Выбрать главу

Ciągnie się daleko, prawda? odezwał się Ruth.

Widzisz drugi brzeg? spytał Jaxom mrużąc oczy w ponurym świetle, by sięgnąć wzrokiem do odległej, ocienionej krawędzi.

Nie ma tam nic do zobaczenia, wszędzie to samo.

— Widzicie te tarasy? — powiedział F’lar, spoglądając w dół. — Moglibyśmy umieścić silniki wzdłuż nich.

— Nie wiem, czy są dość mocne, by utrzymać ich ciężar? — zastanawiała się Lessa.

F’lar wzruszył ramionami.

— Chyba tak. Nie czujesz o ile lżejsi tu jesteśmy? Silniki też będą ważyły mniej. I spójrz na rozmiary tych płyt. Są gigantyczne.

— Wyglądają jak zęby. Mam wrażenie, że jakaś siła rozerwała powierzchnię planety, tak jak ty czyja otwieramy czerwony owoc — powiedziała Lessa, a w jej głosie wyczuwało się przerażenie.

Ruth, możesz zeskoczyć na pierwszy taras skały? Powoli. Chcemy zobaczyć, jaki ciężar wytrzyma.

— Ostrożnie, Jaxomie! — ostrzegał F’lar unosząc dłoń jakby chciał odwołać eksperyment.

Jednak było tam mnóstwo miejsca i Ruth ostrożnie opuścił się w rozrzedzonej atmosferze poza krawędź kanionu i w dół na pierwszy taras. Niechcący obluzował niewielki kamień, który długo spadał. Jaxom nasłuchiwał.

Ruth, stoisz tam całym swoim ciężarem? spytał.

Poczuł, jak Ruth sapie, gdy zginał kolana i przyciskał się z całej siły do gruntu.

Nie rusza się. A ja nie ważę tutaj dużo.

To prawda. — Powinniśmy przynieść jakieś światła — zaproponował Jaxom spoglądając wzdłuż wystającej skały. — Ale ta półka wygląda na dość długą nawet dla silników „Yokohamy”. Czy chcecie, bym sprawdził z Ruthem jak głęboko sięga ta rozpadlina?

— Na Skorupy! Nie rób tego! — krzyknął F’lar. — I tak grozi nam wielkie niebezpieczeństwo.

— Jak długo tu jesteśmy? — spytała Lessa. — Smoki mają ograniczoną ilość powietrza w swoich ciałach.

— Tylko siedem minut — odpowiedział Jaxom po sprawdzeniu czasu na zegarze wbudowanym w skafander. Miał na sobie oryginalny skafander kolonizatorów, a nie jeden z tych zmyślnie wykonanych przez Hamiana.

— Jaxomie, wyjdź stamtąd — poprosił F’lar. — Gdyby szczęki tego kanionu miały się zamknąć…

Jaxom, który sam już o tym pomyślał, chętnie zastosował się do prośby F’lara. Uderzając skrzydłami o wiele szybciej niż na Pernie, Ruth poderwał się z czarnej rozpadliny i stanął obok swoich dwojga smoczych towarzyszy.

— To będzie pierwsze miejsce, gdzie zostawimy silnik — oznajmił F’lar. — Ja lecę w górę, a ty, Jaxomie, polecisz w dół. Lesso, zorientuj się, jak wygląda drugi brzeg. Ile mamy jeszcze czasu, Jaxomie?

— Pięć minut. Ani chwili więcej!

Jaxom czuł się dość niepewnie lecąc nad rozpadliną, bo wiedział, że może ona się rozciągać aż do jądra planety. Rozglądał się za niezwykłymi skałami, które mogłyby posłużyć za drogowskaz, ale przez prawie cztery minuty lotu skała była całkiem gładka. Potem na długość smoka pod krawędzią zauważył kolejną długą płytę jasnej skały. Poprosił Rutha, żeby ją zapamiętał.

Ramoth mówi, że musimy wracać. Znaleźli trzecie miejsce, powiedział Ruth Jaxomowi.

A więc kończymy misję. Przyłączmy się do nich i wracajmy.

Ramoth mówi, żebyśmy skoczyli stąd, gdzie jesteśmy.

Ruth, wszystko w porządku? dopytywał się Jaxom. Dobrze się czujesz?

Tak, dobrze. Oni też dobrze się czują. Ale chcę już wrócić na „Yokohamę” i wreszcie móc oddychać.

Ruszajmy więc. I Jaxom tęsknie pomyślał o bezpiecznej ładowni.

Chwilę po powrocie Rutha i Jaxoma w ładowni pojawiły się również wielkie bendeńskie smoki. Nawet w przyćmionym świetle Jaxom zauważył, że poszarzały. Ze strachem spojrzał na Rutha, ale w nim nie zauważył zmiany. Potem dopiero zorientował się, że ich podróż trwała dwanaście minut i trzydzieści i pół sekundy.

