— Domick doprasza się kopii tej wspaniałej muzyki, którą Siwsp dla nas grał.
Sebell kiwnął głową ze zrozumieniem.
— To było nieuniknione. I z pewnością ma do tego prawo, skoro wziął na siebie tyle pracy w siedzibie Cechu, by umożliwić nam pozostanie tutaj!
— Nie pozwólcie, by Domick was szantażował — ostrzegł ich Robinton grożąc palcem. — Chociaż będzie zafascynowany muzyką smyczkową.
— Jak my wszyscy — powiedział Sebell wstając. — Musimy się: zorientować, jak wykonać tę prasę. Ale przecież nie mamy w Cechu zdolnych mechaników, chociaż wytwarzamy własne instrumenty.
I wszyscy trzej udali się na konsultację z Siwspem.
Być może harfiarze nie mają uzdolnień do mechaniki — wyjaśnił Siwsp, kiedy Sebell wyraził zaniepokojenie — ale mają zdolności i inteligencję, Mistrzu Sebellu. Pisane materiały można kopiować czy powielać różnymi metodami, ale obecnie stosowane u was przepisywanie przez skrybów powoduje najwięcej błędów. Korzystając z części maszyn zmagazynowanych w Jaskiniach Katarzyny, można będzie wypracować bardziej wydajne metody wielokrotnego kopiowania zapisu słownego i nutowego, o który prosili wasi koledzy z Cechu.
Podczas gdy Siwsp to mówił, z drukarki w zręczne ręce Tagetarla wysypywały się kartki.
— Rysunki przedstawiają to, co powinniście odnaleźć w jaskiniach, a także parę innych części składowych, które Fandarel będzie musiał dla was wykonać. On także skorzysta na współpracy z wami. — Nastąpiła jedna z tych przerw, które Robinton interpretował jako objaw zmiennego humoru Siwspa. Tym razem zapewne chodziło mu o to, żeby przypomnieć im, jak cenna dla Cechu Kowali była jego pomoc. — Dzięki inteligencji, którą odznaczają się wszyscy harfiarze, z uczniami włącznie, będziecie potrafili złożyć prasę zanim Mistrz Fandarel skończy budowę elektrowni wodnej. Wówczas uzyska się dosyć mocy także dla waszej prasy. A Mistrz Bendarek jest już bardzo zaawansowany w produkcji rolek papieru, również koniecznych przy druku. — Sporządzenie czytelnych czcionek oznaczających litery, cyfry i nuty nie powinno stanowić specjalnej trudności dla osób uzdolnionych manualnie. — Z drukarki wysunęła się kolejna strona, ilustrująca czytelną czcionkę. — Czeladnik Tagetarl jest zręcznym rzeźbiarzem. — Ta uwaga zdumiała Tagetarla, który nie mógł wyobrazić sobie, jak Siwsp dowiedział się o jego zamiłowaniu do rzeźbienia. — Znajdą się także inni z podobnymi talentami artystycznymi, którzy wam pomogą.
— A czy w Jaskiniach Katarzyny nie została żadna prasa drukarska? — spytał chytrze Sebell.
— Niestety, nie. Już od dawna nie powielano ani nie przechowywano informacji w tak kłopotliwy sposób. Jednak wam ta metoda przez jakiś czas wystarczy.
Sebell wziął od Tagetarla kartkę z czcionką.
— Będzie miło nie musieć mrugać lub używać szkła powiększającego do czytania. — Potrząsnął głową. — To się nie spodoba Mistrzowi Amorowi.
— Może to najwyższy czas — westchnął z żalem Robinton. — Jest już prawie ślepy. A ci przeklęci uczniowie strasznie go wykorzystują. Menolly opowiadała mi o tym, co się wydarzyło w zeszłym tygodniu. Jeden z bezczelnych młodzików wręczył mu obraźliwy wierszyk zamiast ballady, którą miał zapisać, a biedny Mistrz Arnor zaaprobował to.
— Tagetarl uśmiechnął się pod nosem. — I to nie pierwszy raz ktoś zadrwił sobie z Mistrza Arnora.
— Czy drukarnia pomoże ci oszczędzić zapasy papieru, Siwspie?
— Tak, ale nie był to główny powód, dla którego zaproponowałem wam, byście wyprodukowali lepsze urządzenie do kopiowania i przechowywania informacji. Niedługo będziecie potrzebować znacznej liczby pras, więc jest rzeczą rozsądną, byście poznali podstawowe zasady jej działania i z czasem je ulepszyli.
