Выбрать главу

- Bierz przykład z Elżbiety - poradziłam jej.

- Ani drgnie.

- Elżbieta! - prychnęła Zosia z gniewem.

- Do Elżbiety można strzelać z karabinu maszynowego, można dom podpalić! Ona nie ma nerwów!

- Tym bardziej bierz z niej przykład, Joanna ma rację.

- Przeszukaj jeszcze kuchnię - powiedziałam ponuro. - Skoro w głupich miejscach, to już konsekwentnie.

W kuchni postanowiłyśmy przy okazji zrobić sobie kawy, Alicja zdecydowała się nie pójść w ogóle do biura, uznawszy, że dwie zbrodnie pod rząd, nawet jeśli jedna z nich jest trochę nieudana, są wystarczającym usprawiedliwieniem, szczególnie jeśli przyjmie się, że to ona miała paść ofiarą. Wróciłam do kwestii młodzieży. Paweł nie budził we mnie żadnych podejrzeń zarówno jako młodzież, jak i jako on sam, przypuszczenie zaś, że moje dzieci miałyby przejawiać tak zwyrodniałe poczucie humoru, wydało mi się co najmniej niesmaczne. Nie omieszkałam poinformować o tym Alicji.

- W takim razie kto? Ktoś w końcu tego Edka zabił i ktoś doprawił winogrona. Ktoś podobno czyha na mnie. Kto? Ty?

- Dlaczego ja, do diabła?! - zdenerwowałam się. - Ni mnie ten Edek ział, ni mnie grzębił...!

Stojąca na wysokim kuchennym stołku i gmerająca w szafce Alicja odwróciła się z takim rozmachem, że połowa puszek z górnej półki z łoskotem runęła na podłogę. Z jednego słoika wysypała się kawa.

- Ni co ci robił?!!!

- Co?... Nic mi nie robił - odparłam ze zdumieniem, nie zdając sobie sprawy z tego, co powiedziałam, i współczująco patrząc na Zosię, która pojawiła się w wejściu z korytarzyka do kuchni. Jedną ręką trzymała się za głowę, a drugą za serce.

- Alicja, ty mnie wpędzisz do grobu - powiedziała z goryczą, spoglądając na pobojowisko u naszych stóp.

- Przestań reagować po prostu - poradziła jej stanowczo Alicja z wyżyn stołka. - Nastaw się duchowo i nie zwracaj uwagi. Okazuje się, że Joannie Edek robił coś takiego, że naprawdę trzeba go było zabić.

- Przypuszczam, że zwariowałaś ze strachu - powiedziałam z odrazą. - Co, na litość boską, Edek mi robił?!

- Właśnie nie wiem. Powtórz, co powiedziałaś.

Zosia patrzyła na nas z rozpaczą w oczach.

- Powiedziałam, że ni mnie grzał, ni mnie ziębił.

- Ział! Edek cię ział i grzębił!

- Oszalałaś?! Przeciwnie! Nie ział mnie! I nie grzębił!

- Nie - powiedziała Zosia. - To jest nie do zniesienia. Trupy i obłęd. Wy chyba obie jesteście pijane.

Odwróciła się i nieco chwiejnym krokiem oddaliła w głąb korytarza.

- Zamknij za nią drzwi - powiedziała Alicja. - Już się nie miało co wysypać, tylko akurat kawa. Ciekawe, kto ją odkręcił.

- Nie ja. I przyjmij do wiadomości, że nie ja zabiłam Edka, nie ja otrułam Kazia, a na twojej śmierci wcale mi nie zależy. Pogódź się z tym raz na zawsze i odczep się ode mnie. Ja tych rzeczy nie robię, ja je tylko opisuję. O Edku tyle wiem, co od ciebie. Zosia wie więcej.

Przez chwilę zastanowiłam się uczciwie, czy na pewno mówię prawdę. Nie, istotnie, Edka znałam właściwie wyłącznie przez Alicję, a to, o co go miałam zapytać, nic mi o nim nie mówiło.

- Nie wierzę, że to Zosia go zamordowała - powiedziała kategorycznie Alicja. - Nie mówiąc już o tym, że nie wierzę w jej zamachy na mnie.

- Ja też nie wierzę, ale nie wiem. Możliwe, że to ty sama. Uszami ci wyszło to stado gości i w ten sposób się ich pozbywasz. Nie wiem, na kogo teraz kolej, na Pawła czy na mnie, bo Elżbieta się wyprowadza dobrowolnie, a Zosię zostawisz sobie pewno na koniec.

- Idiotka.

- Najlepiej Edka znałaś ty i, tak między nami mówiąc, miałaś z nim najwięcej wspólnego. Stał się dla ciebie kłopotliwy, więc go sprzątnęłaś.

- No dobrze - zgodziła się Alicja po namyśle i dodała z zaciekawieniem: - A tego Kazia Elżbiety?