Dobrze się czujesz? spytał pochylając się w przód na szyję Rutha. Pysk białego smoka był szeroko otwarty. Oddychał czerpiąc wielkie, głębokie hausty powietrza. Jaxom czuł jego drżenie.

— Jaxom? Lessa? F’lar? — głos Siwspa brzmiał głośno w hełmie.

— Jesteśmy tutaj — odparł Jaxom. — Wszystko w porządku. Znaleźliśmy trzy miejsca na silniki. W dole rozpadliny są skalne półki. Doskonale się nadadzą. — Spojrzał na chronometr. — Dwanaście minut, Siwsp. Dwanaście. Co za dzikie miejsce — dodał, przypominając sobie pozbawioną życia powierzchnię i popękany, zniszczony krajobraz, z olbrzymim kanionem jak otwarta rana, która zabiła planetę. Czy ktoś kiedyś żył na niej?

Pić mi się chce i chcę się wykąpać, powiedział Ruth tak błagalnie, że Jaxom aż się zaśmiał. Ramoth i Mnementh też.

— Chyba najpierw musisz złapać oddech, kochana Ramoth — poradziła Lessa odpinając uprząż. — Nie ma tu odrobiny klahu, Jaxom? — jej głos był prawie tak samo błagalny jak głos Rutha. — Chce mi się pić, jest mi zimno, i czuję się jak bym odleciała z Pernu sto lat temu.

— Mamy tylko wodę, ale klah jest blisko. — Sam chętnie by się napił. Był przemarznięty do szpiku kości.

Jednak okazało się, że zbiornik z wodą jest pusty i Jaxom zaklął pod nosem. Nagada do słuchu temu idiocie, który nie pomyślał o jego napełnieniu.

Lessa też była wściekła, ale tym szybciej zrzucili skafandry i ostrożnie odłożyli je na miejsce. Wszystkie trzy smoki czuły się już lepiej i tylko marzyły o wodzie do picia i kąpieli.

— Coś wam powiem — odezwała się Lessa wsiadając na Ramoth. — Odbyliśmy bardzo długą podróż, ale wcale nie zabrała tyle czasu ile mi się wydawało, że zabierze. Zastanawiam się…

— Wszyscy mamy nad czym się zastanawiać — odrzekł jej stanowczo F’lar — i chcę spisać szczegóły jak najszybciej, zanim niektóre rzeczy ulecą mi z pamięci.

— Mam wrażenie, że te jałowe miejsca nigdy nie wylecą nam z pamięci — odparła Lessa. — Prawie mi było szkoda tej zniszczonej planety.

— Umarła znacznie wcześniej, niż Pern stał się zdolny do stworzenia życia — powiedział jej Siwsp.

— To mnie wcale nie pociesza — zakończyła rozmowę Lessa.

Meer czekał w Warowni Cove i urządził przed Jaxomem i Ruthem taki pokaz powitalnych nurkowań i ćwierknięć, że Lessa i F’lar zginali się ze śmiechu.

Ruth spokojnie go zapewnił, że wszystko było w porządku, a potem poleciał na plażę i poprosił go, by mu pomógł się umyć. A ty nie idziesz? spytał żałośnie kiedy zobaczył, że Jaxom kieruje się w stronę Warowni.

— Nie mogę, kochany. Muszę napisać raport, póki jeszcze mam na świeżo wszystkie szczegóły w pamięci. Potem do ciebie przyjdę — zawołał Jaxom. Stada jaszczurek wystrzeliły w powietrze i poleciały do smoków. — Macie dość pomocników. Nie potrzebujecie nas!

Obszerny salon Warowni był pusty, a gdy Jaxom zawołał Sharrę i Robintona, nikt nie odpowiedział.

— Ciekawe, gdzie jest Sharra — powiedział Jaxom pamiętając, że zostawił ją śpiącą. Będzie się martwić, nawet gniewać! I będzie miała powód, pomyślał.

Lessa uśmiechnęła się do niego ze zrozumieniem.

— Byłeś z nami.

— To żadna wymówka — odrzekł Jaxom ponuro, zastanawiając się, jak udobruchać Sharrę. Potem otrząsnął się z zamyślenia i powrócił do spraw bieżących.

Podczas gdy Przywódcy Bendenu zaopatrywali się w materiały do rysowania, Jaxom znalazł w chłodni dzbanek zimnego soku owocowego, który natychmiast opróżnili. Potem każde z nich narysowało zapamiętane widoki, ale kiedy porównali obrazy, zauważyli pewne różnice.