— Uważam… — Robinton przerwał i spojrzał na Sebella świadom, że swoją sugestią wkracza w zakres władzy nowego Mistrza Harfiarza — że pierwsza prasa powinna być skonstruowana tu, na Lądowisku.
Sebell skinął głową, odgadując prawdziwy powód sugestii swojego mentora.
— To z pewnością mniej obrazi Mistrza Arnora. — Przyjrzał się wydrukowanym stronom. — Dulkan już tu jest. Wykonywał piękne mosiężne elementy do instrumentów. Jest też czterech innych starszych uczniów, oczekujących na swoją kolejkę na Podstawowym Kursie Naukowym. Na razie możemy ich zatrudnić.
Robinton rozpromienił się z radości, że jego młodsi koledzy odnoszą się do nowego projektu z takim entuzjazmem.
— Terry jest teraz w Jaskiniach Katarzyny. Jeśli się pospieszymy, możemy poprosić go o pomoc — powiedział Tagetarl z zapałem.
Pożegnawszy Robintona krótko, lecz jak zwykle z wielką uprzejmością, młodzi mężczyźni wyszli z pokoju, wymieniając pomysły na temat projektu.
Czasami, pomyślał Robinton, siadając powoli na najbliższym krześle, taka energia bardziej go wyczerpuje niż odświeża. Jednak pomysł skonstruowania prasy drukarskiej spodobał mu się. Co za nadzwyczajna rzecz móc wykonać dowolną liczbę kopii!
Zadziwiało go, że istnieje tyle urządzeń, których do tej pory nigdy na Pernie nie potrzebowano. Miało to ogromny wpływ na wszystkie Cechy, Warownie i Weyry, a przecież poznali dopiero nieskończenie mały ułamek nowych możliwości. Lytol, który zapoznawał się z historią i polityką przodków, już martwił się tym, co nazywał wypaczeniami wartości i zastąpieniem tradycji przez nowe potrzeby. Obietnica zniszczenia Nici — możliwość, Robinton surowo poprawił sam siebie, mobilizowała wszystkich, oprócz nielicznych odstępców. Nawet najbardziej konserwatywni z żyjących jeszcze jeźdźców z przeszłości popierali teraz Władców Weyru Benden.
Ale czym zajmą się smoki i jeźdźcy, gdy Nici przestaną być racją istnienia Weyrów? Robinton wiedział, chociaż ten pogląd nie był szeroko dyskutowany, że F’lar i Lessa chcieli zażądać wielkich obszarów tu, na Południowym Kontynencie. Tylko czy Lordowie Warowni, którzy sami spoglądali z chciwością w stronę otwartych przestrzeni Południowego Kontynentu, przyjmą z zadowoleniem takie żądania? Od kiedy Torik zdał sobie sprawę, że zadowolił się tak niewielką częścią południowych ziem, zżerała go ambicja. W ocenie Robintona Weyry, po tysiącach Obrotów służby, zasługiwały na wszystko czego sobie życzyły, ale czy Panowie Warowni i Cechy przystaną na to? Tym martwił się najbardziej. A jednak zdawało się, że Przywódcy Weyrów wcale się tym nie przejmują. A co będzie, jeżeli za cztery Obroty, dziesięć miesięcy i trzy dni zapowiedziane przez Siwspa, próba nie powiedzie się? Co wtedy?
Być może, rozjaśnił się nagle, cała ta nowa technologia pochłonie bez reszty Warownie i Cechy, i nie będą się interesować Weyrami. W Przerwach między Przejściami Warownie i Cechy zawsze ignorowały Weyry. Czyżby rzeczy takie jak elektrownie czy drukarnie były cenne z bardziej skomplikowanych powodów niż tylko dlatego, że ułatwiają życie?
— Siwsp — powiedział Robinton na powitanie, zamykając drzwi za sobą. — Chciałbym zamienić słowo. — Odchrząknął, zastanawiając się, dlaczego czasami w obecności maszyny jest zdenerwowany jak uczeń. — Ta prasa drukarska…
— Uważasz, że nie jest potrzebna?
— Przeciwnie, oczywiście, że jest…
— Więc co cię niepokoi? Twój głos zdradza niepewność.
— Siwspie, kiedy zdaliśmy sobie sprawę, jaką wiedzę posiadasz, nie mieliśmy pojęcia, jak wiele sami utraciliśmy. Jednak teraz rzadko zdarza się dzień, w którym jakieś nowe urządzenie nie znajduje się nagle na liście tych niezbędnych. Nasi zręczni rzemieślnicy mają dość pracy na całe Przejście. Powiedz mi szczerze, czy wszystkie te maszyny i urządzenia są naprawdę niezbędne?