest zmęczony słuchaniem, jak się zachwycamy muzyką przodków, a sam, przy takiej liczbie mistrzów i czeladników, którzy pracują tu zamiast w siedzibie Cechu, nie jest w stanie przyjść i posłuchać tego na własne uszy.

Robinton uśmiechnął się, wiedząc, że Tagetarl prawdopodobnie ocenzurował kwaśne uwagi mistrza kompozycji.

— Siwsp powiedział, że są inne pilniejsze potrzeby. Musi oszczędzać papier, który mu pozostał i przy tak małym zapasie nie może go trwonić na nuty. Używa już ostatnich rolek. Uważa, że powinniśmy mieć nasze własne maszyny powielające. — Tagetarl uśmiechnął się wyczekująco.

— Hm. To z pewnością rozsądne. — Robinton usiłował nadać entuzjastyczny ton swojemu głosowi, gdyż Tagetarl był najwyraźniej bardzo zainteresowany pomysłem. Ale o wiele bardziej obchodziło go, jakie jeszcze będą „niezbędne” potrzeby oprócz tego, co już się wdraża. Tak wielu ludzi, tak wiele Cechów pracowało pełną parą nad wieloma projektami. — Niewątpliwie, należy rozpowszechniać jak najwięcej informacji. Powinna dotrzeć zwłaszcza do odległych Cechów i Warowni, które nie mogły przysłać tu reprezentantów.

Zair powrócił, ćwierkając tonem, który oznaczał, że jego zadanie zakończyło się sukcesem. Zdążył tylko usadowić się na ramieniu Robintona, a Sebell już wbiegał do holu. Było widać, że ubierał się w pośpiechu, a włosy miał jeszcze mokre.

— Spokojnie, Sebellu. — Robinton uniósł rękę, by uspokoić Mistrza Harfiarza. — Mam nadzieję, że Zair nie naplótł ci głupstw.

Łapiąc oddech, Sebell pozdrowił swojego mentora i uśmiechnął się krzywo.

— Posłuszeństwo twoim wezwaniom, Mistrzu, tkwi we mnie zbyt głęboko by to teraz zmienić.

— Mimo że jesteś Mistrzem Harfiarzem Pernu? — Robinton uśmiechał się z rozbawieniem. — Zwłaszcza teraz, kiedy jesteś Mistrzem Harfiarzem Pernu nie powinno ci się przeszkadzać w porannych ablucjach.

— Klahu? — zaproponował Tagetarl, a kiedy Sebell skinął głową, nalał mu kubek.

— Właśnie brałem prysznic — powiedział Sebell, pijąc klah. — No więc, skoro tu jestem, czym mogę wam służyć?

Robinton wskazał Tagetarla.

— To właściwie Siwsp chce porozmawiać z tobą i Mistrzem Robintonem — wyjaśnił czeladnik. — Potrzebuje prasy drukarskiej i mówi, że zgodnie z jego rozumieniem naszych struktur społecznych, powinien za nią być odpowiedzialny Cech Harfiarzy.

Sebell przytaknął, przyjmując informację. Robinton rozpoznał własną manierę, którą Sebell przejął od niego: on też spotykał się z niespodziewanymi prośbami.

— Rzeczywiście, za każdą formę porozumiewania się odpowiada Cech Harfiarzy. Co to jest prasa drukarska?

— Mam szczerą nadzieję, że jest to krok naprzód w stosunku do drobnego pisma Mistrza Arnora — zauważył Robinton jak gdyby nigdy nic. — Dwaj młodsi mężczyźni popatrzyli na siebie z rozbawieniem. — Coś tak samo czytelnego, jak druk, którym posługuje się Siwsp, ogromnie nam pomoże.

— Tak, bo Siwsp jest chyba jedynym, który z łatwością odczytuje pismo Arnora — zażartował Sebell i zwrócił się do Tagetarla: — O co konkretnie chodzi?