- Widział cię przecież. Elżbiecie nie powiedział, bo nie chciała słuchać, ale ty wiedziałaś, że jeśli coś widział, to tylko ciebie, skradającą się, jak lady Macbeth, ze sztyletem w ręku...

- Nigdy w życiu nie miałam sztyletu - powiedziała Alicja niechętnie i zlazła ze stołka. - Na górnej półce nie ma. Ale wiesz, że ty masz rację, rzeczywiście, mnie można podejrzewać. Tylko nie wiem, jak ja to załatwiłam z tymi winogronami.

- Przyjechałaś w godzinach pracy...

- Aha, a przedtem telepatycznie dowiedziałam się, że je kupiłyście i że Kazio przyjdzie wieczorem, żeby je tu zeżreć.

Zamyśliłam się.

- No tak, winogrona nie pasują... Ale mogłaś przyjechać z myślą o czymś innym, a winogrona ci wpadły pod rękę. Był taki kryminał, gdzie wstrzykiwano cyjanek czy coś tam do winogron, pewnie go ostatnio czytałaś. A Elżbieta zawiadomiła cię telefoniczne, że przyprowadzi Kazia... Albo może i bez Kazia, a może Kazia wydedukowałaś logicznie...

- Jasne, najprostsza logiczna dedukcja prowadzi do tego, że u mnie musi zawsze ktoś nocować. W miarę możliwości obcy.

- A co, może nie? Zresztą wszystko jedno, jesteś też podejrzana. Widocznie miałaś swoje powody, twoja rzecz, rób sobie teraz, co chcesz, żeby cię nie złapali. Szukaj tego listu!

Alicja zmiotła z podłogi resztki kawy i wysypała do pojemnika na śmieci. Nie wydawała się specjalnie przejęta moimi rozważaniami. Zgasiła palnik pod czajnikiem i wyjęła z szafy dwie filiżanki. Sięgnęłam po puszkę z kawą, stojącą na podręcznej półeczce nad stołem, i wsypałam po dwie łyżeczki do filiżanek, stwierdzając przy okazji, że w puszce już niewiele zostało. Nie chciało mi się teraz wstawać i dosypywać.

- A tak już na serio, bez wygłupów - powiedziała Alicja, siadając przy stole. - Zastanawiam się, kto z nich naprawdę mógł to zrobić. Zosia nie bardzo wie, co Edek robił w Warszawie i z kim się spotykał. Jak ty myślisz?

Zawahałam się. Gdyby Alicja miała jakieś pojęcie o tym, z kim się Edek spotykał, niewątpliwie wyznałaby to z nadzieją, że pomoże w ten sposób ujawnić mordercę. Informacja, kim był facet w czerwonej koszuli, skąd się wziął i jak się nazywał, prawdopodobnie zeszła do grobu wraz z Edkiem. Miałam go o to zapytać. Mogło się to okazać nadzwyczaj ważne. I znów teraz trzeba będzie dochodzić do celu okrężnymi drogami, bo jedyny człowiek, który znał odpowiedź, nie żyje. I możliwe, że nie żyje właśnie dlatego, że znał odpowiedź...

- W ogóle nie słuchasz, co mówię - powiedziała Alicja z naganą. - Moim zdaniem Ewa jest możliwa.

Rzeczywiście, nie słuchałam, co mówiła, w głowie kłębiło mi się zupełnie co innego i użyte przez nią określenie wydało mi się co najmniej nieodpowiednie. Ewa, ze swoimi wielkimi jasnymi oczami w oprawie czarnych rzęs, z pełną wdzięku, wyrazistą twarzą, z ponętną figurą... Możliwa?!

- Możliwa? Moim zdaniem to jest piękna kobieta!

- A cóż to ma do rzeczy? - spytała Alicja, patrząc na mnie ze zdumieniem. - Uroda jej miała przeszkodzić?

- Uroda na ogół raczej pomaga... W czym jej miała przeszkodzić?

- W mordowaniu Edka! Mówię, że Ewa wydaje mi się możliwa! Prawdopodobna!

- A! - powiedziałam, łapiąc wreszcie sens. - Ewa, mówisz? Dlaczego? Po diabła miałaby Ewa tego Edka zabijać? Widziała go tu na oczy pierwszy raz w życiu!

- Drugi - poprawiła Alicja. - Pierwszy raz widziała go w Warszawie. Jak mu zawiozła ode mnie ten pędzel do golenia. Spotkała się z nim.

- I to ją tak zdegustowało, że przy następnej okazji od razu go utłukła?

- Głupiaś. Mogła zrobić coś kompromitującego. Była sama, bez Roja... Edek o tym wiedział, był świadkiem...

- Równie dobrze mógł go zabić Roj. On ją kocha, wszystko wiedział, nie przyznawał się, że wie, i zabił Edka, żeby nie gadał. Z miłości do Ewy.